Bez tytułu
Niewiele brakowało, żebym się spotkał z kumplem. Akurat stałem sobie z siostrą na przystanku, czekałem na moją upragnioną, domową dwidziestkę, aż tu nagle jakiś głos mnie woła. Patrzę, a to nikt inny jak mój brat przyszywany - Grześ! Odpierdolony w gajer, na rozpoczęcie jechał. Politechnika Białostocka, wydział związany z elektrotechniką, czy czymś takim. Ofkoz temat: zgadamy się potem jakoś.
No i się zgadali. Poszli do sklepu, kupili kilka piwek i jebaną w serce starogardzką. Pierdolonego gówna więcej nie piję. Nie, że to ma jakąś straszną moc, destrukcyjne działanie na człowieka, ale o to, że strasznie się to pije. Ciepła to zwyczajny armagedon w ustach... Grześnocował u mnie;)
W jeden dzień rozpierdoliłem około 150 zeta. Same zeszyty mnie kosztowały 40 zeta, o dziwo 2 zeszyciki. Ale mam już załatwione praktycznie wszystkie przedmioty w roku. A teraz jakoś zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem będę mieć za co zapłacić za legitymację i indeks... Z powrotem do domu to kurna też będzie wesoło... Bo wyszło na to, że mam może jakieś 40 zeta. Trzeba wyżyć...
Do tego przyjeżdża dziś do mnie Majka, dziewczyna, z którą będę mieszkać przez ten (?) weekend. Poprosiła o przenocowanie, załatwione z Sis. Ale nadal nie wiem kiedy przyjedzie...
A wieczorkiem wpada Marta... rok żeśmy się nie widzieli, nawet nieco więcej... będzie okazja do rozmowy...
Pozdrawiam.