Bez tytułu
To, co tutaj się dzieje, zaczyna przechodzić ludzkie pojęcie... Zjazd rodzinny w pełni rozkwitu. Przyjechała Sis z Niemiec, ale to już w niedzielę... Niedługo potem zjawił się też brat, który miał przyjechać jednak w poniedziałek.
Wszystko to jednak poprzedziło przepiękne wydarzenie, któe niestety należałoby w całości ukryć pod romantyczną zasłonką pruderii, a zwiewny koniszek naszego erotycznego atłasu, muskany przez wietrzyk ludzkich ciekawości ukazuje tylko niezapomniany raz z Kochaniem... coś pięknego... coś, co dało mi siłę na to wszystko następne...
A więc ostatnie dni były wypełnione bieganiną. Straszną. Ciągle coś się działo, ciągle coś się dzieje. Ani momentu, żeby zebrać myśli i zająć się sobą. O prywatności niewspomnę, której mam w nadmiarze, kiedy nikogo tu nie ma.
Wyjazd do Niemiec dojrzewa coraz bardziej, jak w poniedziałek ten dorodny owoc spadnie na ziemię - nie zdziwię się. Sis mówiła, że wyjazd możemy mieć w poniedziałek, albo piątek. Osobiście wolę poniedziałek. Im szybciej zacznę, tym szybciej skończę. Początkowa stawka minimalna, o której mówiła Sis, to 5 Euro. To nawet sporo. Przy dwóch, trzech tygodniach roboty po 8 h wyjdzie niezła, polska sumka. Raczej wątpię, żebym został tam dłużej. Raz, że zostanie mi tam tylko praca i balowanie (ale to bez Kochania jakoś mnie za dobrze nie nastraja, poza tym tam sami niemieckojęzyczni ludzie, a mój niemiecki deczko kuleje...),a dwa, że już teraz cholernie tęsknię... a co tu mówić o kolejnych trzech tygodniach rozłąki... ych...
Fakt, sporo jest we mnie miłości, którą mógłbym obdarować drugiego człowieka, w tej roli Ona. Miłości każdego rodzaju. I tak, jak wiedziałem o sporych pokładach w przeszłości, tak teraz odkrywam nowe, znaczniejsze...
Tylko, że trzeba przeczekać ten cały czas...
Cały, długi czas... do teraz - najdłuższy.a