Bez tytułu
Dzień wagarowicza. Nieźle, nawet pogoda niezła.
Poszedłem (!) na pierwszą lakcję, akurat była to fiza i pisaliśmy sprawdzian z całego semestru (!). Baba powiedziała, żenieb będzie brała pod uwagę ocen ze sprawdziany tego, chyba, że ktoś dostanie dobrą ocenę. Nieźle;)
Po fizie bez zbędnego zastanawiania się, jak to w dzień wagarowicza... wagary. Poszliśmy z kilkoma osobami do qmpeli. Podobno było tam parę osób. Przyszliśmy, rzeczywiście było parę osób. Potem z qmplem poszliśmy po ofkoz alkohole, a że blisko była meta, to zaopatrzylismy się w litra klasycznego Morozova. Wypiliśmy po kilka kieliszków u kupmeli (sory, dalej czuję tego litra... te błędy..;) ). Potem poszliśmy z qmplemi nad jezioro. O umówionym czasie spotkaliśmy tam qmpele z młodszej klasy. Posiedzieliśmy troszkę na pomoście, dokończyliśmy woodeczkę ( co prawda bez zapoi, bo bylo jej za mało..:/ ), poszlismy się poszlajać po bagnach i jeziorach;)
Wracając odprowadziłem nieco qmpelę... no, może nie qmpelę... dziewczynę, która może coś do mnie czuć, a ja do niej, choć nic nie jest pewnego i nie mam zamiaru na razie w tym kierunku nic robić. Jednak wiem czemu się pije, kiedy ma się problemy. Prawie nie myślałem o Monice. Chyab raz mi się przydarzylo. Prawdziwe wybawienie. Kiedy zaszedlem pod dom tej dziewczyny, dostałem "zaproszenie na herbatę". Odmówiłem. Raz, że ma chłopaka, choć ta sprawa akurat mi wisi, po rozmowie z nią na ten temat, z drugiej strony nie wiedziałem do czego mogłoby dojść, bo po trzecie nie byłem trzeźwy. Jeżeli kiedyś jeszcze będę miał taką okazję, to prawdopodobnie z niej skorzystam. Na pohybel zyciu. Choć teraz, znaczy niedawno jeszcze, kiedy szedłem do domu, a ona znikła już w drzwiach klatki, trochę żaowałem, że nie prszyjąłem tego zaproszenia. Czemu? Nie wiem, wy mi powiedzcie.