• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum marzec 2004, strona 1


< 1 2 3 4 5 >

Bez tytułu

Kolejne dni... mijają, od poniedziałku do piątku. Każdy taki dzień inny, i zarazem taki sam. Z niektórymi ludźmi się żyje, aby dotrwać do tego piątku, z niektórymi wcale się nie żyje, innych się unika, żeby żyło się łatwiej.

I z taką myślą poszedłem wczoraj do budy. Zdołowany jak mało kiedy usiadłem w kącie klasy. Spokojnie sobie siedziałem, myślałem co to stało się, że Basi nie ma w szkole... Myśląc sobie o tym, o wszystkim i o niczym, podeszła w pewnym momencie Monika. Nie, nie do mnie, byłem dobrze "zagrzebany" w ludziach, żeby można było ot tak się do mnie dostać. Podeszła do jednej z pierwszych ławek. Nachyliła się nieco do znajomych. Zaczęła z nimi rozmawiać.

Teraz wiem o co jej chodziło, kiedy tak zaciekle zasłaniała się z tyłu, kiedy grała w ping-ponga. Kiedy tylko nachyliła się, mogłem bez problemu zobaczyć jej bieliznę. Ta, wiem, nic niezwykłego. Na mnie to jednak działa inaczej, zresztą w związku z nią tak się we mnie kotłuje, że głowa mała. Siedziałem wtedy, myślałem o tym, żeby się do niej "nie odzywać", nie prowokować niczego. Żeby się jakoś uspokoić. Oderwać od niej, od tego całego zniewolenia. I wtedy ten widok - kolorowo-czerwone stringi. Rozwaliła mnie tym. Nieświadomie;)

Tego samego dnia jakoś porozmawialiśmy, wywiązało się z jakichś żartów, głupot. Nawiązałem do tego, wyraźnie była zaskoczona, etc. Nie wiem jednak dlaczego tak się z tym wszystkim "kryje"? Nie chodzi mi o to, żeby zachowywała się... a zresztą. Nie moja sprawa. Czegoś to jej "dodaje", to jej zachowanie. Może jakiejś niewinności?

Od jakiegoś czasu życia na tym moim psychicznym odludziu, wczoraj poczułem z nią jakąś więź, jakiś kontakt. Coś, co mi daje formę radości. Samo patrzenie na nią daje mi coś, daje jakąś ulgę, choć wiem, że to zamienia się w późniejszym czasie w ból, który próbuję jakoś ujarzmić mówiąc sobie, że zerwę z nią cały kontak i ograniczę się do ostatecznego minimum. Takie postanowienia wypełniają mnie każdego dnia. I zmieniają się wraz z jej ujrzeniem. Nawet dziś, siedząc przed pierwszą lakcją, niemalże rozmawiałem ze sobą, sam ze soba, na szczęście w myślach;) I powtarzałem sobie, że nie ma sensu, ja nie mam sensu, to wszystko nie ma sensu, ale że jak tylko ona przyjdzie, z rozpuszczonymi włosami, uśmiechem na twarzy, żywiołowym krokiem, radością dla wszystkich, rozpłynęsię jak zawsze, a moje wysokogórne postanowienia spadną na ziemię i sam je podepczę. Było niemalże tak.

Jednak przedwczoraj, po rozmowie z Basią, byłem w jakiś sposób ukierunkowany na zwycięstwo... zwycięstwo w sensie... no właśnie. W jakim sensie? Tak czy inaczej ta dziewczyna daje mi w jakiś sposób siłę. Siłe na to, co chciałbym zrobić. Boję się tylko tego, że w tym przypadku może okazać się, iż moje wyleczoną, skrzaywdzoną "miłość", przeleję na osobę, która mi pomogła. Krzywda kolejna dla mnie i dla mnie. Przyjaźń... heh...

