Bez tytułu
Tyle mogę powiedzieć po kilku, niespójnych przemyśleniach...
Rozmawialiśmy wczoraj jakiś czas z Poohem na gg; o miłości itede. Dziś przesłuchałem dokładniej kawałek Incomplete. Panjowie śpiewają, że I`m awake, but my world is half asleep (ofkoz bez Ciebie). Rzeczywiście...
Bo co robimy bez Nich (tutaj pytanie retoryczne do tych, którzy posiadają swoje lepsze półówki)? Kiedyś się egzystowało, starało nie-zasnąć w życiu, ciągnęło się żywot, aby do następnego dnia, aby do następnego, a nuż pojawi się ktoś na horyzoncie? A jak się pojawił, pojawiała się też płonna nadzieja, która znikała tak samo jak się pojawiała... i znowu to samo, od nowa...
Ale kiedy się wreszcie spotkało lepszą połówkę było dobrze... ba! - było świetnie. Zdawało się,i zdaje nadal, sprawę z tego, że jednak warto było czekać, wstawać każdego dnia, żyć tylko po to, żeby dożyć następnych tygodni, że to wszystko miało sens, bo te kilka chwil ze znalezioną osobą wynagradzało wszystko to, co było. Zdawało się, że właśnie na to oczekiwało się całymi dniami i nocami; kilka chwil dających nadzieję na lepszą przyszłość...
Jak łatwo to zepsuć? Niepomiernie łatwiej, niż zbudować... jedno nieuważne słowo, które zraniło, które zmieniło... głupstwo, które zmieniło do siebie nasz stosunek... zmieniło... może rozbudowało..? W inny sposób, niekoniecznie w dobry... Ale jednak, nikt przecież nie mówił, że nauka musi być przyjemna i bezbolesna... A kiedy się sobą znudzimy..? No cóż... być może to nie to...? Ale razem spędzone chwile zostają, dają siłę. Razem spędzony czas daje doświadczenie, wie się już, czego się szuka, a czego nie... Uświadamia.
Miałem dziś pojebany sen. Niedawno nawet się z Solei nieco posprzeczaliśmy z tego powodu. Tzn. raczej to było przekomarzanie, bo chyba nie można nazwać powodem kłótni treści snu...? Tak czy inaczej sam sen w sobie, patrząc egoistycznie był całkiem... oryginalny... choć jak przypominam go sobie dokładniej, miało to w moim odczuciu jakiś głębszy sens. Wolałbym jednak zobaczyć w nim inną osobę. Drugą połówkę...
A może i nie, lepiej zapomnieć o tym całym badziewie. Głupi sen. Mocno.
A teraz... a teraz przygotowania do mini-zlotu. Dwa egzaminy: sobota - wstęp do nauk prawnych (mam do zrobienia jeszcze 5 zagadnień do godziny mniej więcej 17 [przyjeżdża Solei], na ogólną sumę 20), niedziela - filozofia, a dokładniej etyka i metafizyka... nic z tego jeszcze nie umiem (tzn. uczyłem się kiedyś, ale do powtórzenia jeszcze trochę zostało... nikt nie mówił, że trzeba spać całą noc...). We wtorek natomiast normalny egzamin z ekonomii. Jak znów nie zaliczę, to się mocno zdenerwuję. A po wtorku, niestety późno to późno, ale zapewne napieram do Solei, do S. Taki mały, walentynkowy prezencik. Niestety jawny.
A kolejny weekend to znowu zlocik, tym razem z dodatkowymi przedmiotami, ćwiczeniami nie tylko językowymi i powywracanymi do góry nogami godzinami. Nie wiem co mam tam wziąść, ile, na ile i w ogóle nic nie wiem:P
Muszę to jeszcze przemyśleć... Tymczasem...
Pozdrawiam.