Dziś inaczej...
Pełnia...
W naturalnej czerni nocy, gałęzie nagiego drzewa skrzą się w kierunku księżyca.
Każde w swoim tempie...
W naturalnej czerni nocy skrzą się moje myśli w kierunku bogini Luny...
W kierunku mojej bogini księżyca...
Jeśli chodzi o aurę, to czekam w zimie właśnie na taki dzień.
Chodzi dokładnie o drzewa. Pokrywa je w bardzo ładny sposób śnieg; jakby otulał każdą, nawet najmniejszą gałązkę, przylega do niej sprawiając, że nawet te małe i nieliczące się wypustki stają się potężnymi, alabastrowymi ramionami...
Wszystko wydaje się jakby zwalniać. Czas odgrywa mniejszą rolę... samochody jeżdżą wolniej, ludzie sprawiają wrażenie jakby bardziej leniwych, wszystko dzieje się mozolniej.. aż miło popatrzeć...
Niestety najcięższe boje z życiem i sobą trzeba staczać w pojedynkę...
Wtedy, gdy jest się samemu...
Nawet, kiedy ktoś jest, może się tylko biernie przyglądać...
Zdarza się, że nic nie może pomóc, nawet jeśli bardzo chce... no bo jak...?
Ważne jednak, żeby w takiej chwili znaleźć w sobie jakąś siłę, przeciwstawny element, the eighth spirit, który pozwoli zwyciężyć...
Nikt nie mówi, że to było, jest i będzie proste... ale może się udać... może sprawić, że cienka strużka energii powoli się ustabilizuje, utrwali, rozszerzy powoli, nieznacznie, lecz konsekwentnie, jak krtań łaknąca oddechu...
I stanie się jasne...
A jeśli nie...?
Wy mi powiedzcie.