I się wali... i sumienie się odzywa...
Miała być zabawa... miało być całkiem fajnie... Miała być sesyjka D&D... skończyło się na fiasku... Miało być tym bardziej fajnie, że dość wiele poświęciłem, żeby to wypaliło. Możnaby wyliczyć wczorajsze przepisywanie pracy magisterskie dla kumpla, który miał się z nią uporać sam... pomogłem mu, bo nasza sesja była zagrożona przez to... Spoko, posiedziałem przy tym dwie godziny, przepisałem mu sporą część; nawet mi się to podobało. Potem sprawa inna - odmówiłem przyjścia na 18-tkę kumpla; chciałem iść na sesję. Chciałem się dobrze zabawić na sesyjce... Przygotowalem się do wyjścia... zaszedłem do kumpla... ok, spoko, idziemy po resztę brygady... zachodzimy po trzeciego... ok, idziemy dalej... okazuje się, że ostatni gracz nie możę iść... bo MAMA MU NIE POZWOLIŁA. Czujecie ludzie..? Nawet nie chce mi się tego opowiadać. Suma sumarum - straciłem dwie godziny i nic nie zrobiłem, miała być zabawa, został niesmak... jakieś takie dziwne uczucie...
No i druga sprawa od której miałem się oderwać na sesji... Monika... zaczęły mnie męczyć jakieś dziwne wyrzuty... Sam nie wiem dlaczego... Ale zbliża się mała imprezka z okazji 18 kolegi... takie spotkanie kilku osób, przyjaciół... no i mamy tam się znaleźć oboje... Dziwna sprawa, że inni, reszta zaproszonych wie o nas... "nas"... jakich "nas"... o tym, że było we mnie coś głupiego względem Moniki. Tak czy inaczej nie chcę tam iść z myślą, że będziemy na siebie jakoś krzywo patrzeć... może nawet nie będziemy patrzeć, znaczy nie patrzymy... ja nie patrzę... ech... ciężka sprawa... unikam jej, choć nie chcę unikać, ale robiąc to, jest mi łatwiej znieść to, że jej nie ma... I dlatego ona chyba się na mnie obraziła. W realu praktycznie nie rozmawiamy... trzeba wysłać jakiegoś SMSa. Po części to mi uwłacza... te esemesowanie. Źle mi się kojarzy. Tak czy inaczej...