Siedzę i piszę... próbuję wsadzić gdzieś tęsknotę i smutek pomiędzy rozrzucone virtualnie literki...
Kochanie jednak przyjeżdża, tak jak się spodziewałem, wcześniej, bo już w środę. Trochę dzwne, że tak wcześnie, ale wszystkiego dowiem się, kiedy już będzie na miejscu.
Z tego wszystkiego zacząłem już nawet się uczyć z histy. Normalnie ja w szoku. Tym większym, że nic z przeczytanego rozdziału nie pamiętam, o II WS zresztą.
Dodatkowo zabawę na kurniku przerwał mi dośćdziwny SMS od Moniki, w treści, któej się raczej nie spodziewałem. Było w nim coś o tym, ze niby jestem prawdziwym przyjacielem, pełnym dobra i życzliwości, że niby będzie mnie pamiętać przez całe życie, że dziękuję za wieczne wsparcie z mojej strony i takie tam różne komplementy. Jak na mnie podarła się z tym swoim facecikiem, notabene starszym od niej chyba o 6 lat [po co dizewczyny są z takimi starymi facetami...? Nadal nie wiem... i chyba się nie dowiem]. I w przypływie jakiejś potrzeby zawłaszczenia przynajmniej na moment kogoś wysłała tego Szeszemesza.
Mało mnie to obchodzi...
nadal czekam.
W ostatniej notce chyba zabrakło celu głównego udawania się na komisję. Tak, kategoria A.
Z co do drugiej częśći tematu, to najzwyczajniej się martwię. Dziś sobota, pierwszy, dlugi, bardzo długi dzień, w którym nie widzę się z Kochaniem.. qrcze, w sumie to pierwszy taki dzień od naszej dwumiesięcznej znajomości.
Martwię się, ponieważ wczoraj Kochanie nie odzywało się do mnie, tzn. po którymś sygnałku z kolei, wyłączyła prawdopodobnie telefon. Kolejne próby obfitowały w głos pana, że numer jest poza zasięgiem, albo bla bla bla. Bankowo...
Z drugiej strony to nie jest martwienie się w stylu ona ma kogoś! Choć i takie głupie myśli przelatywały, nie powiem. Ale nie zatrzymywały się na tyle długo pod potylicą, żeby mnei martwiły na stałe. Akurat Jej ufam całkowicie. Dziwne, bo z natury nieufna ze mnie bestia. Do wielu ludzi odnoszę się z rezerwą, nie dopuszczam do niektórych swoich spraw [większości], przy czym inni chętnie robią ze mnie składowisko swoich problemów, tajemnic i nadziei. Nie o tym jednak chciałem, tylko właśnie o... martwieniu się.
Martwię się, ot tak zwyczajnie.