Dodaj notkę - idiotkę
Znowu miałem dziś sen. Piękny. O dziwo nie było w nim Kochania, a można powiedzieć, że był piękny. Znowu las, bieganina, walka dobra ze złem, urywki, niby powtarzane po raz kolejny w innym świecie, podczas których jakby otwiera się jakaś klapka w mózgu i dochodzi uczucie, że już to się kiedyś śniło... Mrok, kolory, tajemniczość, na końcu spotkania w bardzo dziwnym miejscu - wszędzie jakby postacie, aktorzy z innych filmów czy książek, przelani na rzeczywistość, w różnych swoich strojach i jaźniach spotykają się - wychodzą z pociągu, wszyscy się witają, cieszą, że oto spotkali się po tak długim czasie; jeden człowiek wychodzi dwa razy z pociągu, inaczej wyglądający, w innym stroju, w ogóle inna niby osoba, jednak wiem, że to ta sama. I jakbym tam się z nimi wszystkimi witał i cieszył, jednocześnie obserwując to zaciekle.
Sny to jednak piękna rzecz... czytałem kiedyś o tym sporo. Dokładnie o LD (Lucid Dreams, świadomym śnieniu). Sprawa polega na tym, żeby we śnie optrafić się obudzić, uświadomić sobie, że to właśnie sen i skorzystać z jego potęgi. W pewnym momencie, przy odpowiednich ćwiczeniach, bądź posiadając silną wolę, można stać się w takim śnie bogiem. Zwyczajnie jest się świadomym tego, że się śni, wraz z wiedzą, że sen jest tylko wytworem Twojej wyobraźni, a Ty w nim rządzisz, możesz wszystko.
I rzeczywiście udało mi się nawet raz coś takiego zrobić. Ćwiczenia, żeby to osiągnąć nie są za trudne,a efekt naprawdę niesamowicie przyjemny. Pierwszym krokiem, żeby to osiągnąć jest... sen. Nie, nie spanie, tylko marzenie we śnie. Zauważyliście, że jak macie np. 5 h snu, nic wam się nie śni?. Otóż to nie jest prawdą. Już po około dwóch godzinach macie pierwszy sen, ale nie zawsze go pamiętacie. Żeby dotarło to wszystko do waszego śwoadomego mózgu, sen musi być nieco dłuższy; w tym krótkim, dwugodzinnym czasie wasza papa próbuje wszystko to, co wydarzyło się danego dnia, poskładać do normalnej całości, wywalić co niepotrzebne, zostawić co istotne... ot tak,żebyście nie zwariowali (dlatego jeśli się nie śpi po 48 h i więcej zaczyna się widzieć różne zwidy). Jeśli śpi się po 7-8 h i więcej w normalnych warunkach, zaczynają się pojawiać sny.
Teraz, skoro już śnimy, najważniejszą rzeczą jest, ażeby zdać sobie sprawę, że to jest sen. Czytywałem, że najlepiej jest we śnie sprowokować siebie do sprawdzenia, że to jest sen, np. skczenia z okna. Trochę to brutalne i nie wierzę w takie metody. Gorzej, że kiedyś pod wpływem dragów włączy wam się zajob jakiś i pomyślicie, że to sen, spróbujecie skoczyć z okienka tu dupa... twardo ile wlezie... Metoda jak na mnie poroniona.
Mi udało się to zrobić przez zwyczajną obserwację snu. Jednak nie jest takie łatwe zwyczajnie zaobserwować czy sen jest rzeczywiście snem. Niekiedy zamiast spójnej całości widzimy pourywane fragmenty jakiejś wyprawy, drogi, czy nawet koszmaru. Niekiedy nie czujemy, że jesteśmy postacią, którą obserwujemy, ale mamyu z nią jakąś więź, nie tylko wzrokową (w ten niesamowity sposób, jak obserwator), ale i po części mentalną. Jednak jeśli widzimy np. siebie, albo wiemy, że jakaś osoba jest nami, możemy spróbować ją np. zatrzymać w chodzie. I przez moment zwyczajnie obserwować wszystko. Niekiedy nie ma wyraźnych detali we śnie, niekiedy można wyczuć, że rzeczywistość jest snem, że cośtu nie gra...
