Siódmy dzień tygodnia
Kolejne dwie matury za mną. Dwie ustne, plus dwie ostatnie z sześciu, co czynić powinno ze mnie dość szczęśliwego człeka. Niestety nie... tamte były czymśw rodzaju przystawki, przedsmakiem tego, co mnie dopiero czeka. Licząc dokładnie: za 4 dni piszę histę, za 11 - WOS. Będzie zajebiaszczo normalnie:) Coraz bardziej zaczynam przejmować się WOSem, którego niestety nie pisałem na maturze próbnej... dochodzi do tego fakt, że nie przygotowywałem się do niego jeszcze... a do powtórzenia dość spora część materiału. Narazie zabawiam się histą, datami i zdjęciami... A jak będzie na maturze... zobaczymy.
A co do matury... Polak i angol pisałem koło jednej, tej samej ciągle osoby, którą zresztą kiedyś już znałem dość nieźle. Potem nasz kontakt się urwał, każdy poszedł do innych klas... tak zostało. Inni ludzie, inne nieco środowiska. Aczkolwiek z tego co wiedziałem, osoba ta, dziewczyna, całkiem nieźle radziła sobie w szkole, tj. radzi sobie. Należałoby w tym momencie wyjaśnić znaczenie pojęcia radzić... chodzi mi o osiągane efekty pracą, a nie pomocami naukowymi. W pewnym momencie pisania matury z angielskiego, podczas przerwy zaczęliśmy rozmawiać... zeszło coś właśnie na temat ściągania... że to podobno jakaś panna (nasza znajoma) dostała kartkę ze ściągniętymi odpowiedziami, że pewnie ma wszystko dobrze, choć nawet nie czytała treści zadania... panna, siedząca za mną lekko się oburzyła mówiąc, że własnie dlatego ona może się nie dostać na studia, bo ktoś sobie naściąga na 100%... trochę to przesadzone, ale osobiście również nie lubię, jak ktoś ściąga... dlaczego...? Dokładnie nie wiem, ale dziwne to jest, żeby polegać tylko na innych, a nie na tym, co samemu się umie... Kiedy wchodziliśmy do sali, Monika też mi wyrzuciła to, że jestem dobry, lepszy z angola i powinienem [jej] pomóc... nie wydało mi się to słuszne... i nigdy się nei wydawało. Nienawidzę tego w niej... podejścia do życia a'la musisz pomóc... jasne, mogę pomóc, jeśli czegoś potrzebujesz, ale nie będę pomagał ściągać... zwyczajnie to się ze mną kłóci... Ale z drugiej strony coraz bardziej, może i na szczęście, odrzuca mnie to od Moniki. No i wreszcie zobaczyłem, że w mojej z wiatrakami nie jestem sam...
Skończył się długi łikend... długi ofkoz dla licealistów... no i dla Kochania również... a ten dłuższy czas razem, nie powiem, był bardzo miły... bardzo, bardzo:)
A teraz pozdrówka i w książki, maturzyści!