Pięciodniowy exodus, część druga.
Niedawno w zetce leciał kawałek Jeden Osiem L, ofkoz jedyny z jakim się chyba przebił - Jak zapomnieć?. Kiedyś słuchając tego, bardzo dobrze rozumiałem to, co chciał przekazać autor... właściwie kiedy piosenka wchodziła dopiero na anteny, nie była jeszcze taka sławna, już wiedziałem, że w jakiś sposób jest moja. A teraz...? A teraz nie. Zwyczajnie nie...
Choć takie uczucia jak to do Moniki ot tak nie wygasają, choć tak jest i w tym przypadku, jest teraz ono na tyle słabe, że prawie nieistotne w moim życiu. Nawet jakby chciało, nie dam mu się podnieść.. zwyczajnie nie ma sensu... Choć nie powiem, stykam się z Moniką w szkole nada... ale jakoś nie ciągnie mnie do niej już tak, jak kiedyś... teraz akurat moje myśli zaprząta inna osoba. A Monikę zwyczajnie łapię za tyłek:) Ot tak, bezczelnie, bez pardonu. Bo jest za co złapać:) A Ptyś...? Ptysia też jest za co złapać:) Choć tam sytuacja jest nieco mniejsza (nie znaczy gorsza!), i nieco bardziej... kształtna..? Nom, tak, tego słowa szukałem. I poza tym mam bezczelne prawo do bezczelnego posyłania tam mojej ręki w przypadku Ptysia:) Monika jakoś się burzy... e tam, jakby kto na to uwagę zwracał;)
A więc wtorek... jakoś się trzymamy... powoli, jeszcze trzy dni. Ale damy radę. Zawsze dajemy, prawda, wiaro?
Pozdrawiam.