Bez tytułu
Przyjazd do S. był troszkę przesuwany, koniec końców dotarłem tam w środę wieczorem, o ile mnie pamięć nie myli, a nie myli. Poczekałem moment na roommate`a (flatmate`a?) Kochania i razem popędziliśmy eMPeKiem do domu. Kicia niestety nie mogła zdążyć i mnie odebrać... pomagała koleżance robić jedzonko na jej osiemnastkę.
Nieco później się spotkaliśmy... fajnie.
Osiemnastka koleżanki udała się całkiem dobrze... Poznałem znajomych Kochania, większości imion nie pamiętałem już moment po przedstawieniu się. Zapamiętałem chyba tych, na których Kochaniu zależało, żebym zapamiętał... Ludzie wywarli na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Bardzo spokojni, można powiedzieć że odmienni od tych, których mam tutaj u siebie... zresztą, przeważnie na imprezach z moimi ludźmi nie chodzi nam o kulturalną zabawę, ale żeby się wyszaleć, wydrzeć, napić i poodwalać jakieś maniany... ale gusta się zmieniają, ludzie też, tak więc ta impreza nawet mi oddała, nie wspominając tego, że zostałem kilkakrotnie przymuszony do tańca... Kochanie również nieco zabalowało, jeśli chodzi o alkohol... Ale ogólnie można by wystawić imprezie pozytywną notę.
Bardziej podobna do moich była kolejna imprezka, tym razem domówka u Kochania na stancji. Kupiliśmy nieco alkoholu i postanowiliśmy rozdziewiczyć butelkę. 0,7 absolwenta nadało się do tego pierwszorzędnie... Innego zdania było Kochanie, któe to nieco przeholowało z czasem i ilością wdrażanego w Jej organizm alkoholem. Urwany film i nieprzyjemne dolegliwości znajdujące swoje zakończenie w ubikacji niestety mówią same za siebie... ale przecież picia też trzeba się nauczyć...
Bardzo interesujący był też kolejny dzień, a raczej wieczór. Koleżanka Kochania uznała, że da nam nieco przestrzeni i postanowiła przenocować u swojej znajomej. My natomiast mieliśmy dzięki temu więcej czasu dla siebie... wieczorkiem zorganizowaliśmy z Kiciakiem wspólną kąpiel ku nadarzającej się okazji... kupiliśmy winko, zapaliliśmy świece... fajnie.
Całokształt pobutu rysuje się w bardzo pozytywnych barwach. Odnajduję w nas coś bardzo specjalnego, czego nie mam zamiaru się pozbywać. Nawet wbrew temu, co twierdzi Kochanie, wbrew Jej durnemu i krzywdzącemu jak cholera(...)bo ja nie mogę się z nią równać(...) nie mam zamiaru się tego pozbywać... Jednak można znowu pokochać... ba, i to jak...
Czego Wam (sobie nie, już nie...) życzę...
Pozdrawiam.