Bez tytułu
Mam dziś z niewiadomych powodów bardzo dobry humor. Może nie tyle humor, co nastawienie do życia...
Może dlatego, że piosenką przewodnią dzisiejszego dnia jest It`s my life Bon Dżowiego...?
Kawałek słyszał bankowo niemalże każdy, swego czasu kawałek był rzeczywiście gęsto puszczany w mass mediach.
Zapewne zależnie od nastawienia człowieka, ten kawałek pozwala wyzwolić naprawdę pozytywne emocje. Pochwala indywidualizm, neguje potknięcia nadarzające się po wyborze swojej własnej drodze... i o to właśnie chodzi... żeby robić tylko i wyłącznie to, na co ma się ochotę, nie kierować się czyimś życiem, ale próbować tworzyć własny scenariusz... i co? I nie przejmować się, jeśli coś nie wychodzi... normalne przecież jest, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, porażka jest częścią składową każdego sukcesu; nawet, jeśli nie odniesiona przed chwilą, zasmakowana wcześniej czegoś nas nauczyła. I ma uczyć. Swoja, bądź cudza. Największym jednak plusem kawałka Bon Dżowiego wg mnie jest to, że próbuje walczyć z życiowym marazmem, z nostalgią, dekadentyzmem i fatalizmem. Ostatnio też próbuję to robić... tłumaczę sobie, z niezłym skutkiem, że nie ma sensu się przejmować przyszłością... bo i nie ma. Zależnie od tego, co mamy, a chcemy mieć coraz więcej, mamy więcej powodów do zmartwień. Teoretycznych. Mamy samochód? Martwimy się, że nam go rozwalą, ukradną radio, czy coś jeszcze innego... Jesteśmy na studiach? W wymarzonej szkole...? Boimy się, że ją stracimy, że nas wywalą, że coś się nie uda... Ok, w samochodzie ukradną radio... ale to tylko przedmiot, odkupi się go kiedyś... ze szkoły wywalą...? A czemu mają wywalić? Zrób tak, żeby nie wywalili, ucz się tak, żeby nie mogli wywalić... i nie przejmuj się, że może się stać to, czy tamto; żyj tak, jak chcesz; jeśli coś nie wyjdzie - trudno, nie przejmuj się. Jeśli żałujesz, napraw to i wróć do poprzedniego stanu rzeczy, o ile się da. I idź dalej wcześniej obraną drogą. Albo szybciej wybiegnij myślą nad to, co może się stać i spróbuj zrobić scenariusz, który temu zapobiegnie... w odpowiednim czasie wciel go w życie i być może uda się...? Ale po jaką cholerę męczyć i tak zmęczony problemami mózg tym, że coś się może stać? Jasne, że może... ale myśląc o tym na pewno temu nie zapobiegniemy! Zamiast myśleć, zrób. To czyny mają moc sprawczą, nie myśli. A rzeczy niedotyczące nas nie muszą być przez nas roztrząsane; mogą, ale jeśli zaczynają nas męczyć, nie lepiej im odpuścić...?
Tak w ogóle nie wiem po co się produkuję... i tak zrobicie to, co chcecie...