Ok, koniec syfiastego początku....
Niedawno robiłem sobie rachunek sumienia... Chciałem "zobaczyć" jak w moim życiu układały się stosunki z dziewczynami, chodzi mi o szowinistyczną ilość. A więc na początku, kiedy jeszcze nie wiedziałem co to znaczy dziewczyna i nie wiedziałem co takie urządzenie potrafi, była Emilka. Nawet ją poprosiłem o chodzenie, ale to raczej była wielka skucha, niż jakieś miłe przeżycie, które teraz mógłbym odświeżyć z kurzu lat i powspominać. Potem... Potem się dużyłem przez długi czas w Majce. Hehe... To była dziecinna miłość...:) Nie powiedziałem jej o tym, jak byłem mały, dopiero po fakcie dokonanym, kiedy ona już sobie znalazła chłopaka, zresztą nieodpowiedniego wg mnie dla siebie, powiedziałęm jej to. Nie po to, żeby wzbudzić w niej jakieś uczucie straty, czy czegokolwiek, co miałoby ją do mnie przyciągnąć. Po prostu jej to powiedziałem. Hm... Potem była jakaś taka dziewczyna, której w ogóle nie znam. Ale to nic, z tego co wiem, to ona się we mnie dużyła. Wtedy mnie to nie obchodziło zanadto, bo nadal nie wiedziałem co to dziewczyna. Poza tym to było praktycznie dziecko. Nie ma o czym mówić... Następna rzecz, jaka mi się przypomina to biba nad jeziorem i Anka. Spodobała mi się. Nawet bardzo. Jednak z powodów jakichś dziwnych, których podać nie potrafię, nie ułożyło się nam. Na pierwszej "randce", jeśli można to tak nazwać nawet nie mogliśmy znaleźć wspólnego tematu do rozmów. Ogólnie tamten czas wspominam jako jeden wielki niewypał. Ale co tam. Żyje się dalej. Następna dziewczyna, to Renata. Hm... W sumie to... jak by to ująć... Chciałem napisać "najfajniejsza" osoba, jaką poznałem. Ale to nie to. Po prostu pomogło mi jej nastawienie do życia, które przejawiało się niesamowitym humorem, którym mnie zarażała. Akurat coś wtedy we mnie siedziało, jakiś gigadół, ona mi pomogła z niego wyjść. Miło z nią było. Chodziłem z nią około... No, kilka miesięcy. Nie pocałowałem jej. Nie żałuje tego. Stało się, jak sięstało, nie jesteśmy już razem, ale jest ok. Trochę dziwnie się do niedawna czułem z tego względu, że jesteśmy w jednej klasie. Ale druga klasa przyniosła mi ulgę. Rozmawiamy ze sobą, czego wcześniej nie uświadczylo się, nawet jak byliśmy "razem". Następna do kolekcji dochodzi... Sylwia. Jednak z nią niestety nic nie było. A szkoda. Dziewczyna bardzo wartościowa, inteligentna i wesoła. Nadal ją lubię, choć powiedziałem jej co mi się w niej nie podoba. Dalej mi na niej zależy, ale już inaczej. Z tego co wiem, jej w jakiś sposób na mnie też. Ale to nie jest teraz ważne. Ma chłopaka, choc biedna sama nie wie, czy dobrze zrobiła, wiążąc się z nim. Ja tego też nie wiem, ale życzę jej szczęścia z nim. Jak to oboje stwierdziliśmy: "Może kiedyś się zejdziemy, a narazie niech jest tak, jak jest". Gdzieś w tym całym rozgardiaszu zapomniałem wcisnąć Asię. Dziewczyny nie widziałem na oczy, ale zależy mi na niej jak na żywej osobie. Poznałem ją na czacie, dziwne miejsce, ale prawdziwe. Tak czy inaczej cośdo siebie poczuliśmy, choć chyba bardziej ona do mnie, niż na odwrót. Powiedziała mi na gg, że przyjedzie do mojego miasta w następne wakacje. Do tego czasu może się wiele pozmieniać. Naprawdę wiele. A to dlatego, że od niedawna poluje na mnie jeszcze jedna dziewczyna, nowa w mojej szkole, znaczy nowa pod względem klasowym, bo jest kotkiem. Właśnie Iza... Już na początku roku mnie podobno wypatrzyła w tłumie, a że pewnego, chyba tego samego nawet, dnia siedziała na gg i kliknęła kogoś dostepnego i to akurat byłem ja, więc się zaczęła rozmowa, i to dość poważna. Dziewczyna nie ukrywa tego, że się jej podobam, ale czy ona mi? Sprawa do rozstrzygnięcia przeze mnie. Podsumowując to wszystko... Choć może nie... jeszcze nie, bo moje serduszko nie jest obojętne dla jeszcze kilku dziewczyn, ale "nie dla psa kiełbasa". Choć pomażyć można... Nie będę więcej pisać, bo po raz sto pięćdziesiąty siódmy idę oglądać "Człowieka demolkę". Ale skoro już zacząłem blogować na nowo, niedługo pojawią się tutaj nowe wpisy.