Bez tytułu
W środę przyjechało moje Kochanie, na szczęście; co prawda nie spotkaliśmy się, ale to nic; ważne, że była tutaj, w pobliżu.
Kolejny dzień był niemalże nasz. Spędziłem u Niej prawie sześć godzin, myślałem, że mnie teściowa przeklnie, że tyle siedzę u Kochania. Jednak nie przeklnęła, a myśmy się sobą nieco nacieszyli.
Dziś natomiast spotkanie było krótsze, ale bardziej... intensywne. Ja w szoku co się zaczyna wyrabiać. No ale w końcu - niech żyje hedonizm.
Zauważyłem, że niektórym zaczyna się udzielać ta świąteczna atmosfera. Nerwy, frustracja... jedni najeżdżają na drugich. Zastanawiam się dlaczego? Nie mają co robić...? Po co jedni ludzi zatruwają życie innym? W zwierzęcym świecie sięchyba tego nie obserwuje... tylko ludzie w swej wyrafinowanej inteligencji są na tyle głupi, żeby utrudniać życie sobie nawzajem...
P.S. Wesołych świąt, jeśli na tą okazję też składa się takie życzenia.