Najzwyczajniej nie wiem jak wyrazić swoje uczucia w obecnej chwili... to wszystko stwarza taką uczuciową breję, że aż niedobrze mi, kiedy o tym myślę... Podtrzymuję swoje zdanie, że największym problemem faceta jest kobieta... i analogicznie - w miłości zawarta jest także nienawiść... Rozmawiałem z Martą... jakoś źle ostatnio nam się gada... bez żadnego uczucia.. bez niczego... tylko pytała mnie, kiedy mój brat przyjeżdża do mnie... jakby odliczała ze łzami w oczach ten czas, w którym będą razem w tym samym mieście, należałoby dodać, upływający bezlitośnie czas. Raczej nie mam czego u niej szukać... w jej serduszku nie ma dla mnei miejsca.. mogę być najwyżej dodatkiem do jej luksusowego życia... tak się sprawa kształtuje na dziś dzień. Również rozmawiałem z Moniką... dowiedziałem się, że jest chora. Tzn ogólnie nie ma zbyt dobrego zdrowia... ale dowiedziałem się, że jest nieuleczalnie chora.. jakaś choroba kellera, czy inne chorobsko... coś z niedokrwieniem kości... nawet nie mam bladego pojęcia o co może w tym chodzić. Podobno nie jest to za poważne, ale jednak jest nieuleczalne... i niby w przyszłości ma mieć operację, polegającą na zeskrobywaniu kości... o co kurwa w tym chodzi...? Tak nie powinno być.. nie zasługuje na to. Za dobra jest. Patrzę po ludziach... widzęw każdym jakąś chorobę, jakąś skazę... a co jest ze mną...? Udało mi się nawet dogadać z Natalką... pogadaliśmy trochę... powiedziała mi, że jej mama miała wypadek samochodowy. Natalee dowiedziała się o tym klasycznie - dopiero w momencie, jak przyjechała w piątek ze szkoły do domu. Była trochę zła na to, że tak późno jej powiedzieli.. i nie dziwię się.. obu stronom. Przyszła do mnie; na film. Za wiele nie obejrzeliśmy, jednak dało to nam okazję do pogadania. Ona chyba chciała się podzielić swoimi problemami intymnymi ze mną... szczerze powiem, że gówno mnie to obchodziło. Ale słuchałem jej. Ona już kompletnie mnie dobiła tymi swoimi wyznaniami... opowiedziała mi, ofkoz bez szczegółów, że teraz, z tym kolesiem, z którym jest poznała się przez przypadek. Że to było tylko pożądanie, bez uczucia, zwykły sex. Potem spowiadała mi się, że on jej nie rozumie, że traktuje ją jak szmatę, że nie mogą znaleźć wspólnego języka, że cham z niego (naprawdę pasjonujące). Potem próbowała wymusić ze mnie potwierdzenie tego, że to ona ma rację w tym konflikcie - jego i jej. Odpowiedziałem jej, że nie znam sprawy i nie mogę się na ten temat wypowiadać; dodałem, że w sumie mógłbym, tak samo jak ona, uwierzyć wersji tego jej kolesia, podobnie jak ona zrobiła ze mną, zawierzając koleżance... Zresztą, jak teraz o tym myślę, to był pretekst... Natalka nednak jest chyba jedną z najbardziej oryginalnych osób, jakie poznałem... jest inteligentna, ma cel w zyciu... jednocześnie ładna i... nimfomanka chyba... nie powiem, że dziwka, bo nie bierze za to kasy, ale chyba lubi chłopcow w dużej ilości. Za bardzo szuka nowych wrażeń; to mnie w niej odrzuca... A ogólnie ma bardzo delikatny i subtelny sposób bycia... prawie że kobiecy. I ponownie rozmawiałem z Monią... był akurat moment, żeby ją uświadomić... uświadamiam ją powoli co do niej czułem. Nie chcę tego zrobić od razu.. to chyba za mocno by było... chyba lepiej szarpać delikatnie, jak w gitarze, struny jej uczuć i powoli dostroić do siebie... Pytanie tylko, czy chciałbym teraz próbować z nią coś budować...?
