• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Najnowsze wpisy, strona 84


< 1 2 ... 83 84 85 86 >

"Kiedy do perfekcji opanowałem sztukę prowadzenia...

I tak się właśnie stało... Jakiś czas temu na gg poznałem Izę. Jak to przez net wydała się miłą osobą. Widziałem ją też w realu, raczej zarzucić jej niczego nie wolno, jeżeli chodzi o wygląd. Oczywiście teraz znaczenie poprzedniego zdania jest takie, że możnaby się przyczepić do jej sfery psychicznej, charakteru, inteligencji. Jednak nie; choć jest blondynką (jak to ona powiedziała: "Nie jestem blondynką, tylko taką... złotą blondynką..." ;) czyli bez kitoo nie jest...:) ), to można z nią porozmawiać i choć to chyba nie jest ten "mój" poziom, to nie moge mieć jej za złe tego... Chyba całe życie będe mierzyć ludzi wg swojej miary... Ale to nic... To już moja upierdliwa cecha charakteru.

Umówiłem się z nią na dziś. Choć byłem/jestem przeziębiony lekko, postanowiłem pójść. Odkładaliśmy razem to spotkanie przez jakiś czas, a z własnego doświadczenia wiem, że lepiej tego za długo nie przeciągać... I w ten sposób umówiliśmy się na konkretną godzinę. Leniwie sunące chmurki, lekko szarawe, gdzieniegdzie odsłaniające niebo wskazywały na możliwe spadnięcie deszczu, co jednak mnie zniechęcało. Poszedłem na ławeczkę przed blok, żeby się nie spóźnić. Poczekałem troszkę, przyszła Iza. Razem, bez większego pośpiechu poszliśmy nad wodę, zresztą umówiliśmy się, że tam pójdziemy. Tego, że zajęło nam to około 2 h, żeby tam dotrzećnie będę przypominać, bo błądziliśmy jak zwierz we mgle po lasach... Ale miło było...

Kiedy doszliśmy nad wodę, nie był to pobyt taki, jak niegdyś z innymi dziewczynami. Nie szedłem "gdzieś, tam" z nią, nie spieszyłem się. Nie było to też coś w stylu love story, że siedzieliśmy blisko siebie i świergoliliśmy jak ptaszki. Poszliśmy na wojskową. Pomost, na którym usiedliśmy był w większej części ocieniony, jednak dość już niskie, wczesnojesienne słońce, wystające sponad szczytów niedaleko rosnących drzew otulało nieznacznie nas, oraz szarawe deski pomostu. Usiedliśmy. Ja się położyłem na plecach, zwieszając nogi za pomost. Lubię tak leżeć. Świat wydaje się wtedy taki prosty, kiedy słyszy się delikatne kołysanie drzew przez lekki wiaterek, obijającą się wodę o brzeg jeziora, miłą woń perfum osoby siędzącej blisko Ciebie i, najlepsze w tym wszystkim, - jedna, prosta barwa, kiedy się zamyka powieki, a słońce razi prosto w twarz. Takie coś mnie odpręża, uspokaja. Tak tez było i tym razem. Nie chciałem wstawać, nie wiedziałem, czy to było niegrzeczne z mojej strony, czy powinienem siedzieć przy niej i głęboko wpatrywać się w kolor jej oczu, czy w ogóle coś powinienem zrobić, czy też nie. Leżałem sobie tam, leżałem i delektowałem się każdą pojedynczą chwilą, która tam wydawała się tak cenną, jednocześnie będąc tak powszechną i zwyczajną. Rozmawialiśmy wtedy o różnych sprawach. Naprawdę różnych. Pamiętam jak Iza posmarowała mi usta jakąś taką... takim cudkiem do ust bezbarwnym..:) Nie znam się... Leżałem dalej. W pewnym momencie spytała, czy nie czuję jej wzroku na sobie. Powiedziałem, że nie. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że ona ciągle na mnie patrzyła. W normalnych warunkach bym się speszył, ale tutaj jakoś moja reakcja była inna. Nie odebrałem tego jako jakiejś rzeczy, której powinienem się przestraszyć, czy zareagować na nią w jakikolwiek "agresywny" sposób. Leżałem dalej, rozmawiając z nią. W pewnym momencie chciałem, aby się położyła koło mnie na pomoście. I w tym momencie uświadomiłem sobie, że nie chcę jej o to poprosić, żeby spoczęła koło mnie. Jednak nie dlatego, jak wcześniej, że się bałem jej reakcji czy czegoś w tym stylu ale dlatego, że po prostu nie chciałem, aby to odebrała jako posunięcia zbyt odważnego z mojej strony, a w konsekwencji za uznanie jej przeze mnie za jakąś "łatwą". Nie czułem wtedy jakiegoś ciśnienia, żeby to zrobić, albo żalu do siebie, że tego nie zrobiłem. Po prostu taka kolej rzeczy, która nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Jeszcze będzie na to czas.

