• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum grudzień 2003, strona 3


< 1 2 3 4 5 >

I znowu...

Umarłem. Ponownie. Umarłem, by powstać. Idąc, kolejny raz. Do szkoły, bez ducha, "szkieletów ludy"... Szedłem pusty. Chciałem taki być, chciałem mieć w sobie pustkę po Niej. Jakoś sięnie układa, chyba nie potrafię tego popchnąć. Dlatego właśnie chciałem sprawić, bym umarł, dla Niej i dla siebie. I umarłem. Jednak ona mnie wzbudziła z pustki, z próżni. "Powstałem z nicości, obrałem drogę ku wolności", może raczej ku radości...

Hista, siedzę na jednym z najlepszych miejsc. Koniec klasy, mogę się praktycznie położyć i obserwować Ją. Patrzyłem, tak, prawie bezczelnie. Tylko jedna osoba nas dzieliła, mnie dzieliła. Koleżanka. Przestrzeliłem ją wzrokiem. Dotarłem jak nieumarły do Niej. Jak anioł wskrzeszający ciało i umysł, tak jej wzrok spadł na mnie, te piwne, smiejące się oczy spojrzały na mnie. Nie krótko, nie moment. Nie chwilę. Patrzyłem na nią, bacznie, głęboko, w wesołe światełka tańczące w jej oczkach. Kąciki jej ust unosiły się powoli. Konsekwentnie. Nie przestawały. Jak lekarstwo podawane osobie, która chce umrzeć, ale głęboko w sobie boi się śmierci. Dostałem od niej zastrzyk prosto w umeczone serce, katowane codziennie przeze mnie myślami, uczuciami, troskami. Ten moment mnie wskrzesił, od nowa zaistniał kryształ życia w mej piersi. Znikło wszystko, tylko to spojrzenie się liczyło. "Daj mi tą noc, tą jedną noc, a potem niech wali się świat!". Niech to spojrzenie trwa, niech się zabijają, mordują, gonią za "tym" czymś, za pieniądzem, my zostaniemy tutaj, zostaniemy wpatrując się w siebie, w spokój, w zrozumienie. W miłość. Przybliż się do mnie, pozwól ująć w dłoń Twoją rączkę, niech poczuję jej ciepło, a potem niech umrę, niech mnie pochłonie to, na co wystawiani byli ludzie. Nie liczy się potem, jest to, co jest teraz. Nie patrz tam, w przyszłość, bo tam lezy niewiadomy uskok życia. Patrzysz? Widzisz tylko pierwszy zakręt, dalej obraz się zamazuje. Po co tam patrzeć, ciesz się tym, co jest. Jeżeli przyjda, obronię Cię. Obiecuję. Schowam Cię przed całym światem, ochronię Twoją niewinność przed złem tego padołu, wzlecimy razem w miejsce, gdzie są tylko wybrani.

Na drodze staje rzecz przyziemna - kolezanka. Pochyla siędo przodu, wbijając we mnie dzidę. Krwawię, ale żyję.

Po lekcjach mieliśmy się spotkać. Nieważne po co, nawet nie byłem tak bardzo zaciekawiony co sięwydaży, grunt, że nie spotkaliśmy się "we dwoje", ale miało to wyglądać nieco bardziej tłocznie. Jednak czas na rozmowę był. Moje kochanie ma problemy. Cudze. Jak puszka pandemony, do której pakowane są wszystkie nieszczęścia. Poniósłbym za nią ten ciężar, który ją gniecie z własnego wyboru. Czas, krótki. Za mało, aby "porozmawiać". Jednak wystarczająco, aby wydobyć z jej zachowania to, co mnie gnębi. Może była za bardzo zaabsorbowana innymi sprawami, problemami innych. Ale coś się zmieniło, to, czego się najbardziej bałem. tracę swoje szczęście, tracę ją, na rzecz... na niczyją rzecz, niczyją korzyść. Ale widzę "kim" dla Niej jestem. Kolegą. Jestem dla niej kolegą po to, aby zrobić sobie po raz kolejny jakąś nadzieję, aby zmartwychwstać. I po krótkim czasie zabić się samemu. Koło życia się zatacza. Znowu widzę roześmiane oczka, bląd włoski i żyję. Powstaję, by zginąć. Jak umarły liść, wzbudzany przez lekki zefirek życia.

Niech zginę. Nie ponownie, ale po raz pierwszy. Gdybym mógł umrzeć, teraz. Już, nic nie ma, pustka, wieczna, może bym Ją tam kiedyś spotkał. Niech po raz kolejny zabije mnie Ona, ale naprawdę. Niech mnie zabije, nieh osunę się na jej ramiona, osunę się na ziemię, poczuję zapach świeżej trawy na wzgórzu, niech wzbije sięwiatr w niebiosa, niech poniesie moją dusze, która ostatni raz patrzyła w Jej roześmiane oczka. Niech śmieją się dla mnie po raz ostatni. Niech to będzie ostatni widok, jakiego doświadczę...

