• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum 16 marca 2005


T(hird) P(erson) P(erspective)

Wczorajszy dzień upłynął mu zwyczajnie, w lekkim zabieganiu towarzyszącym przez cały okres rekolekcji, który to podobno powinien być czasem wyciszenia się, zastanowienia, może nawet przejściem do kościoła...? On tak jednak nie twierdził - miał jeszcze w pamięsi dość świeży obraz kościoła oglądanego ze swoją dziewczyną podczas jej rekolekcji. Takie odwiedziny Domu Bożego w zupełności wystarczyły jego niepotrzebującej tego duszy, czy sumieniu.
Po przedwczorajszym spotkaniu z Moniką, tą Moniką, myślał, że przez pewien okres nie będzie musiał jej widywać. Nie dlatego, że tego nie chciał, zwyczajnie przeczuwał jakąś dozę odpoczynku od siebie. Wspólne opracowywanie jej bibliografii na wewnętrzną maturę z języka polskiego zajęło w sumie mało czasu, jednak była możliwość porozmawiania. Dziwne, że mu nigdy wcześniej nie udało się ściągnąć jej do siebie w żaden sposób; być może za słabo się starał, boć może w nieodpowiedni sposób... tak czy inaczej wiedział już, że Monika może zrobić wiele, jeśli jej na czymś zależy, tym bardziej, jeśli chodzi o jej sprawę... choć, spójrzmy prawdzie w oczy, każdy człowiek zabiega o swoje sprawy. Rzecz najnaturalniej naturalna.
Wczoraj jednak dzień z Moniką zaczął się od SMSa w stylu, czy on miałby trochę czasu pomóc jej przy komputerze. Obiecał jej to już jakiś, długi, czas temu, ze w przyszłości pomoże jej... czas bliżej nieokreślony znalazł swoje fizyczne ramy właśnie tego, wczorajszego dnia. Jak to z kobietai - trzeba było uwijać się jak w ukropie ze swoimi sprawami, żeby wyrobić się na umówiony czas, a kiedy do niego dochodziło, przychodził SMS, czy możemy przełożyć o godzinę to spotkanie. Lux.
Koniec końców chłopak wyjrzał przez okno - zobaczył czerwoną limuzynę czekającą pod blokiem. Udało sięnawet wypatrzeć na miejscu kierowcy burzę włosów podpowiadających, że to właśnie ten samochód. I rzeczywiście - nałożył w biegu kurtkę, wybiegł przed klatkę i szybszym niż zwykle krokiem podszedł do samochodu, by ostatnie kilka metrów dodatkowo przyspieszyć.
Tak to znalazł się wraz z nią w jej autku; jechali powoli, rozmawiając o mało istotnych sprawach, przedłużeniach wczorajszego wieczoru. Jak zawsze przy niej poczuł gęstą mgłę kobiecych perfum. Bardzo ładną, należałoby dodać. Ona zawsze tak ładnie i silnie pachnie. Tak silnie... aż przywodzą się na myśl niechciane wspomnienia...
Dojechali do jej domu bez problemu. Na najdalszym zakończeniu tej niemalże żywej arterii dróg, odnaleźli nieopisane chałdy białego jeszcze śniegu i zatopionego w nim domu. Dziewczyna prowadziła go wewnętrznymi ścieżynkami do samego domu. O dziwo nie byłoby to takie łatwe w plątaninie białych, wyżłobionych w alabastrze natury dróżek, bramek, fortek i innych. Wreszcie weszli; jego dzień dobry odbio się tylko ciszą w niemalże pustym mieszkaniu. Przy wejściu stało sporo różnych ozróbek... w pamięci mu zapadł drewniany orzeł, nawet ładny.
Dziewczyna zaprowadziła go do pokoju, w którym stał komputer. Od razu powiedziała z widocznym zmartwieniem, że nie włącza się, tylko pipczy. Zanim chłopak zdążył go uruchomić, przyszedł brat Moniki, który w krótkiej rozmowie rzucił mimochodem, że ktoś kiedyśmajstrował przy baterii od biosu. Rozwiązanie było oczywiste.. po krótkim rozbebeszeniu komputerka i miast skalpela użyciu starego, dobrego śrubokręta - chodził jak cacko. Potem szły pod magiczne rączki kolejne rzeczy, które to nie chodziły. I w ten sposób przeinstalowało się winampa, doinstalowało potrzebne kodeki do filmów, etc...
Cały pobyt u Moniki był dość ciekawy. Nie z racji wykonywanych czynności, bo te, do znudzenia, były powtarzane przez niego dziesiątki razy. Ale zważając na dość burzliwą przeszłość uczuciową związaną z tą osoba, teraz nie czuł przy niej nic więcej, niż chęć pomocy koleżance z klasy. Jej zapewne niecelowe przysuwanie się do niego, prawie że przytulanie, delikatna rozmowa o błahostkach. I podziękowania na zakończenie pracy, dwuipółgodzinnej zresztą. Dostał czekoladę... ot taki słodki rodzaj zapłaty za to. To przywiodło mu na myśl bardzo ciepłe wspomnienie zeszłego roku... mignęło mu już, kiedy wchodził do pokoju przez dość wąski korytarz...
Zima, około stycznia.. trzeci tydzień, być może czwarty tego mroźnego miesiąca. On u niej, ona w jego głowie, mocno zakorzeniona, boląco, prawie że w niemożliwy sposób. Jej wołanie... korytarz, ten sam... urodziny... prezent... wszystkiego najlepszego... trzy, klasycznie polskie buziaczki... i ta wielka, rwąca chęć pocałowania.. prawdziwego, mocnego, namiętnego pocałunku... lekko brutalne przyciśnięcie jej do korytarzowej, niebieskiej ściany, uwięzienie rączek w przegubach, dociśnięcie ich do ściany i wykradnięcie pocałunku przy ludziach będących w domu,zarówno znajomych w jej pokoju, jak i jej rodzinie.. wszyscy gdzieś rozrzuceni po domu i my... my, których nie było. I nie będzie.
Ale to było tylko wspomnienie, szybkie jak mrugnięcie oka, którego ona nawet nie zauważyła. Nie mogła. I dobrze. Bo teraz to wszystko co było w nim zamarzło a na skostniałym, twardym jak żelazo podłożu wyrósł ktoś nowy, nowe uczucie.
Uczicie, do którego teraz musi tęsknić, gdyż jego dziewczyny potrzebujue jakaś koleżanka w mieście, w którym się uczy. Szkoda... tym bardziej, ze weekend, w który się spotkają będzie czasem świątecznym, wielkanocnym. U niego rodzina, nie pozwalająca prawie że na nic; u niej...? Trudno pwiedzieć. Ale wstępnie nie maluje się to za kolorowo. Trudno.. trzeba czekać...
16 marca 2005   Komentarze (5)
Chaos_angel | Blogi