Kiedy robiło się coraz bardziej zimno,  zaczęłiśmy się zbierać. Wracając jedną ze ścieżek, która jakby nie patrzeć jest wąska, puściłem ją jako pierwszą. Wiem, po prostu ze mnie wychowany człowieczek:) Tak na serio, to chyba wiem, po co tak sięrobi, żeby facet mógł popatrzeć na pupę dziewczyny :P. Taki w nas jest samczy instynkt, że rzadko kiedy można się oprzeć nadażającej się sytuacji. Tak też i ja zrobiłem. Ujrzałem chyba najfajniejszą pupę w swoim życiu. Nie wiem, czy wcześniej na nią nie zwróciłem uwagi, czy nie patrzyłem, czy co, ale naprawdę fajny tyłeczek...:)

Kiedy wróciliśmy po prostu, po chwili rozmowy, każde z nas poszło w swoją stronę. Spotkaliśmy się po krótkim czasie na gg.

Co w tym takiego neizwykłego, co powinienem zapamiętać? Otóż zawsze, każde pojedyncze spotkanie mogłem osądzić na dwa sposoby - fajne, albo nie. Od razu kojarzyło mi się jakieś uczucie, jakieś zabarwienie emocjonalne, które mówiło mi z góry o przebiegu całego spotkania. W tym przypadku było inaczej. Mam pewne podejrzenia co do tego, co do niej, jednak zachowam to dla siebie i dla czasu, który pomoże mi w identyfikacji wszystkiego.

20 września 2003   Komentarze (1)

List

Niedawno na polaku zaczęłiśmy przerabiać romantyzm. Ofkoz nasza polonistka kazała nam napisać list werterowski, na podstawie "Cierpień młodego Wertera". Za dużo mysli mi się kłębi w głowie, więc zamieszczę tylko ten wytwór mojej wyobraźni, który urodziłem, kiedy koło 23 padło gg. Oto on:

Piszę do CIebie przyjacielu drogi, skoro spotkała mnie rzecz dziwna. Nie... Nie dziwna. Pokrzywdzeniem piękna byłoby spotkanie tej istoty i nazwaniem tego szarym, nic nie znaczącym, pustym słowem "dziwne".

Jakem zwyczaj czynił czas długi, siedziałem nieopodal polnej drogi, prowadzącej ku zabudowaniom miasta. Moje myśli błądziły gdzieś daleko, ku przestworzom chmurnym wzlatywały, by zaraz opaść na ziemski padół i skrystalizować się na mniej ważnej błahostce. Jeno słońce już było wysoko, kiedy od strony wsi nadeszła osoba, która ciągle tkwi niewzruszenie w mojej pamięci, jakoby zmora jakaś czy widziadło nocne, nie dające spać umęczonemu podróżnikowi. O, niebiosa, skoro takie mają być cierpienia piekielne, niechaj cierpię na wieki, niech wieczność nieskończoną moje członki trawi ogień jej oczu, które spojrzawszy na mnie, wzniosły nieświadomie me jestestwo na skraj szczęścia. Znalazłem się wszak w innym świecie, który nie świadczył nigdy smutku i zmęczenia. Jej oczy władały nim, obdarowując mieszkańców życiem, kiedy tylko spoczął ten wzrok niebiański na zwierciadle mym, pragnącym tego jak roślina umierająca kropli wody, podtrzymującej marny żywot. Strach myśleć, co by mogło czynić skinienie jej, za którym poszedłbym w ogień, wiedząc, że tego właśnie oczekuje. Tam, za zasłoną jej wdzięków skore byłoby zapewne przenosić góry, odwieczne i niewzruszone, jak przeniosły moje myśli i serce.

