chaos
- no tak... po sobotnim dniu byłem totalnie wyczerpany... pomysł, żeby wstać wcześniej, żeby się nie cisnąć w autobusie pełnym ludzi w sumie wypalił, kosztem... ofkoz krótszego snu... ale nie cisnęliśmy się z ludźmi, fakt... 11 godzin z 12 przyobiecanych to nie był najlepszy plan spędzenia tego czasu... czułem się strasznie, jak wróciłem na chatkę... ale za to pierwszy łyk białostockiego Żubra nie smakował nigdy tak zajebiaszczo... pochłonąłem go w okamgnieniu... i z największą przyjemnością... chyba tak samo wielką, jak po pierwszym odwiedzeniu stoku i zetknięciu się ze snowboardem... piękna sprawa... drugi nie szedł juz tak dobrze, częściowo na siłę... tylko pierwszy najwyraźniej wchodzi mi tak dobrze...
- widziałem w MPK`u dziewczynę... może dziewczynkę...? Sam nie wiem po czym to dokładnie określić, po tym co widać, czy tym, czego nie widać, a może po tym, czego w ogóle nie można zobaczyć...? Tak czy inaczej samicę naszego gatunku; bardzo ładną... jechała z matką bodajże. I psem. Matka miała psa. NA smyczy i w kagańcu. I ta ładna dziewczynka. Nawet bardzo. Podobała mi się w jakiś szczególny sposób. Nawet sięna tym przyłapałem, czy aby nie za bardzo podoba... ale zaraz spostrzegłem się, że podoba się nie w tą stronę. Zwyczajnie miała wszystko na swoim miejscu, dokładnie na swoim. Spotyka się niekiedy ludzi, osoby, dziewczyny (tutaj z akcentem na faeta - wzrokowca), które są ładne, pociągające, etcetera, ale coś jest w nich nie tak... moment, kiedy się uśmiechają, kiedy mówią, patrzą, dziwią się... no nie ważne, facet wie ocb. Ona tego nie miała... wróżę jej niezłą przyszłość... ot jednorazowa ze mnie wróżka jednorazowo spotkanej osobie...
- I Majka mnie zaczyna denerwować. Zaczyna chcieć ode mnie więcej, niż jej się należy. I nie, żebym jej tego nie dał, żeby inaczej tego zażądała. Nie trawię czegokolwiek wyrażonego w formie nakazu. Automatycznie uruchamia się we mnie zajob, który mówi nie. Nie ważne o co mnie ktoś prosi, automatycznie odpowiedź jest przecząca. Do tego mnie i ona doprowadziła. Zastanawiam się dlaczego uległem... nie powinienem.
- Dowiedziałem się, że pani Starościna na moim wydziale jest... mamą! Ludziska, jakbyście zobaczyli pannę, nigdy byście nie powiedzieli, że jest matką. Powiedziała, ze ma czteromiesięczne dziecko... ja w pełnym szoku... panna zwyczajnie śliczna, czarne włosy, ciemne oczy, ubiór zawsze (przeważnie) na czarno... styl, klasa, etcetera... I z textem, że jest mamą... po figurze też nie widać, bo ma może te swoje 45 kg i to jak się naje pewnie i w pełnym ubraniowym rynsztunku... kosmos... jedne są matkami, inne zakładają swoje interesy, jeszcze inne zaręczają się... ja chyba się kompleksów nabawię...
- Odnajduję w sobie ochotę do nauki. Ciekawe ile z niej zostanie jutro...
- Coraz bardziej angażuję się w moje Kochanie. Trudno, niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba...
Pozdrawiam.