Patyk
I kolejny piątek... od piątku do piątku...
Poszedłem dziś siętroszkę odprężyć, powymiatać w kosza; jak zawsze na kotłownię. To nic, że wiał taki zajebiście zimny wiart i były jakieś 2 stopnie... Dało się grać.
Wróciłem do domq nieźle styrany. Choć nawet nie było żadnego mecza, ot tak sobie pograłem z qmplem, to jakoś się zmęczylem. Ofkoz nie chodzi się, przynajmniej na kotłownię, po to, żeby grać, a bynajmniej naszez qmplem wypady tam przemieniły się w pole do niezłych pogadanek na tle plotkarskim. Pogadaliśmy sobie to o tej dziewczynie, to o tym kolesiu... No i nieźle było.
Kiedy wróciłem, spostrzegłem, że jestem sam. W sumie lubię samotność. Pozwala się "otworzyć". Trochę posiedziałem przy kompie. Przyszła mama. Poszedłem z nią do kuchni, ona robiła coś do jedzenia, ja stałem i patrzyłem.
W pewnym momencie zobaczyłem, jak chodnikiem idzie jakaś osóbka, całkiem dobrze mi znana. Tak, tak... Monika. Zreflektowałem się: przecież nie było jej w szkole, gdzieś tam pojechała... dlaczego tu, teraz...? I w pewnym momencie przypomniałem sobie, że przecież ma dodatkowy angielski i pewnie idzie teraz do domu... dokładnie... idzie, sama, bez nikogo, nawet bez żadnej koleżanki. Pomyślałem o tym, o czym mówił qmpel na koszu, że "z wszystkiego żartuje"(ofkoz Monika). Racja.. ma taki wesoły charakterek, w którym się chyba zakochałem. I pomyślałem, że rzeczywiście ma świetny kontakt z ludźmi, takiej osobowości jeszcze nie spotkałem, ale jednocześnie pomyślałem, że nie ma osoby, dla której mogłaby się wyżalić, której mogłaby powiedzieć co ją boli. Nie wiem, czy tak jest, tak mi się wydaje. Ma wokół siebie wielu ludzi, otaczają ją szczelnie i szczelnie wypełniają jej czas. Może aż zanadto? Pomachała do przejeżdżającego samochodu; pewnie kolejny kolega - pomyślałem. I dalej ze swoimi rozpuszczonymi, poskręcanymi włosami rozwiewanymi przez wiatr szła w kierunku domu.
Coś mnie wtedy ruszyło. Tak miałem swoje postanowienia, potrafiłem się "obronić" przed tym jej wpływem. I udawało mi się to. Ale ta "skaza" odzywa się we mnie co jakiś czas. I choć sprawia coraz mniejszy ból, to jednak jest. I w tym właśnie momencie chciałbym jej jakoś pomóc. Pomimo tego, że w szkole prawie kompletnie ją ignoruję, że od jakiegoś już czasu nie rozmawialiśmy, to dalej jest mi jej żal, i co będę ukrywać - gdyby tego chciała, na jedno skinienie aportowałbym jej patyk