• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum 17 stycznia 2004


Emocje

Zrobiłem dziś coś, czego jeszcze nie zrobilem za kadencji na tym blogowisku. Dałem adres bloga osobie, którą znam w realu. Z jednej strony tego żałuję, pamiętam, co się działo, kiedy znajomi mieli adres starego bloga. Nie mogłem się normalnie lirycznie wypróżnić na blogu, coś mnie blokowało, jakieś giga zatwardzenie do pisania. Jednak osoba, której dalem adres jest godna zaufania. Przynajmniej do tej pory. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.

Byłem dziś u Kochania. Nie sam, z qmplami, dokładnie dwoma. Mieliśmy do obgadania jedną sprawę w związku z jednym projektem, w który wszyscy jesteśmy zaangażowani. Pomyślałem, że będę mógł tam normalnie z Nią porozmawiać po tym spotkaniu. Rzeczywistość była niestety inna. I to mną dziś, teraz rzuca w środku. Jednak było kilka miłych rzeczy, które napewno zapamiętam, a które napewno zapamięta ten pamiętnik.

Zauważyłem, że im bliżej było do spotkania, tym bardziej się denerwowałem. To raczej normalne, ale kiedy szedłem tam z kumplami, cały strach znikł, cała obawa, po prostu wszystko. Zapanował spokój, zakrapiany dobrym humorem. Wtedy właśnie poczułem, że w grupie siła, w męskim, samczym stadzie. Właśnie tam. Fajnie, kiedy człowiek może się wesprzeć na innych, choć oni tego nie wiedzą. Tym bardziej fascynujące.

Zaszliśmy tam. Weszliśmy, Kochanie jak zawsze wesołe. Obadałem jak mieszka, obadałem jej pokoik. Chyba taki powinien być. Widać, że go sama urządzała. Cała Ona. Mieliśmy siedząc tam coś robić z projektem, ale opornie to szło. Kochanie zaproponowało coś do picia. Jakiś czas jej nie było. Na początku swojej nieobecności poprosiła, żebym na moment z Nią wyszedł. W dziwny sposób serce mi silniej uderzyło. Nieczęsto czuję coś takiego. Wyszedłem z Nia. Powiedziała, żebym na moment zaczekał. Wróciła z czekoladą, oprawioną w żółtą wstążeczkę. - Przepraszam, że nie zrobiłam tego wcześniej - powiedziała słodko - ale tak jakoś wyszło. Złożyła mi życzenia ponownie, podarowała pakunek. Ponownie klasyczne trzy pocałunki. Teraz, kiedy na to patrzę z perspektywy czasu, załuję, że nie spróbowałem czegoś więcej wymusić. Jednak taki już chyba jestem. A może po prostu brak odwagi...? Nie wiem, wolę nie wnikać, bo znowu się rozdrobnię. Uznam to jako czynnik, który trzeba zaakceptować, zarówno z jego dobrymi, jak i złymi atrybutami. Potem niby cośrobiliśmy, nie dochodząc po dwóch, trzech godzinach do większego sukcesu. Widziałem, że była tym zmęczona, nie chciałem jej dodatkowo forsować. Niech sobie odpocznie. Ta rozmowa napewno nadejdzie.

Jednak po dzisiejszej rozmowie z dziewczyną, której dałem adres bloga, czuję się jakoś bardziej podbudowany, w jakiś sposób bardziej pewny swojej pozycji. Powiedziała coś w stylu:

Koleżanka: za bardzo jej na Tobie zależy
Ja: aha
Ja: skąd to możesz wiedzieć..? 
Koleżanka: słyszę jak o Tobie mówi...nie jestem głupia

Właśnie takie jedno słow, taki zwrot mnie podniósł na duchu. Nigdy chyba nie słyszałem, co tak naprawdę o mnie mówi. Dobrze się dowiedzieć, że jednak jakieś superlatywy... Poza tym słyszałem inne rzeczy, które mnie jakoś natchnęły, ale o nich sza!

17 stycznia 2004   Komentarze (2)

Urodziny

Mialem wczoraj takie klasyczne, urodzinowe przyjęcie. Wiadomo, osiemnastka, trzeba zaprosić conajmniej kilka osób, jak rodzina, chrzestni. Właśnie, chrzestni. Matka chrzestna pojechałą zachlebem do Stanów, więc jej nei było. Jednak przyszedł Chrzestny. Człowiek niesamowity, który wywarł na moje życie olbrzymi wplyw. I choć nie spotykałem się z nim często, to był dla mnie w jakimś sensie ojcem, którego nigdy nie miałem. Nie był kimś, kto bezpośrednio kieruje postępowaniem, który karci za złe i wynagradza za dobre. Był wzorem, niedościgłym, nieosiągalnym. Chyba wyniosłem go na piedestały w moim młodym życiu. Jednak zawsze mi imponował. Był takim... hm.. jakby to określić? Chyba nie potrafię, w kilku słowach się nie uda. Jednak kiedy się spotykaliśmy, czułem się jakiś wyróżniony. Przeważnie była to moja mama, jego żona, on i ja. Niekiedy się spotykaliśmy u nas w domu, niekiedy nad jeziorem. Pamiętam, że wtedy chodziliśmy na ryby. I choć nie wychodzilo mi to zabardzo, to on konsekwentnie je łowil, był w tym dobry, widziałem, że to lubi, że się przy tym jeszcze dodatkowo uspokaja. Właśnie, zawsze był spokojny, łagodny, totalnie łamał ten stereotyp faceta, jaki krążył - ktoś nerwowy, zalatany, nieprzejmujący sięwieloma rzeczmi. On był inny, zawsze miły, wesoły względem mnie...

Przyszedł wczoraj. Nie widziałem się z nim doś dawno. Mały paradoks, bo moja wioska liczy wg ostatnich doniesień około 20 tys ludzi, więc nietrudno jest się spotkać, ale wiadomo - ludzie są zalatani, zabiegani, nikt nie ma na to czasu. Ale wczoraj był, wczoraj był czas, i był on. I bardzo się cieszyłem, że przyszedł. Właśnie dlatego. Chciałem napisać, że się nie zmienia, ale to nieprawda, zmienił się, ale to życie go zmieniło i tylko powierzchownie. W środku nadal ten sam człowiek. Widziałem jego twarz naznaczoną życiem i ciężką pracą. Właśnie taki jest - ciężko pracujący, i to nie że "cięzko" pracował, po prostu jego zycie to jedna, wielka harówka. Pracowal, od kiedy pamiętam, gdzie się dało  i ile się dało. Widze, jak praca go powoli zabija, jak wykańcza go, męczy już. Patrzę na niego i podziwiam. Chyba nie potrafiłbym być taki, jak on. Nie potrafiłbym tak robić przez całe życie, mieć takie męczące życie.

I właśnie wczoraj się z nim spotkałem. Z tym świetnym, poczciwym człowiekiem. Jak to urodziny dostałem kasę, od niego jeszcze monetę. Podobno zbierał takie całe życie. Podarował mi Piłsudzkiego, dużą dziesięciozłotową monetę z 1935 roku. Szczere srebro, podobno jedna z cenniejszych monet, jakie miał. Powiedział, że mi jej nie żałuje, niech mi przyniesie szczęście. Dał mi cząstkę swojej pracy, cząstkę siebie. Będę go mieć przy sobie.

17 stycznia 2004   Komentarze (6)
Chaos_angel | Blogi