Bez tytułu
Ale to jest osoba, przy której nie boję się płakać. Nie zdarza się to częso chyba, ale kiedy dusza się wygina w spazmatycznym cierpieniu, nie boję się, że pojawi się na twarzy jakiś fizyczny tego dowód... To miłe... i bezpieczne. Czuje się to bezpieczeństwo... Takie to kruche, wystarczy tak niewiele, by skrzywdzić, nawet nieświadomie, nie-fizycznie... fizycznie przecież też... o ileż te stworzonka (czyt. kobietki - przyp. autora) są od nas słabsze... A Ta daje mi tak wiele... tak wiele, za tak niewiele...
Dziś natomiast, koło... nie wiem której, rozdzwonił się dzwonek do drzwi... za nimi stał nikt inny, jak moje Kochanie... bardzo miłe zaskoczenie, podytkowane podobno wywiadówką i zabraniem się przez moją Dziewczynkę z rodzicami... Pobyliśmy więc moment u mnie, ku nieobecności innych domowników, którzych jest tu coraz więcej, a potem poszliśmy na miasto...
Połaziliśmy sobie po odieżowych, Kicia wybierała jakieś oobranka... w końcu, po chyba 1,5 h biegania wybraliśmy jedną bluzkę... nawet ładna, nie powiem...
Zaszliśmy po drodze do sklepu, który niedawno otworzyła znajoma... mówiła, że sklep jest mały... nie myślałem, że Tak Mały... obszar może 2 x 2 m... kiedy zaszliśmy z Kiciakiem, wybadałem w jej wzroku coś na kształt strachu... tzn. koleżanki... może sam go wydobyłem gdzieś tam z odchłani jej oczu, ale skądś to znam... jakbym widział nasz niemiecki Tannenhof... zamknie to niestety szybciej, niż otworzyła...
Koniec na teraz...