Bez tytułu
Mianowicie chodzi mi o pewien aspekt życia publicznego, dokładniej - naboru do służby policyjnej.
Wiedzieliście może, że aby iść do policji, należy mieć odbytą zasadniczą służbę wojskową? Trzeba najpierw wyrwać sobie z życia kilkanaście tygodni, żeby potem można było rekrutować się w policji...
Dyskryminowani w tej materii są panowie, ponieważ to właśnie na nich spoczywa obowiązek obrony swoich niewiast, matek i w ogóle rodzin przed nadchodzącym Niemcem, albo rabującym Żydem... To właśnie my mamy Was, Drogie Panie, zasłonić piersią, kiedy będzie nadlatywał morderczy pocisk, i to my mamy Wam zawiązać opaskę uciskową, kiedy moździerz urwie Wam stópkę...
Tylko kiedy ostatnio na tych terenach odbywały się tego typu działania...? Już mówię - 60 lat temu i to z nawiązką.
Co to za porażony system, że aby póść do policji, trzeba odbębnić służbę w wojsku? Więc jeśli postawimy kobietę i mężczyznę na tej samej linii startowej, z której, załóżmy, oboje chcą się dostać do prewencji - facet z racji swojego urodzenia jest materiałem mniej wartościowym? Słabszym fizycznie i mniej odpornym na stres? Trzeba go w tym wytresować w koszarach, odrywając go od pracy, od żony i dziecka, od obowiązków pozadomowych, dając w zamian jakiś śmieszny zasiłek na żonę? Kto to da? Tak, podatnik. Bo facet w tym momencie biega w niewygodnych butach po jakimś małpim gaju i udaje, że się czegoś uczy.
Panie natomiast, startując z tej samej linii, mają prawo do przyjęcia do służby natychmiast, spełniając oczywiście wymogi psycho - fizyczne.
Dlaczego więc my, faceci, mielibyśmy nie mieć takiego prawa...? Nie dość, że zasadnicza służba wojskowa, IMHO nie ma żadnego ekonomicznego i bojowgo uzasadnienia, to jeszcze ogranicza nasze równe prawa w dostępie do zawodów! Coś z tym trzeba zrobić...