10 grudnia 2003   Komentarze (2)

Bez tytułu

Kolejny dzień, jakiś dziwny. Chyba się boję. Może coś się zmieniło? Siedząc dziś w ławce na PO z Moniką i inną jeszcze koleżanką, przepisywałem sobie ćwiczenia. One zaczęły rozmawiać, jak to dziewczyny "bez tajemnic". Koleżanka zaczęła wypytywać Monikę o jej byłego chłopaka. Kiedy tylko wyłapałem taki temat, moja uwaga zeszła nieco z przepisywania, i zwróciła się na ich rozmowę. Rozmawiały jakiś czas o jakimś Hubercie, nie wnikałem, w ogóle nie dałem poznać po sobie, że "podsłuchuję", choć trudno to nazwać podsłuchiwaniem, skoro się siedzi w jednej ławce w 3-4 osoby. Każda rozmowa w takich warunkach staje się raczej publiczną, niż intymną. Słuchałem co Monisiak mówi o tym chłopaku, i wtedy właśnie coś się we mnie zmieniło, coś się po prostu zmieniło. Dowiedziałem się, że nie wyszło im przez odległość, czy coś w  tym stylu, że tak jak i ona, tak on to przeżywali. To mnie właśnie zmieniło. Wypaczył się mój utopijny, doskonały sposób patrzenia na nią. Myślałem, że... hm.. w sumie nie wiem co myślałem... że nikogo wcześniej nie "kochała"? Chyba nie mogłem być tak głupi, naiwny. A może właśnie byłem. Jednak kiedy zerkałem na nią, kiedy rozmawiała z koleżnaką, nadal mi się podobała, nadal przyciągała mój wzrok, nie chciałem słyszeć o tym chłopaku (teraz myślę, że mu zazdroszczę... zazdrościłem...), w ogóle nic nie chciałem słyszeć, niech by się czas zatrzymał i tak trwał. Qva, ludzie za dużo myślą... Czemu to wszystko jest takie skomplikowane...?

08 grudnia 2003   Komentarze (2)

Bez tytułu

Jutro znów buda. Najgorzzej, że gramy jakieś tam przedstawienia. Cud, że mam jakąś prowizoryczną rólkę, więc nie muszę się w to za bardzo angażowć. Za to będę mógł się spotkac z moim Szczęściem.

Zastanawiałem się, co by było, gdyby udało mi się z nią być, ale nie w takim sensie, że "chodzimy" ze sobą, miejąc większe czy mniejsze tego faktu atrybuty, ale po prostu będąc ze sobą. Kiedy się dziś obudziłem, zabrnąłem w myślach w nierealną jak narazie przyszłość. Wyobraziłem sobie, jak by to było, gdybym dajmy na to byl na studiach z Nią, mieszkając np. w tym samym mieszkanku.  Z jednej strony perspektywa bardzo fajna - spełniłoby się to, co chciałbym, aby się spełniło. Jednak prawie od razu, na szatę przyjemnych wyobrażeń, spadła świadomość, że nie byłoby to możliwe. Ze jestem za młody, ona też, poza tym starzy, opinie na temat mieszkania chłopak + dziewczyna, etc.

Jednak będąc wczoraj u kumpla, pomagając mu robić pewne rzeczy przy nowym kompie, pogadaliśmy sobie trochę. Co prawda jest trochę starszy - ma 20 lat, to powiedział mi, że jego młodszy brat wyjechał gdzieś, żeby mieszkać ze swoją dziewczyną. Czyli koleś dziewiętnastoletni wyjechał gdzieś, do jakiegoś miasta, po to, żeby być z dziewczyną. W sumie facet starszy ode mnie o 2 lata, więc czemu mi miałoby się nie udać takie przedsięwzięcie w przyszłości? No, w sumie może dlatego, że nie mam dziewczyny? Ale idealny obiekt na to jest...

07 grudnia 2003   Komentarze (1)

