Bez tytułu
Nawarstwiło się tego wszystkiego, że nie wiem od czego zacząć...
Chyba od tego, że jakieś dwa dni temu przyjechała siostra na jakiś czas... w sumie może to być, ale jak wiadomo, po pewnym czasie przykrzy się i to... Teudno, może jakoś wytrzymam...
Tego dnia, kiedy siostra przyjechała (to było o 6 rano), poszedłem do szkoły na całe dwie lekcje; a to z okazji ciągle trwających matur, które zresztą dają nam okazję do lekkiego pofolgowania i oderwania się nieco od szkolnych spraw. Siedząc na drugiej lekcji, odwrócilem się do Moniki, z którą siedział jeden kumpel... Zauważyłem przed sobą czerwoną kopertę. Zaadresowaną do mnie... Popatrzyłem chwilę na nią, potem na Monikę... Powiedziała, że to dla mnie... spojrzałem bacznie, aczkolwiek szybko po znajdujących się dookoła ludziach. Nie wiedziałem o co chodzi, z ich oczu też tego nie wyczytałem. Wziąłem papier w dłoń z myślą, że jest to jakaś odpowiedź na nurtujące mnie pytania z nią związane, jakaś zagubiona kartka wyjaśniająca mi wszystko to, o co byłem zmartwiony... Im dłużej ją miałem, tym bardziej czułem jej ciężar i wzrok dwóch, oprócz niej, osób. Otworzyłem część, którą się zakleja... Nie stawiała oporu... Wyciągnąłem zgięty wpół twardy, różowy papier z wyraźnym, wyjaśniającym wszystko słowem "Zaproszenie". Otworzyłem, udałem, ze przeczytałem, wiedzialem co to jest. Zaproszenie na jej osiemnaste urodziny. Przyjąłem.
Zastanawiam się dlaczego mi je wręczyła... czy dlatego, że chciała, czy dlatego, że wypadało...? Nie wiem, chyba nie chcę wiedzieć, a już napewno nie chcę się dowiadywać.
Do tego wszystkiego w najbliższą sobotę też mam osiemnastkę, jednego z dobych kumpli. Zapowiada się ciężki czas.
Kompletny mętlik w głowie, sam nie wiem dlaczego... po prostu wiele myśli mnie ostatnio nachodzi. Nawet dokładnie nie mogę ich zidentyfikować, ale w bardzo efektywny sposób wprowadzają chaos w moją samotność.
Z jakiegoś powodu ogarnia mnie smutek... może coś w stylu dekadentyzmu...? Nie chce mi się wielu rzeczy, w ogóle przestaję mieć ochotę do życia... Przestaję mieć ochotę na to, co teraz powinno brać nade mną górę i pchać w ślepe od pędu drogi, które powinienem przemierzać ze złami szczęścia w oczach. Powinienem śmiać się, bawić... ale nie potrafię. Coś mnie trzyma, chyba ktoś.