Ostatnio...
Ostatnio dostałem bardzo dziwnego SMSa. Musiałem go przetrawić; nie treść. Znaczenie. Dla mnie. Dla innych. Zdystansować się.
Dostałem w środowy poranek zaproszenie. Od Moniki, na pogrzeb jej mamy. Jakiej Moniki? Bywalcy wiedzą, nowych zapraszam do wcześniejszych notek.
Zaproszenie było wysłane raczej 'do wszystkich z książki telefonicznej'. Neutralne, informujące.
Podjąłem decyzję, żeby w równie neutralny i informujący sposób powiadomić ją, że na pogrzebie się nie znajdę; przy okazji złożyłem formalne, choć szczere i bezpłciowe kondolencje. Tyle potrafiłem jeszcze z siebie wykrzesać.
Ogólnie sytuacja mnie zaskoczyła. Ze swojej strony spodziewałbym się czegoś więcej. Choć z mojej strony było sporo rzeczy bardzo przesadzonych, które zresztą się na mnie potem jakoś odbiły. Nie mogę chyba więc od niej wymagać czegoś więcej, skoro to była tylko ukrywana gdzieś w zakamarkach znajomość, prawda?
Takie rzeczy jednak przychodzą nagle. Chodzi mi w ogóle o te związane z tragediami, ze śmiercią.
Uderzyło mnie to, że mogła to być mama. Twoja, jej, moja. Każda.
W takich momentach budzi się w człowieku zawłaszczanie; myśli, że to jednak dobrze, że to nie moja mama. Albo spoczywa na płytkim żalu, pustych łzach wylewanych na pokaz. Zastanawiam się jak wyglądała ceremonia.
Wypadałoby napisać coś mądrego... ok: 'Spieszcie się kochać ludzi...