I-Nie-Ma-Mocnych
Biegliśmy obaj do przodu. Ja za nim. Skręcając w ścieżkę na prawo, po jakimś czasie znaleźliśmy się w miejscach bardziej przypominających puszczę, a ubita, piaskowa droga pod naszymi nogami (?), zdawała się być intruzem na świętych, pierwotnych, dziewiczych terenach, zamieszkałych tylko przez naturę i jej prawowitych spadkobierców. Po jakimś czasie skręciłem sam w las. Bez strachu, bez niczego.. może z dozą ciekawości. Mój towarzysz, gnany chęcią dosięgnięcia celu nie zważał na mnie. Dalej nie pamiętam już mojej zwierzęcej powłoki, pamiętam natomiast indian, albo ludzi podobnych do nich, jakichś rdzennych mieszkańców tych ziem. WIelcy, ciemnoskórzy - nie czarni, ale też nie biali, czerwoni, można by rzec. W skórzanych, zabrudzonych nieco strojch, z drewnianymi oszczepami, jakby poddając się prawom natury - zabijali, by przeżyć, może tylko próbowali na coś polować... byli niesamowicie wielcy przy mnie. Być może dlatego, że widziałem ich oczami małego zwierza... tak czy inaczej wydali mi się wielkimi, ciosanymi z granitu gigantami, rządzącymi w miejscu, gdzie tylko jedna siła jest potężniejsza od nich, a ci, mimo swojej potęgi i władzy, czuli pokorę do tej sprawczej siły.
Właściwie to już cały sen... oczywiście nie da się oddać jakichś form uczuć, które towarzyszą każdej takiej podróżyw nieznaną i niezidentyfikowaną podróż ludzkiego mózgu. Tak czy inaczej było to kolejne bardzo ciekawe doznanie...
Tak.. a teraz wypadałoby coś napisać o minionym czasie z Ptysiem... ogólnie było jak zawsze miło. Co prawda piątek nieco obfitował w słowne zagrania, jednak nie poniżej pewnej delikatnej granicy, ale to wynikało z tych dni Kochania, toteż należało zachować zwyczajny spokój, wyrozumiałość i... czekać.
Niestety nie mogłem się pobawić Kochaniem w sposób adekwatny do moich zamierzeń z tego właścnie względu... szkoda. Aczkolwiek mi się za to dostało więcej, jak to Ptysio powiedział: teraz ja się tobą zajmę. No i się zajęła:)
Choć nie było to łatwe, dopięła swego z tym większą satysfakcją...
Dobrze, że niedziela była już obopólna. Kochanie nie pojechało do szkoły wcześniej, tylko dziś z samego rana. Toteż zaczęliśmy oglądać Iniemamocnych. No, filmiko-baja niezła... tylko nie wiem o czym była druga płyta, zajęty byłem czym innym... wróć! - kim innym.
Zauważyłem, że kobiety, mówiąc o fizyczności, jako o integralnej i nieodłącznej części związku, często odnoszą się do tego z rezerwą. Wg nich nie jest to tak istotne jak w rzeczywistości, że w związku chodzi tylko i wyłącznie o uczucia, zaufanie, partnerstwo. Jasne, że to jest istotne. Ale przytulenie, pocałunek, czy nawet orgazm to także bardzo ważne części życia obojga kochających się ludzi. Dzięki tej sferze, chodzi mi o sexualność, można bardzo wiele dowiedzieć się o partnerze, o jego uczuciach do nas. Taki właśnie był i dzień wczorajszy, jak i większość spotkań przedtem, wcześniej x tygodni temu. Ptysio zrobił coś, na co wiele dziewczyn by się nie odważyło i nawet ona sama zapierała się przed tym jakiś czas temu. Dość, jeśli powiem, że wypływało to z czystej chęci sprawienia fizycznej przyjemności, coś w stylu vice versa. I było bardzo miło. Właściwie nie wyobrażam sobie teraz życia bez tego typu fizyczności... to jednak JEST bardzo istotna część ludzkiego życia... i wbrew pozorom nie idzie w niej tylko o fizyczność.
Pozdrawiam.