Miałem dziś telefon... od siostry z Niemiec. Dzwoni co raz, rozmawiamy o ostatnich rewelacjach z życia Polski i Niemiec, a dokładniej naszych domowych ognisk, rozproszonych po świecie.
No więc dowiedziałem się dziś, że Mustafa, Turek, z którym sporo sięnapiłem Raki, narozmawiałem kaleczonym niemieckim i w ogóle któremu, można powiedzieć, sporo zawdzięczam teraz, wreszcie spotkał się z dziewczyną, z którą był jakiś czas. Polka, z dość zdradliwym charakterem, można powiedzieć niebezpieczna. Kto to dla mnie? Przemilczę to.
Pisałem, że przekręciła go na forsę...? I nieźle zabawiła uczuciami. On jednak nalegał na spotkanie, do którego doszło po około półtorej miesiąca. To znaczy - niedawno.
Jednym słowem pokłócili się. Napierdolił jej garści. Krew się polała z okolicy oka. Jej. Wyjechała do innego miasta, w którym była wcześniej. Wspominała o zawrotach głowy, nudnościach...
Proza tamtejszego życia...
Niestety...
Kochanie wybyło na niegościnne stepy Suwałk... szkoda, ten weekend był całkiem udany, nie powiem. Ale po niedawnym pobycie u Niej na stancji, zaczyna mi w tym związku brakować czegoś... jakiejś przestrzeni życiowej, może miejsca do rozwoju...? Niestety nie jest nam dane, żebyśmy mogli iść tam, gdzie chcemy, czy spędzić czas w taki sposób, w jaki przyjdzie nam ochota... ale wszystko się na to zanosi, że będzie lepiej...
12 dni, taki okres pozostaje nam być bez siebie. A co się przez ten czas stanie...? Kochaniowa pielgrzymka no i moje pierwsze zajęcia, po których nie mam pojęcia czego się spodziewać...
Kredki jeszcze nie kupione, w sumie nie wiem na co czekam... Siedzę jak narazie w domku i czekam na pana kuriera z neostradą. Jakoś nie przybywa, ale dziś, góra jutro powinien być. A wtedy wreszcie będzie można rozpuścić włosy i poczuć szrokopasmowe bity mierzwiące czuprynę...
Skoro uzewnętrzniłem się już w tak zajebiście głęboki sposób, oddalę się.
Pozdrawiam.