Siedząc wczoraj na którejś lekcji, toczyła sięjakaś rozmowa. Monika przepisywała lekcje, siedziałem przed nią. Wywiązała się po chwili rozmowa; padły moje słowa, jakoby jestem na nią obrażony, od jakiegoś już czasu. Powiedziała, że to nie jest śmieszne, to, co mówię. Potwierdziłem. Pamiętam to jej długie spojrzenie. Patrzyła mi w oczy, dośćdługo, ja także w nią patrzyłem, nie ukazując żadnego uczucia; żadnego żartu, skinienia, radości, złości, satysfakcji... nic. Spuściła wzrok, dalej pisała.

Dziś wracaliśmy skądś. Szliśmy na kolejną lekcję. Zaszliśmy do "kanciapy". Weszło tam kilka osób, w tym ona. Ja także poszedłem, jako ostatni. Stanąłem w drzwiach, widziałem, że kilka osób będzie wychodzić. Zatarasowałem wyjście, pierwsza chciała wyjść Monika. Podeszła, jakby chciała przeze mnie przejść. Nie przepuściłem jej. Chwyciła się mnie niejako. Powiedziałem, żeby została, "porozmawiała z nami". Odpowiedziała, że nie.. może nawet nic nie odpowiedziała, chciała wyjść. Nie przepuściłem. Znowu. Podeszła teraz blisko, bardzo blisko. Tak, jak niegdyś. Poczułem znowu zapach jej perfum, jej włosów... To wszystko przeszło przeze mnie jak jakiś impuls nerwowy, od stóp do głów. Znowu poczułem się na chwilę dobrze. Na tak krótką chwilę, po której powiedziałem, żeby poszła, jak nie chce siedzieć. Zobaczyłem w niej jakieś... wahanie? Może jakieś pytanie...? Sam nie wiem.

I nie wiem co się stanie. Zmęczony jestem. Na szczęście dziś piątek. "Uwolnię się" od niej na dwa dni, uwolnię się tylko po to, żeby myśleć o niej od czasu do czasu, przypominać sobie ostatnie z nią wydarzenia, żeby w poniedziałek znowu ją spotkać i zacząć wszystko od nowa.

Znowu rządzi mną jakaś forma złości. Zmalałem ze swoimi przeżyciami do kilkunastu sekund w ciągu dnia, kiedy widzę ją, rozmawiam, patrzę. I tyle. Te kilka minut z całego dnia, kiedy mógłbym pochłonąć całą dobę by zastanawiać się kiedy nastanie nowy dzień, którym znowu będę mógł się zachłysnąć. Tylko kilka chwil... I to mnie właśnie denerwuje, że muszę w ten sposób wegetować. Że muszę się w taki potężny sposób ograniczać...

26 marca 2004   Komentarze (3)

Bez tytułu

Lekcja nienawiści. Wczoraj pierwsza.

Taka głupota. Zwyczajne przekomarzanie się. Zobaczyłem w oczach Moniki coś, co mi uzmysłowiło, jaki jestem tu mały, jak jestem mały dla niej. Zauważyłem, że... qrwa, że po prostu się tu nie liczę. Roztargnienie. Nienawiść. Basia (ta przyjaciółka) mówiła coś o jej kontrolowaniu... O panowaniu nad nienawiścią. Teraz po prostu nie potrafię. Siedziałem wczoraj, coś do mnie powiedziała. Zobaczyłem, jakby mi mówiła, żebym spisprzał, czego w ogóle chcę..? Jakby nie była mi nic winna. Może nie jest. Usłyszałem kiedyś to jej "przepraszam". I już. Rzeczywiście, mówila coś, że wydaje jej się, iż "miłość" jest zarezerwowana dla starszych, dla "dorosłych". Miała rację, w jej przypadku tak jest. Może dlatego powinienem być bardziej wyrozumiały, bo ona po prostu nie dorosła do tego uczucia? Tylko, czy ja dojrzałem...?