Coś tam we mnie siedzi... Coś do niej nadal... Gorące, niebezpieczne, jak granat bez zawleczki czekający na upadek. Myślałem, żeby coś z nia zrobić... porozmawiać, dać jakiś bardziej konkretny znak... Ale to, co gdzieś tam siedzi, tylko czeka na taką akcję.. I znowu się zacznie... Gorąca materia... jak jądra czteech żywiołów... E=mcc Aż strach ruszać... I aż strach pomyśleć, że zaczynam wątpić w normalny związek.. Za młody jestem na takie myśli... Ale patrzę na Emilkę... boże, jakaś paranoja... Patrzę na Natalkę... i nie wiem co widzę... Patrzę na kogokolwiek... i nie widzę normalnej pary, która mogła by mi być przykładem... Smutne najzwyczajniej.
... powiedziałem jej... nie wiem, czy dobrze... może oboje dojrzeliśmy do tego... ponownie... znaczy nie mogę mieć cieia marzeń, że ona zrozumiała... nie wchodzi się przecież dwa razy do tej samej rzeki...
ale na pytanie: czy mnie lubisz? odpowiedź nie może być inna jak: tak, nawet bardzo... a dodatek: przecież wiesz co do Ciebie czuję... - wydaje się dość odważny...
nadal...? choć chyba sam boję się do tego przyznać, tak... ale to nie jest już to samo, co kiedyś... wiele się zmieniło...
mógłbym wysypać wiele słów... bo o wielu myślałem... i wiele rzeczy mi przyszło do głowy które mógłbym powiedzieć do tych piwnych, pięknych oczu...
i zwyczajny czas... lekcja.. 'po' lekcji właściwie... zatrzymała się... czekała na kogoś.. jak zawsze ostatni wychodzimy... wyciągnąłem do niej rękę, jak do małego dziecka zagubionego w tłumie... - chodź - powiedziałem niewerbalnie... chwyciła rękę... uścisnęła... będziemy tak iść na pokazie, prawda? zapytała na półpiętrze, jakby mówiąc cześć uśmiechnąłem się szliśmy nadal, równo machając złączonymi dłońmi...
Gdyby nie piasek, który przeleciał przez te dni... byłbym szczęśliwym człowiekiem...
Nastrój jak z poprzedniej notki nie trwa długo... oboje to zauważylismy... jesteśmy 'razem'.. potem się kłócimy... dlaczego...? Nie wiem, nawet nie chce mi się o tym myśleć... jej chyba też nie... Postanowiliśmy zawrzeć swoisty rozejm do czasu, aż jej chłopak nie przyjedzie... nie spotykamy się... choć ostatnio chciałem ją do siebie zciągnąć... wiadomo w jakim celu... Kiedy zapytała, czy chcę się z nią zobaczyć, żeby porozmawiać, zapytałem ją, czy my kiedykolwiek się spotkaliśmy po to, żeby porozmawiać... nie trzeba było wiele dodawać... Sylvester będę spędzać z kumplami, ze swoim składem i z kilkoma innymi znajomymi... wszystko przobleczone atmosferą knajpy.. i poczucia, że niedaleko jest Emilka z tym swoim facetem. Traf chciał, że spędzamy Sylvka w tym samym miejscu. Ona, jak sama mi powiedziała, cieszy się z tego. A ja zastanawiam się co z tego może wyniknąć... wiadomo, że będą procenty... a po nich przeważnie wesoły.. niekiedy dość nieobliczalny... jeśli ten jej koleś mi się nie spodoba, albo zacznie się do mnie rzucać...? Zniszczę go tam... na dodatek będzie tak część mojego zajebiście wiernego składu... a raczej Grześ. Z tym chłopek po prostu mam zajebiste stosunki. ŁĄczy też nas wiele.. i jak zawsze, na imprezach... '***, jak coś się będzie działo, jak ktoś będzie się rzucać.. słowo i lecimy na huja...'