Zlodzieje czasu, vol III
Nie, nie między nami. Tutaj akurat wszystko kwitnie, niemalże na każdym szczeblu.
Jednak w niedzielę, Ptysiek jedzie już do szkoły... a to oznacza, że przez cały roboczy tydzień się nie zobaczymy... Zastanawiam się jak to przetrzymam.. w ogóle zastanawiam się jak będę to znosić.
Dzisiaj akurat, cały piątek, spędzilismy razem. No, prawie cały... wspólny zaczął się od ok 13.. i przed chwilą się zakończył. Do szkoły nie poszedłem, zwyczajowo mi się nie chciało... i nawet mama nie stawiała oporu... Dziwne, ale przyjemne. Poczytałem nieco RzK.. ale nadal tego jest jeszcze dużo. Trochę mnie zbił z tropu fakt, że Ptysiek przeczytał przez dwa, czy trzy dni Mistrza i Małgorzatę... a ja siedzę na 100 stronie tej książi i nic... normalnie szok. Choć z tego co wiem ona ma zastraszające tempo czytania... na raz pochłania 200 stron. Ja muszę spędzić nad czymś takim conajmniej dwa dni.
Wczoraj byłem u mojego historyka. Pomóc mu z tym cholernym aparatem... ogólnie było nieźle.. pogadałem sobie z nim jak człowiek z człowiekiem, nie jak nauczyciel z uczniem. Nawet niezły gościu. Ale jak przyszła jego żonka i zaczęła najeżdżać na moją pracę z polaka.. normalnie terror. Już nic nie mówiłem. Tylko się wkurwiłem.
A co do Ptyśka... jak już powiedziałem wcześniej, jest dobrze.. bardzo dobrze... i nie zapowiada się, żeby było gorzej. Mamy wszystko to, co potrzeba w życiu do przetrwania... mamy wspólne tematy do rozmowy, wspólny śmiech, podobne zainteresowania... nie nudzimy się sobą... czas na pocałunkach, przytulaniu się, wspólnym spędzaniu czasu mija w zastraszającym tempie... zastanawiam się nad trwałą ingerencją obcej cywilizacji w moje życie... podejrzewam machinacje czasem. Ale dowodów brak...