Jeśli to się udaje, można spróbować wypróbować swoje supermoce. Ogranicznik w ich tworzeniu to mózg człowieka, jego kreatywność. Mózg - człowiek, wiedząc że śni, że jest świdomy snu musi zrobić jeszcze jedną ważną rzecz, żeby móc cieszyć się swoją potęgą. To trochę a`la Matrix, ale trzeba... uwierzyć. Uwierzyć, że można. Że można się wznieść w powietrze, znaleźć się na innej planecie, prowadzić rozgrywkę szachów z Kasparowem. To jednak nie takie proste, jakby się mogło wydawać. Dlaczego...? Ano dlatego, że śniąc, mamy nieco podzieloną świadomość. Jesteśmy zarówno osobą, jak i obserwoatorem. Na początku należy jak najwięcej świadomości wlać do naczynia osoby, a odebrać obserwatorowi. Zwyczjanie trzeba poczuć, że w pełni jest się tym kimś. Z drugiej strony do tego trzeba dużej świadomości i tutaj pojawiają się kolejne dwa problemy. Świadomość nie jest materią podległą kontroli we śnie za bardzo - łatwo dochodzi sama do głosu,a kiedy to się dzieje - budzimy się. I w pizdu z planem. Trzeba nauczyć się to kontrolować. Jednak jeśli się nie obudzimy i wszystko jest ok, nasza świadomość może spłatać nam kolejnego figla, troszkę gorszego - możemy nie wierzyć. Świat zaczyna wydawać nam się normalnym, realnym, niemalże rzeczywistym przedłużeniem tego normalnego. Nie możemy zrobić praktycznie nic.
Ale i to można pokonać, raczej wyćwiczyć. Sęk w tym, że przy każdym robieniu FX`ów nasz móżdżek sprawdza, czy to aby jest możliwe (czyschemat takiego postępowania był używany w rzeczywistości - tej rzeczywistej). I kiedy chcemy polecieć - móżdżek o dziwo za bardzo się nie sprzeciwia. Czemu? A no dlatemu, że większość z nas nigdy tego tak naprawdę nie próbowała. Wmówiono nam, że nie potrafimy latać, że całowiek nie ma skrzydeł, że aerodynamika nie ta, i w ogóle Bóg tak nie chce. Ale tylko niektórzy tylko tego tego próbowali, z wiadomymi skutkami. Mózg jednak nie wie, czy nie możemy latać, dlatego to jest do osiągnięcia.
Gorzej, jeśli próbujemy np. rozwalić ścianę pięścią. Oczywiście np. dziewczynie, która martwi się o swoje dłonie, wcześniejszej nocy położyła na paznokietki drogi lakier, albo zrobiła akrylowe paznokcie za 200 zł i pamięta o tym doskonale podczas snu - za nic nie rozwali ściany. Będzie się bała. Facet będzie miał łatwiej - ryzykant, chcący sprawdzić swoje umiejętności. Dlaczemu nie?
No dobra... chyba zgubiłem nieco wątek...:) Było o Ptysiu i moim śnie, a wyszło.. coś innego. Tak czy inaczej, jeśli kiedyś mieliście sny (a mieliście napewno) i zafascynowała was potęga snu - pobawcie się w to. Naprawdę warto:) Kiedyś, jako szczeniak, oglądałem taki film pełnometrażówy - Gyver - bohater ciemności. Do filmu, jak na tamte czasy, były użyte fajne efekty graficzne, podczas kiedy chłop wypowiadając słówo gyver stawał się bohaterem walczącym z potworami. Chyba nie trzeba się zastanawiać, kim udało mi się być podczas jednych ze snów..?:) I nadal pamiętam ten sen.
Dobra, dość o sennych bajach. Teraz nieco rzeczywistości.
Dziś przyjeżdża Kochanie, nareszcie przyjeżdża. I znowu z tego powodu stanę się niepoprawnym optymistą z poczuciem, że wszystko da się zrobić... ych, ych, ych...
P.S. Pani Elżbietka w swoim komentarzu (pierwszym) podsunęła mi na myśl pewną sprawę, którą miałem poruszyć w tej notce, jednak jej rozwinięcie zostało zastąpione czymś innym. W kolejnej postaram się napisać o tym, o czym pierwotnie chciałem.
Pozdrawiam.