Tak czy inaczej czuję do niej coś innego. Miłość...? Była. Chciałbym, żeby była nadal. Nie ma. Jest nienawiść, nie... może nie nienawiść. To dość duże słowo. To raczej złość. Złość, że musiałem czekać tyle czasu, żeby dojrzeć, że ona ma mnie po prostu w dupie. I tyle. Wyłożyłem jej wszystko, co czułem... Gdyby przez chwilę czuła to, co ja czuję... ekhm.. czułem. Teraz moja złość siedzi. Czeka, jakby na atak, na możliwość ataku. Żeby się tylko przeobrazić w bardziej doskonałą formę. Bardziej pełną, silniejszą. I w ten sposób powoli się poję tym uczuciem.

Zauważam, jak siędo mnie odnosi. Aż mnie to ściska. Heh... praktcznie się nie odnosi, po prostu, jak się zachowuje. W tym tumulcie udawano-realnego szczęścia i zawieruchy znajomych, jestem jednym z wiela. Zwykłym szaraczkiem. I to mi daje powód do złości.

Możliwe, że naginam rzeczywistość do granic możliwości. Nie wiem. Choć to prawdopodobne. Ale to chyba jeden normalny sposób, by w jakiś sposób żyć. Aby egzystować z miłością pogrzebaną w nienawiści, aby patrzeć na to z dystansu, aby spojrzeć na wszystko innymi oczami, może oczami innej osoby?

24 marca 2004   Komentarze (1)

Bez tytułu

Kolejne dziwne emocje. Powracająca nadzieja nadaje mi dziwny smak w ustach... po prosu dziwny. Jakby człowiek tego chciał, jakby nie, jakby czuł, że to może go obudzić z tego półrocznego letargu, jakby bał się, że znów może pójść za daleko.

Znowu rozmawiałem z koleżanką. Z przyjaciółką. Dziwna... tajemnica. Tyle myśli. Nie wiem, czy skończę tą książkę.

23 marca 2004   Dodaj komentarz

Bez tytułu

".. i równie dobrze mógłbym położyć się i umrzeć"...

 

22 marca 2004   Komentarze (4)

Bez tytułu

Sen... a nawet dwa. Jeszcze co nieco z nich pamietam. W jednym wiem, że biegałem ze znajomymi po jakichś lasach, puszczach.. duży kontakt z naturą. Strach, lęk, ucieczka przed czynmś... Następny sen. Coś złego się stało. Byłem z rodziną. Chyba jakaś zagłada. I błysk. Wielki, poteżny, oślepiający wybuch. Jakby "koniec".

I w jednym momencie myśl. Przerażająca, paraliżująca, odbierająca myśli. Nie wiedziałem co mam zrobić, usłyszałem gdzieś, że nie ma Moniki. Chcialem ją znaleźć, odszukać. Nie wiedziałem nawet gdzie zacząć. Obudziłem się koło piątej rano.

Kiedy przyszedłem do szkoły, czekałem, aż się pojawi. I wtedy... jak zbity pies. Nawet nie usłyszałem od niej pierdolonego "cześć". Pomimo tego poczułem ulgę, że ją widzę. Tak, to tylko sen, zasiewający w człowieku ziarno niepewności i wielkiej chęci potwierdzenia dobrego stanu rzeczy.

Na ostatniej lekcji popatrzyłem na nią. Wreszcie zapytała, dlaczego tak na nią patrzę. Zapytałem, czy nie mogę. Jedna panna, która siedziała między nami powiedziała coś w stylu, że "zakochał się...". Nie mówiłem już nic więcej.

Siedząc na tej lekcji coś poczułem. Poczułem, że ona tego nigdy nie czuła i że nie wie co ja czuję, choć może próbowała zrozumieć, to nie wyszło jej to. Czy mogę mieć do niej o to pretensje? Nie wiem, ale to boli, tym bardziej, że boli nadal i boli mocno.

22 marca 2004   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 5 >
Chaos_angel | Blogi