Nie ma wody w całym mieście. Żeby potwierdzić stan obecny, rano po mieście jeździł samochód obwieszczając wszem i wobec, że nastąpiła poważna awaria, wskutek której nie ma wody. Dlatego w 'newralgicznych' punktach miasta będzie można zaopatrzyć się w wodę 'do sanitariatów' i tą pitną. Fajno... ciekawe ile taki newralgiczny stan potrwa...?
Wczoraj...? 7 minut.
Podobno nie ma jedności, pomiędzy ciałem i duszą... Dlaczego więc, skoro dusza cierpi - ciało płacze?
Poczułem więc dawno temu to, co można nazwać cierpieniem duszy... Ciało płakało...
Ale potem spotkałem człowieka, przy którym o tym zapomniałem. Wspaniałego. Z każdą chwilą docenianego coraz bardziej, choć o tym się nie mówi.. Milczy.
Cierpienie duszy zaczęło się odzywać. Nieczęsto. Sporadycznie.
Potem coraz częściej. Być może zasłużenie. Niekiedy nawet na pewno. Ból jest dobry...
Dlaczego jednak te najbardziej przewidywalne rzeczy wzbudzają takie emocje...? Dlaczego zawsze, przeważnie, muszę mieć rację...
Strach... bo pogadajcie sobie o tym...
Ale to naprawdę nic... nie bój się...
Kłamie, a ja się boję.
Bo nie chcę, żeby przewidywane rzeczy się sprawdzały...
Bo stałbym się nieobliczalny, bo nie wiedziałbym co zrobić...
Bo w końcu nie chcę...? Bo nie jest tego warta? Bo chcę dla niej lepiej, nawet na takich błahych etapach codziennego życia...?
Bo zasługuje?
Nie lubię, kiedy fotel jest wygodniejszy...
WOlę, kiedy mogę się przytulić... to jednak ważne, mieć i wiedzieć, że się ma. I ciepło czuć. Zapach ciała. I wiedzieć.
Dlaczego jednak dusza się rozrywa, kiedy można poczuć to wszystko...?
Bo wstyd...? Bo nie tak miało być...? Bo przewidywalne stało się rzeczywistością, choć się tego nie chciało...? Nie. Żadnych negatywnych emocji...
Może jestem przeważliwiony pod tym względem.. bardzo być może. I właśnie dlatego musze tamować łzy, kiedy tylko czuje zapach ciała... Choć nie zawsze one się pojawiają... To telewizor... spać się chce...
W sumie to zawsze można oczy zamknąć i udać, że się odpoczywa...
I nikt nie widzi. Bo nie musi. Bo trzeba być silnym. Bo nie chcę płakać. Choć to naturalne. Czujesz - płaczesz. Czujesz - śmiejesz się.
I nienawidzę, kiedy mnie ściąga w dół.
Fatalizm.
Bo to się nie uda, bo tamto też. Bo nie może się udać.
Dzieciaki.
Bo czasy się zmieniają... Właśnie, zmieniają się, trzeba to wreszcie zauważyć...
I nawet jeśli to z góry jest skazane na przegraną, to spróbuję.
Na przekór wszystkiemu.
Bo warto...
'Hyh'... Kochanie przyjechało wcześniej... I nawet mi nie powiedziało... ale to w ogóle..:> Czy to przypadkiem nie jest dobry powód do focha?;)
Kiedy Ona zapewne tu jechała, ja sterczałem rowerkiem na granicy... Dziś akurat było ciekawiej, niż zwykle... Już na pierwszej polskiej bramie była akcja, kiedy facet, który był jakimś samochodem zaczął się kłócić z celnikiem/WOPkiem, czy innym tam kimś, nie rozeznaję się jeszcze w tych funkcjach... Tak czy inaczej poszło chyba o to, że celnik, po sprawdzeniu samochodu, zaczął chyba wybiegać poza swoje uprawnienia i widząc paczkę papierosów w kieszeni faceta, sięgnął po nią. Facet złapał go za rękę, odepchnął. Celnik nazwał go chyba głupim i tak się zaczęło... celnik się wkurwił, poszedł po kogoś; przyszedł inny i było ich już dwóch:) I tak sobie się darli... nawet fajnie, przynajmniej jest ciekawie. Potem była znowu akcja, tym razem na pierwszej bramce ruskiej... Ruski celnik trzymał sporo samochodów przed szlabanem; jeden, pierwszy, był do tego stopnia poirytowany, że zaczął jechać po celniku... nie powiem, nie brakowało mu umiejętności... Gdyby przytoczyć: No kurwa otwórz ten szlaban, huju jebany! (...) No kurwo jedna podnieś ten szlaban! Ile mam tu stać do huja?!. Facio się nie oszczędzał...
Po pierwszym obrocie miałem jechać jeszcze raz... ale kiedy tylko przekroczyłem pierwszą bramkę przypierdolił się do mnie polski WOPek/celnik, że kurwa świateł nie mam i dzwonka... no i huj mu w oko - wróciłem się...
Za to Kochanie jest już na miejscu.. Posprzątam grotę i można czekać na wieczór...