• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum 14 marca 2005


I-Nie-Ma-Mocnych

Rekolekcje... połowicznie wolne... chyba tak, jak u InnaM. Miałem sen. Dziwny i ciekawy zarazem. Śniły mi się dwa zwierzaki: pies i lis, bądź dwa lisy. Byłem jednym z nich. Miejsce: droga - szeroka, asfaltowa, w dziwnie mentalny sposób - bezpieczna; mało samochodów, jeżeli już to wielkie, ciężkie i leniwe. Powolne. Dwa zwierzaki biegnące gdzieś, do celu, tego tam, będącego w pamięci mojego zwierzęcego kompana. Może nawet biegliśmy w jego strony, do jego dimu. Nowoczesna droga w pewnym momencie rozgałeziała się w trzy mniejsze jezdnie, jednak w sposób jak najbardziej naturalny, jakoby gałęzie delikatnych drzew rozpinające się do słońca. Wszędzie dokoła nas, pomimo oznaków cywilizacyjnych, będących tutaj chyba tylko gościem wobec potężnych sił natury, wielkie drzewa, gęste, zaciemniające w ekscytujący sposób granicę między ludzkość - natura. Na tyle podniecające, że chciałoby się skręcić z ubitej mazutem trasy i udać się w gęstwinę na poszukiwanie nieznajomego, na szukanie sensu.
Biegliśmy obaj do przodu. Ja za nim. Skręcając w ścieżkę na prawo, po jakimś czasie znaleźliśmy się w miejscach bardziej przypominających puszczę, a ubita, piaskowa droga pod naszymi nogami (?), zdawała się być intruzem na świętych, pierwotnych, dziewiczych terenach, zamieszkałych tylko przez naturę i jej prawowitych spadkobierców. Po jakimś czasie skręciłem sam w las. Bez strachu, bez niczego.. może z dozą ciekawości. Mój towarzysz, gnany chęcią dosięgnięcia celu nie zważał na mnie. Dalej nie pamiętam już mojej zwierzęcej powłoki, pamiętam natomiast indian, albo ludzi podobnych do nich, jakichś rdzennych mieszkańców tych ziem. WIelcy, ciemnoskórzy - nie czarni, ale też nie biali, czerwoni, można by rzec. W skórzanych, zabrudzonych nieco strojch, z drewnianymi oszczepami, jakby poddając się prawom natury - zabijali, by przeżyć, może tylko próbowali na coś polować... byli niesamowicie wielcy przy mnie. Być może dlatego, że widziałem ich oczami małego zwierza... tak czy inaczej wydali mi się wielkimi, ciosanymi z granitu gigantami, rządzącymi w miejscu, gdzie tylko jedna siła jest potężniejsza od nich, a ci, mimo swojej potęgi i władzy, czuli pokorę do tej sprawczej siły.
Właściwie to już cały sen... oczywiście nie da się oddać jakichś form uczuć, które towarzyszą każdej takiej podróżyw nieznaną i niezidentyfikowaną podróż ludzkiego mózgu. Tak czy inaczej było to kolejne bardzo ciekawe doznanie...
Tak.. a teraz wypadałoby coś napisać o minionym czasie z Ptysiem... ogólnie było jak zawsze miło. Co prawda piątek nieco obfitował w słowne zagrania, jednak nie poniżej pewnej delikatnej granicy, ale to wynikało z tych dni Kochania, toteż należało zachować zwyczajny spokój, wyrozumiałość i... czekać.
Niestety nie mogłem się pobawić Kochaniem w sposób adekwatny do moich zamierzeń z tego właścnie względu... szkoda. Aczkolwiek mi się za to dostało więcej, jak to Ptysio powiedział: teraz ja się tobą zajmę. No i się zajęła:)
Choć nie było to łatwe, dopięła swego z tym większą satysfakcją...
Dobrze, że niedziela była już obopólna. Kochanie nie pojechało do szkoły wcześniej, tylko dziś z samego rana. Toteż zaczęliśmy oglądać Iniemamocnych. No, filmiko-baja niezła... tylko nie wiem o czym była druga płyta, zajęty byłem czym innym... wróć! - kim innym.
Zauważyłem, że kobiety, mówiąc o fizyczności, jako o integralnej i nieodłącznej części związku, często odnoszą się do tego z rezerwą. Wg nich nie jest to tak istotne jak w rzeczywistości, że w związku chodzi tylko i wyłącznie o uczucia, zaufanie, partnerstwo. Jasne, że to jest istotne. Ale przytulenie, pocałunek, czy nawet orgazm to także bardzo ważne części życia obojga kochających się ludzi. Dzięki tej sferze, chodzi mi o sexualność, można bardzo wiele dowiedzieć się o partnerze, o jego uczuciach do nas. Taki właśnie był i dzień wczorajszy, jak i większość spotkań przedtem, wcześniej x tygodni temu. Ptysio zrobił coś, na co wiele dziewczyn by się nie odważyło i nawet ona sama zapierała się przed tym jakiś czas temu. Dość, jeśli powiem, że wypływało to z czystej chęci sprawienia fizycznej przyjemności, coś w stylu vice versa. I było bardzo miło. Właściwie nie wyobrażam sobie teraz życia bez tego typu fizyczności... to jednak JEST bardzo istotna część ludzkiego życia... i wbrew pozorom nie idzie w niej tylko o fizyczność.
Pozdrawiam.
14 marca 2005   Komentarze (6)
Chaos_angel | Blogi