Przyjacielu, słowa nie są w stanie opisać tego piękna, którem uświadczył dnia tego. Wszak litera to puste słowo nic nie znaczące. Nawet w szyku dostojnym w rzędzie ustawione nie znaczy wiele. Opisując to zjawisko niemal boskie należałoby Najwyższego wiedzę przelać na pergamin, jakoby Pismo Święte po raz kolejny trza by napisć było. Wiesz wszak, że nawet słowo Boga nie opisuje piękna doskonałego, więc jak zwykły człowiek, namiastka jego potęgi, miałby uczynić cud taki? Każda fraza musiałaby opisywać jeno więcej jej piękna, aniżeli Iliada mistrza wiecznego wspaniałości opowiada. Rzecz wszak niemożliwa dla śmiertelnika.

Bo jak mogą oddać słowa, litery na płótnie prawdziwe piękno? Jak przybliżyć Ci to, co mi z pamięci wygasnąć nie może, co prześladuje mnie, jeno jak samobójcę pragnącego śmierci? Czy słowa, które teraz czytujesz wprawiają Cię w zachwyt, tak jak mnie w euforię wprawiał sposób poruszania się tego anioła? Kiedy wychodziła z lasku, przyodziana w szafirowe odzienie, przy którym królowa angielska by pochyliła czoła, przykuła mój wzrok, który wnet zaczął pragnąć jej widoku. Widziałem i ślepy byłem, jakbym patrzył i nie widział. Jakoby jej nie było i się objawiła jak Matka Zbawiciela trójce młodych. I jak Matka ludzi swym pięknem, tak i ona urodą i wdziękiem zawładnęła sercem mym.

11 września 2003   Komentarze (2)

Zwycięstwa

Ciągle i ciągle... Zmienia się mój pogląd na świat. Ciągle i ciągle zmienia się mój sposób patrzenia. Nie wiem skąd we mnie taka odmiana. Zawsze raczej pesymistycznie nastawiony do świata nie chciałem mieć z nim zbytniego kontaktu. Wolałem trzymać się na uboczu, tam było bezpieczniej i ciszej. Teraz jednak coraz więcej kontaktów sobie wyrabiam, nawet nie angażując się w ich powstawanie. Po prostu same się robią. Nawet dobrze mi z tym.

Gdzies oglądałem program, chyba na Discovery Science, że ładni ludzie przeważnie są mili dla otoczenia. Rzeczywiście, zauważyłem to. Ostatnio też próbuję stawać się milszy, bardziej przyjazny dla innych. Czy wychodzi z tego, że jestem "ładny"? Nie wiem, kwestia gustu, ale rzeczywiście "niektóre" osoby ostatnio mnie w tej materii dowartościowują. Miło nawet. Jednak powracając do przykładu - inni dla mnie też są bardziej mili, jakby bardziej przystępni. Nie wszyscy, to napewno, ale część osób, z którą miałem kontakt w skali 1-10 oceniany na 5, mam teraz lepszy. Wychodzi na to, że po prostu ludzie lgną do tych w dobrym humorze, do tych miłych, atrakcyjnych, jakby podświadomie chcieli się znaleźć w ich otoczeniu, jakby to miało zmienić ich życie na lepsze. Może i zmienia? Moje zmieniła Monika. Na lepsze. I dobrze. Jestem jej za to wdzięczny. Dlaczego jej tego nie powiedziałem? Przy okazji...

Pokonuję jednocześnie moje demony. Moje własne, te, które mnie prześladowały. Zwycięstwo za zwycięstwem. Trzeba się hartować w walce, każdy dzień to walka, nie na śmierć i życie, ale mimo to ważna. Nawet te małe wiktorie dają coś, czego nie kupimy za żadne pieniądze. I tak powinno być. Powinny być na świecie rzeczy wolne od bogactw. Najciekawsze jest to, że właśnie każdy ma je w sobie, każdy jest przeto cenny, jeno nie każdy to zauważa.

09 września 2003   Komentarze (1)

Thoughts...