Bez tytułu

Środa. Przychodzę koło wieczorka do domu. Patrzę przez okno. W niedalekiej odległości, obok dość znanej w mojej wsi jadłodajni, stała Monika. Rozmawiała z kimś. Po jakimś czasie, dość krótkim, jak mniemam, spojrzałem ponownie - szła dość długim chodnikiem, przebiegającym niedaleko mojego domu, całkowicie sama. Pomyślałem: "dlaczego by nie wykorzystać tej sytuacji?". Najszybiciej jak umiałem ubrałem się, wyłączyłem kompa, muzę i pobiegłem w jej stronę. Około dwieście metrów dalej, po krótkim biegu, dogoniłem ją. Nadal szła sama, cieszyłem się dość z tego. Jak zawsze niebiesko-żółty plecak Campusa i biała kurtka, która tak fajnie podkreśla jej figurę... Z początku troszkę zaskoczona, że ja dopadłem w takim miejscu/czasie, po chwili jednak zaznajomiła się z sytuacją. Szliśmy sobie spokojnie, jak zawsze rozmawiając. Po kilku minutach podjechał jakiś samochód, jakiś jej qmpel. Zatrzymał się. Koleś otworzył drzwi. Widziałem w jej oczach problem - jak potem pwoiedziała, zastanawiała się, czy ma iść ze mną, czy pojechać z nim. Osobiście wolałem, żeby pojechała, w sumie było już dość późno, ona po dodatkowym angoelskim, źle się czula, jeszcze do domu dość daleko. Odszedłem od "nich". Myślałem, że już wsiadła, kiedy po chwili usłyszałem za plecami jej wołanie. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem odjeżdżający samochód i jej uśmiechniętą buzię. Trochę mnie to rozwaliło - raz, że nie pojechała, choć tego chciałem, z drugiej strony... no własnie to samo, ale dlatego, że została. Jak dowiedziałem się, moje Słoneczko ma jakieś problemy ze zdrówkiem i pojechało biedactwo do innego miasteczka do lekarza i do babci. Jak to powiedziała: "Doszłam do wniosku, że teraz, kiedy mam jeszcze dziadków, neiczęsto sięz nimi spotykam. Kiedyś ich nie będzie, a wtedy będę tego chciała..." - ilu z nas dochodzi w czas do takich wniosków. Kocham ją za to. Niestety za to musiałem bez niej wytrzymać dwa długie dni.. i jeszcze weekend. Choć następnego dnia przyszła na jedną lekcję do szkoły... Taka... odmieniona...? Podobała mi się jeszcze bardziej, niż zwykle... Tyle rzeczy mi się w niej podoba, aż nie potrafię tego nazwać... To chyba jej charakter... Szczególny...

05 grudnia 2003   Komentarze (2)

Bez tytułu

Wzywam Je, usilną chęcią, lecz to na nic,
Stawia opór, niczym dzielących sto granic.
Lecz tak jak i granice wreszcie przebywam,
Tak też Je moją wolą w końcu zdobywam.
Służy mi wiernie, aby w tej jednej chwili,
Dokonać tego, co niegdyś ludzie czcili
Jako największe piękno strachem widziane,
Przez Wielkich w starych księgach zapamiętane.
Niech na północnym, czarnym jak śmierć niebie,
Usuną się wszystkie światełka i cienie,
Abym na Pięknym wzniesieniu mógł ją podziwiać,
Oglądającą to, co będzie świetnie widać.
Mój umysł rozkaże Mu zrobić to,
Co nieczęsto, niechętnie czyni.
Jednak teraz się do tego przyczyni,
By jej twarzyczkę zdumienie pokryło.
Kolory wszelkiej maści i narodowości,
Pojawią się na niebie wcześniej czernionym,
Wszystko rozjaśni barwa dalekiej powieści,
Budująca zachwyt na jestestwie onym.
Dłoń jej dziecięca, delikatna, mała,
Zaciśnie się mocniej na mej dłoni,
Która od razu jakby do życia się płoni,
Jakby na nowo urodzić się miała.
Spojrzeć w Jej oczy szczęśliwe nagrodą największą,
Widząc Jej szczęście, życie Wiktorią najpiękniejszą.
Jakbym się mierzył z siłami najwyższymi,
Bedącymi świata tego rządzącymi.
Jakbym im bój śmiertelny wytoczył,
Którym krwią swe ręce broczył,
Tego, co zło w mym Domu robiło,
Co teraz do grobu się cicho złożyło.
Strach teraz śmiertelnych domeną,
Jam przy Niej stoję ponad bożą hieną.
Staję się lepszym od żyjących bytem,
Stworzeniem szczęśliwym, a więc niepospolitem.
Wyrzekam się Was wszystkich, bracia-ludzie,
Zgarbieni życiem w ludzkiego padołu brudzie.
Jesteście dla mnie jako zwierzęta strachliwe,
Bojaźliwe, na prawdę i szczęście jękliwe.

Wraz z mym słodkim, małym Aniołem,
Odlatuję z posad tego szarego świata,
W miejsce, gdzie wybrani mogą żyć społem,
W miejsce, gdzie nie wiadomo, co to strata.

Podziwiam wraz z Nią pola skąpane zielenią,
Gdzie w oddali góry się srebrem mienią,
Gdzie kwiecie różnobarwne ziemię zrasza,
I na swe błonie ochoczo zaprasza.
Stojąc obok tego jedynego Stworzenia
Będącego osobą mej wolności i więzienia;
Wiem, że mogę z pewnością powiedzieć:
"Aniele, jako na ziemi, tak i w niebie,
W mym życiu pokochałem tylko Ciebie".

 

01 grudnia 2003   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 5 >
Chaos_angel | Blogi