. Tak, typowe męskie postrzeganie problemu:) Jednak bardziej boję się tego, że... zacznę gadać z tym kolesiem. Z tym jej kolesiem. Może być ostry przekręt, kiedy powiem mu, co robiłem z Emilką.. nie wiem czemu, ale ona chce zachować to wszystko dla siebie, nie chce mu mówić o tym, co z nią robiłem i o tym, co ona robiła z innymi chłopakami podczas jego nieobecności w Polsce... Z drugiej strony powiedziała mi, że chce z nim o tym wszystkim pogadać, że on potem znowu wyjedzie, a ona nie chce tak żyć (właśnie zauważyłem po tych akcjach u mnie). Z jednej strony jej nie rozumiem... z drugiej strony też nie. Fakt faktem, że teraz się nie spotykamy. Trochę mi się to nie podoba, bo brakuje mi tej fizyczności... tak, samej fizyczności. Chyba, chyba napewno, nic do niej nie czuję. Wiem, że się jej podobam, to mi w jakiś sposób starcza. To, że jej nic nie brakuje też nie jest bez znaczenia. Poza tym, kiedy jesteśmy sami, ma tak kokieteryjny, uwodzicielski, niemalże kurewski sposób bycia, że w takich momentach zapominam o bożym świecie... I wspólnie spędzone pięć czy sześćgodzin mijają niezauważone... Spodobał mi się ten motyw, kiedy powiedziała, że on znowu wyjedzie. Ciekaw jestem kiedy to nastąpi...? Podobno planowali razem ferie zimowe.. ale inne w tym jest prawdy - nie mam pojęcia. I jak na mnie to nie wypali. W sumie nie zdziwiłbym się, gdyby i teraz ten ziomuś nie przyjechał do Polski... ot, takie przeczucie męskie... Jednak co będzie, kiedy on wyjedzie..? Ona znowu przyjdzie do mnie, jakby poszukiwała pocieszenia? Zapewne... Rozmawiałem z nią pewnegoczasu na temat sexu.. mówiła mi, że już z nim to robiła... powiedziała, że kiedy on przyjedzie, od razu to zrobią... powiedziałem, że jeżeli ma związane ze mną jakieś plany, będę mieć opory będąc tego świadom. Po prostu mam jakąś blokadę, kiedy myślę o osobie, z którą jestem, a którą niedawno posuwał jkiś inny koleś... sex to nie tylko uczucie fizyczne, to nie tylko zwyczajne 'tarcie'... to respons na psychiczne doznania między dwojgiem ludźmi. Jeśli dochodzi między nimi do sexu... do niczego więcej chyba dojść nie może...? To mnie hamuje... Zauważyłem, ze próbowałem ją mieć na własność. Próbowałem ją w jakiś sposób odciągnąć od tego jej chłopaka... zastanawiam się teraz czemu...? Czy dlatego, że chciałem mieć dziewczynę? Przecież dokoła tyle innych dziewczyn... tak czy inaczej miałem u niej zwiększone szanse, ze względu, że się jej podobam.. ławiej było do niej dostrzec... jednak, kiedy się nad tym zastanawiam, my jesteśmy totalnie różnymi ludźmi, pochodzącymi z totalnie różnych środowisk, o totalnie odmiennych zainteresowaniach... to co nas chyba cieszy, to po prostu nasze towarzystwo, wspólne, wspólna fizyczność oferowane pieszczoty... tyle... Ja jej chyba właściwie nie chcę mieć za dziewczynę... poza tym zaraz się zaczynają studia (oby, ave matura z histy;))... A jeśli studia, to znaczy rozłąka... no i z drugiej strony... w Białymstoku Marta... Koleżanka, z którą mam dość dobre stosunki, zapytała mnie swojego czasu, czy ja nie jestem jednym z tych 'prostych chłopów' (moje słowa), który kradnie dziewczyny innym 'prostym chłopom'... też się nad tym zastanawiam... jeśli patrzę na nią... chyba nie. A może to tylko moje usprawiedliwienia?