Strasznie dużo mysli kłębi mi się w głowie. Tak było, kiedy zakładałem pierwszego bloga. Tak też jest i teraz. Choćjest ich tak mnogo, nie mogę konkretnie się zastanowićnad jakąś rzeczą. Wciąż mi uciekają, przesłaniają je nowe, inne, nowsze. Założyłem bloga, by właśnie dać ujście tym emocjom, stanom, czy jakkolwiek by to nazwać. Jednak narazie nie udaje mi się. Musi we mnie dojść do swego rodzaju przegrzania, jak w silniku. Wreszcie stanę na moment, krótki, a tyle znaczący, by potem znowu zacząć pracę, myśleć nad tym wszystkim...

Niedawno qmpel mi powiedział, że nie będzie już myśleć - ofkoz nie chodziło mu o te zwykłe myślenie, jakim otaczamy się na codzień, w szkole, pracy, etc. Gość po prostu nie miał już siły, aby się babrać w przeszłości, aby odgrzewać wspomnienia, które powracając ranią jeszcze bardziej, jak nocna zjawa nie dająca odpoczynku.

Sam też się zorientowałem, że nie ma co się rozwodzić nad przeszłością. Trzeba się z nią pogodzić. Ostatnio jestem w dobrym humorze. Napewno ma na to wpływ niezła pogoda, która zawsze mi w tym pomaga. Jednak dołączyłem do mojej receptury coś jeszcze. Przed końcem wakacji pomyślałem, racjonalnie, nieracjonalnie, tak, jak trzeba było. Udało mi się. Z większym zapałem podchodzę do różnych spraw, nawet do nauki. Choć jestem w klasie mat-fiz, wcześniej nie uczyłem się pierwszego z tych przedmiotów. Teraz mam do tego jakieś takei dziwne zacięcie. Nawet mi sięto udaje, biorąc pod uwagę to, że rok przedtem ledwo co wyciągałem...:) Do tego wszystkiego doszło coś, jakby postanowienie, a raczej podświadomy przymus. Przestałem myśleć o tym, co sięstało keidyś, co mnie gnębiło i wprawiało w zakłopotanie. Nie myslę już co było kiedyś z Anką, która teraz się ze mną uczy, co było z innymi dziewczynami, z innymi zdarzeniami. Po prostu do tego nie powracam.

Zdałem sobie sprawę jeszcze z czegoś. Mianowicie z tego, że należy traktować każdy dzień jak pojedynczą walkę, która jest naszą ostatnią. Aż chce się tutaj dodać, że należy każdy dzień cenić jak ten ostatni, ten, po którym będzie tylko pytanie: "Co dalej?". Jednak tego nie mogę w swoim przypadku powiedzieć. Głupotą czystą byłoby taką rzecz w życie wcielać, jeno zachowanie nasze wynikające z postanowienia owego mogłoby sprawić nie tylko nam, ale i innym krzywdę. To nie leży w mojej gestii, tak więc "tylko" bardziej zwracam uwagę na każdy kolejny dzień, będący batalią i zwycięstwem.

08 września 2003   Dodaj komentarz

"Cierpienia..."

Niedawno skończyłem czytać "Cierpienia młodego Wertera". Książka bardzo fajna, prawie tak, jak "Faust ".

Ktoś kiedyś powiedział, że czytając "te" wszystkie książki zdobywa sięcoś. Ale co z tego, skoro inni też mogą to przeczytać, a przez to książki te stająsię bezpłciowe, bo nie tylko my z nich czerpiemy...? Wg mnie to nieprawda. Tylko od danej osoby wależy ile wyniesie z danej lektury. Pamiętam, jak kiedyś czytałem ksiązki tylko po to, żeby ją "zaliczyć", przelecieć text wzrokiem. Żeby mieć czyste sumienie, że zrobiłem to, co dobry uczeń powinien. Teraz czytam lektury z przyjemnością, np. tą ostatnią. Wyniosłem z niej wiele. W ogóle Goethe dobrze pisze. Miał gość niezłą naturę, jeżeli stworzył takei dzieła. Ciekawe, czy robił to ot tak, siadał i pisał, czy siadał... mozolnie układał rymy, potem to poprawiał, etc. Tak, czy inaczej nie dorównam mu nigdy, nawet nie będę próbował. Poza tym on pisał wierszem i rymami, mi może kiedyś się uda ułożyć wierszyk jak we "Władcy pierścieni", może...

Dość, porządek jest formą chaosu...

07 września 2003   Komentarze (1)
< 1 2 ... 83 84 85 86 >
Chaos_angel | Blogi