• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum 30 września 2004


zima... jakos szybciej?

Spojrzałem przez okno... delikatny wieczór lejący się bezszelestnie przez okna do domu... pomarańczowe światło, które jakby chciało nieco ogrzać panującą aurę... światło, które przelatującemu wzrokowi dało wyobrażenie leżącego wszędzie śniegu... zima... zima nadchodzi...

Od rana już byłem w złym humorze. Może nie złym, ale lepiej było się do mnie nie odzywać. Szczególnie nieodporny byłem dziś na zaczepki. I w dziwnie silny sposób chciałem z kimś 'wymienić się pogladami', najlepiej na sprawy, które są nam przeciwne. Na pierwszej lekcji od razu baba zjebała mnie za to, że mam na ławce niedawno kupionego Newsweeka... czytałem go sobie kukturalnie na wychowawczej. Jakbym robił coś zlego... zawsze na tej lekcji jest taki syf, że głowa mała, a tutaj czytający chłopaczyna sieje bunt... okazało się, że jest gegra.

Baba coś tłumaczyła. Dzisiaj niepomiernie nudno. Nigdy nie porywa mnie swoimi quasi-oratorskimi wyopwiedziami na wyżyny zachwytu, ale dziś nie sprawiła się wcale. Prawiła tak nudno, że już mialem się pyrgnąć na drugiej ławce na rozłożonej prostopadle do długości ławki ręce i zasnąć. Zadanie dla Was... - usłyszałem, jakby błogosławieństwo i zapowiedź normalnego czasu reszty godziny lekcyjnej. Coś tam nam dała, nawet chyba nie zapisałem. Zawsze tak jest, część lekcji baba pogada, potem zadania dla nas, jak to zawsze mówi, a w dalszej kolejności my zajmujemy się sobą, a ona dziennikiem. I tak w kółko. Już trzeci rok to samo przedstawienie.

Odwróciłem się do tyłu. Monika i druga znajoma. Zacząłem coś do nich rozmawiać, jak zawsze na pierwszej lekcyjnej, o ósmej rano przy dzwoniącym o podwójne szyby deszczu, nikomu za bardzo nie chciało się odpowiadać. Majka, koleżanka, coś pisała... Monika przepisywała notatkę, którą trzeba było zrobić jako pracę domową... Patrzyłem na nią. No i nic, tylko patrzyłem. Bawiłem się co raz jej jak zawsze bujnymi włosami, z którymi robi coś takiego, że jest ich jeszcze więcej (nawet nie będę próbować wnikać w te wszystkie zabiegi). Podobają mi się, kiedy jest ich tak dużo. Ale ona chyba nie przepada za tym, jak każdy je mierzwi, kiedy tylko koło niej przechodzi.

Majka zaczęła pisać ściągę na WOS. Miała być kartkówka, facet coś przebąkiwał, żebyśmy się nauczyli poprzednich tematów. Większość klasy podchwyciła te słowa jako zapowiedź małej pracy pisemnej... ja byłem w tej większości. Zarówno byłem w tej mniejszości, która cokolwiek się przygotowywała na taką okoliczność. Podczas kiedy Majka robiła swoją pomoc naukową, mój zaczepny humor wreszcie dał o sobie znać. Zapytałem po co właściwie to robi... odpowiedziała mi, że przychodzi do szkoły po to, żeby nauczyć się ściągać. Oczywiście zapewne to przesadziła znacznie, ale wtedy tego nie zauważyłem. Dodała, że ściąganie się przydaje w życiu i że jest to zdolność, którą możnaby postawić na równi z wiedzą wyniesioną ze szkoły, poza tym w życiu nie da się uczciwie żyć... Monika wzięła jej stronę, zaczęła na mnie delikatnie napierać ze swoimi argumentami. Ja jakbym na to czekał; bez zastanowienia powiedziałem coś do Majki, coś takiego, że zniszczyłem ją od razu, już więcej nie odpowiedziała mi. Potem zostawiłem sobie Monikę... na deser... jak wyrafinowany zabojca kąsałem ją z każdej możliwej strony; koniec końców posunąłem się może ciut za daleko. Powiedziałem jej ściszonym głosem, prawie szeptem, który uniemożliwił podsłuchanie tych słów innym, choć w dziwny sposób nie było wtedy przy nas nikogo innego, że mam nadzieję, że wyłoży się na maturze z tych przedmiotów, z których ściąga. Popatrzyła na mnie znacząco, zripostowała, że bardzo to było miłe. Nie odpuszczałem, dalej w to brnąłem, nie pokazalem jej, że żałowałem swoich słów. Chyba nie żałowałem.

Przez resztę dnia w dość prymitywny sposób jechałem po niej. Kiedy tylko coś czytała, mówiłem żeby tego nie robiła, żeby napisała sobie ściągę. Apogeum jej wytrzymałości było około trzeciej lekcji. Podniesionym głosem powiedziała mi, że są ludzie, którzy nie ściągają i są tacy, którzy ściągają... mnie zaklasyfikowała do tych nieściągających, siebie do drugich. Wycofałem moje cięzkie działa, kazałem zawrócić artylerię i piechotę... wycofywałem się. Dalsze napieranie zapewne przerodziłoby się w wojnę. Zaspokoiłem mój ciemniejszy humor.

Kartkówki nie było.

30 września 2004   Komentarze (4)
Chaos_angel | Blogi