Bez tytułu
A więc po pierwszej egzaminacyjnej fali
Spodziewałem się większego przesiewu; testy były, przynajmniej pisząc z obecnej perspektywy, kiedy nie ma jeszcze ocen, banalnie proste. Każdy, kto miał przynajmniej elementarną wiedzę - napisałby.
Pytania ze wstępu do nauk były dokładnie takie, jak facio dał przed egzaminem. Poczciwy. Jeśli jeszcze ktoś to będzie normalnie sprawdzać - będzie ok. Wypierdoliłem się na nie jak ludziska na starej maturze - poczciwe 6,5 strony. Powinienem zaliczyć.
Następnego dnia, tj. dziś, wypadała filozofia. Nic w tym dziwnego, poza tym, że umiałem tylko jeden dział - etykę - a dodatkowo trzeba było umieć teorię poznania, a ja w miejsce tego zabierałem się do metafizyki. Tą też zresztą tylko zacząłem. A etykę przerabiałem wtedy, gdy byłem u Kochania w S. Czyli dawno temu.
Okazało się, że na ten egzamin nie trzeba było praktycznie żadnej wiedzy. No, dopsh - elementarną. Pytanie było podobne do tego, z grupy wcześniejszej. Posiadało podobne cechy merytoryczne. U mnie brzmiało mniej więcej: 'Wybrać jedną z teorii etycznych przedstawionych w książce lub na wykładach. Przedstawić jej podstawowe zasady i uzasadnić jej prawdziwość z Twoimi poglądami.' Wystarczyło więc znać cokolwiek z etyki, a to był pierwszy dział, prościutki.
Wybrałem więc jeden przykład, opisałem, podałem przykłady, odniosłem do swojego, wyimaginowanego kodeksu zasad. Poszło. Powinno być dobrze. Podobnie powinno być i we wtorek, z ekonomii. Choć za tym będę musiał się jeszcze nalatać. Dłuższa historia.
A tymczasem siedzę i się zamulam. Nie mam nic do roboty, tęskno do Kochania... PS2 leży w domku, czeka na mnie... FF X też czeka... A pobawiłbym się nimi... Kochanie też samo siedzi we wrednych S. Ale już niedługo... będzie dopsh. Pobędziemy razem.