Człowiek... dość dziwny twór, który ma prawo do uczuć, wszak to nie maszyna, jak mówi jedno z podstawowych moich prawideł...
Uczucia jednak nie zawsze są miłe, nie zawsze tym bardziej da się je opisać zwykłym określeniem...
Można je upośledzić, zamknąć w bardziej, lub mniej, przybliżone ramy, podciągnąć pod coś podobnego...
Zdarza się też, że trzeba zużyć wielu słów, ażeby nakreślić trójwymiarowy obszar emocji...
Nachodzi niekiedy człowieczą świadomość uczucie, jakoby podobne do krzyku... wewnętrznego...
COś, co miałoby rozerwać, potłuc i rozsadzić delikatną porcelanę naszych uczuć... Jakby czysta destrukcja, tsunami, przewalająca się przez poukładane na ogół prawidła, rządzące naszym jestestwem...
Coś takiego pojawia się i znika... Zostawia zgliszcza, jakby uwolnione z pierwotnego płomienia Westy...
Chce się coś zrobić... ale co? Naprawić? Bezsens. Więc niech się dowiedzą! Krzycz, krzycz człowieku, jeden z drugim! Jednak zwykły krzyk okazuje się tylko delikatnym pomrukiem... romantycznym szeptem przy tym, co chciałoby się z siebie wyrzucić...
Próbujesz więc to objąć, ogarnąć rozumem, zrozumieć przyczynę, błąd i skutek... ale nie udaje Ci się; zdajesz się błądzić, szarpać puzzle układanki, które tworzą nierozerwalną całość, spójną i silną. Nie dasz rady oderwać jednego kawałka, wziąć w dłonie, powąchać, pochylić pod światło, wyczuć fakturę tworu i postarać się zrozumieć przynajmniej tą małą część całości... Próbujesz się czegoś innego... ale nic innego już nie ma... zostajesz ze swoimi myślami; odbijasz się od nich, od kolejnej zdążając do następnej...
A little bit confused...
No kurna, trzeci już, a tutaj ani notki, ani co...
Ale to z nudów:) Nudów dopingowanych znudzeniem. I taka nudnaśna mieszanka sprawia, że nic się nie chce robić, nawet jak już coś jest do roboty i miałoby to zabić nudę, która na nic nie pozwala.
Jednak piszę, zebralem się w sobie i tworzę... widzicie więc teraz we mnie boga? W moim twórczym procesie...? Nie/tak...?
Sis przyjechała ze Śledziostoku. Posiedzieć trochę na wiosce. Pomyślałem, że pojadę sobie z nią, kiedy będzie wracać do siebie. Pojeżdżę z nią empekami, zobaczę co, gdzie, jak, którędy... co gdzie załatwić, jak dojechać na uczelnię, jak to wszystko w ogóle działa... A potem powrócę z tarczą i braciszkiem;)
Moje korepetycje coraz bardziej zaczynają się rozkręcać. Co prawda jedna osoba tylko, ale przybywa godzinek, przybywa więc potencjalnego zarobku. Wczoraj poszedłem po moją zapłatę... po odliczeniu małego bonusiku, spuściłem cenę za 6 lekcji ogólnych do 50 zeta. Więc jestem nieco do przodu...
Niedługo powinna chyba też przyjechać moja Sis z krwi. Zbiera się do tego wyjazdu już nieźle, koło miesiąca, znowu się to przeciągnęło. Ma być podobno pod koniec przyszłego tygodnia. Ale jak to wyjdzie nie wie nikt, tym bardziej sama zainteresowana. Jednak jak przyjedzie, troszkę tu posiedzi, a potem wio, na swoje niemieckie śmieci. Plan wyjazdu z nią jest nadal, ale nie na całe wakacje, ale rekreacyjnie-zarobkowo, wstępnie wg mnie na jakieś 2 tygodnie. Jeśli będzie tak, jak planuję, to zarobię nieco keszu... mam nadzieję na 4-5 euro/godzinę, przez te 8 h/dzień przez ok 12 dni... x aktualna cena waluty UE... wychodzi nieźle. Dłużej jakoś zostać nie planuję; zarobić ofkoz się chce, ale jeszcze bardziej będzie się chciało do Kochania...
A tak w ogóle to dzieciaki już niedługo będą miały wakacje... fajno im:)
Pozdrówka.