Bez tytułu
Byłem sobie dziś na popijawie ze znwjomymi... przyjechałą siostra z niemiec, więc w częściowo niemiecko-spolszczonym składzie wypiliśmy nieco...
Nie ważne kto, nie ważne jak i o co chodziło...
Była z nami pewna dziewczynka... też nieważne kto... była bardzo zamknieta w sobie, można powiedzieć, że ma trudne dzieciństwo... ale kiedy kolejnym razem wychodziliśmy z kuchni, 'wujek Marek' podsadził dziecko, żeby te mogło zgasić światło... chwyciłem dziewczynkę pod boki, podniosłem do góry... nie była taka ciężka, jakimi wydawały mi się w sumie dzieci tego wieku... To jakby skrzywdzone dziecko ucieszyło się, kiedy dokonało tego wielkiego czynu... poczułem się w jakiś sposób... lepszy...? Lepszy, bo mogłm komuś sprawić radośc, ot, takim sobie głupstwem...
Ale chyba byłbym gotów na moje dziecko... uczuciowo tak... psychicznie, tak... jeszcze tylko zostaje dojrzeć socjalnie... dać dziecku byt...