• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum wrzesień 2004, strona 1


< 1 2 >

Po burzy zawsze przychodzi suonko:)

Nie pisałem jakiś czas.. nie miałem jak.

Oczywiście jak to u mnie, zwalila mi się całą prawie rodzina na kark. Nie tam, żebym ich nie lubił, czy coś, ale przyjechał do mnie znowu brat... ten, którego miałem przez sporą częśc wakacji u siebie. Do tego przyjechała jego mama, która teraz wyjeżdża do USA, no i ofkoz jego rodzona, a moja cioteczna, siostra. Jakby tego było mało, przyjechała jeszcze moja osobista siostra rodzona z Niemiec. A raczej przyjeciała. Normalnie z Niemiec. Czujecie? Qrna, szlachtaja naczelnaja;)

Jak na złość niedługo potem jak przyjechała rodzinka, dopadło mnie jakieś choróbsko. O dziwno po raz kolejny było to w takim momencie, kiedy byłem 'nieco' rozbity psychicznie... ich przyjazd zawsze wywala mi wszystko do góry nogami. Najgorsze było to, że nie mogłem się normalnie spotkać z Natalką... cala chata ludzi... zresztą, nie ma o czym mówić. Zamiast zapraszać Natalkę do siebie, spotkaliśmy się na podwórku... jednak szybko zamieniliśmy to na ciekawszą alternatywę - poszliśmy do niej oglądać jakiś film... chyba 'Final Fantasy: The spirit inside', czy jakoś tak...

Po dość udanym seansiku (nie wiem czemu wolę, kiedy odbywa się on u mnie), pocisnęliśmy w jedno miejsce, żeby dziewczę mogło sobie spokojnie zapalić. Kiedy tylko mielismy wychodzić z klatki, spotkaliśmy rodziców Natalki. Skończyło się na 'dobry wieczór' z mojej strony. Z ich też. osiedzieliśmy trochę na dworze... bylo dość chlodno, a oboje byliśmy podziębieni... zaczęliśmy się zbierać. W drodze powrotnej spotkałem jednak koleżankę z klasy. Pytała mnie wcześniej o informatory policealne... pogadałem więc z nią moment... Oczywiście gadka zeszła na inne tory... zaczęliśmy mówić o Monice. Nie ma co się zagłębiać w szczegóły - suma summarum wyszło na to, że koleżanka delikatnie 'pojechała' po Monice... Natalka chyba nie wie dokładnie co czułem do Moniki. Chyba jej o tym nie mówiłem... wspominałem oczywiście, że przed nią był ktoś, kogo kochałem, ale nie mówiłem kto to był. W międzyczasie mojej rozmowy z Majką, Natalka zaczęła bardziej odczuwać dyskomfort spowodowany późną porą i brakiem cieplejszej odzieży wierzchniej... przytuliłem ją. Nie chcę, żeby wyszło na to, że jestem egocentrykiem, czy coś w tym stylu, ale Majka chyba do mnie coś czuje... trudno... czas decydować się na konkretne kroki... Obojętność mnie zaczęła pożerać, walczmy z nią...

W szkole zauważyłem, że Monika była jakaś smutna... nie wiem z czego to wypływało... być może Majka, koleżanka, z którą rozmawiałem o niej, powiedziała jej to i owo o jej zachowaniu... byc może powiedziała jej o Natalce. Nie mam najmniejszego zamiaru w to wnikać... i odziwo jakaś część mnie, widząc Monikę smutną, cieszyła się. Nie żebym skakał pod sufit z satysfakcji, ale czułem jakiąś niewyjaśnioną radość.. może jej namiastki... nawet już nasze 'kontakty wzrokowe', które kiedyś mnie tak bardzo cieszyły, teraz są tylko wspomnieniem i procesem pozwalającym popatrzeć na tą samą, ale nie tak już piękną buzię...

Dziś rano wyjechała siostra do Niemiec... znaczy wyleciała:) Przyszedłem do domu... do SWOJEGO osobistego pokoju, który ona zawsze zajmuje, kiedy przyjeżdża... ten ogrom syfu jaki zostawiła po prostu mnie przeraził. Jestem w nim niejako mistrzem, ale ona przebija mnie bez problemu... to pewnie wynika z tego, że dziewczyna ma więcej pierduł do porozwalania.. np. macie w zanadrzu staniki (my nie), pierścionki (my nie), łańcuszki (my nie), i masa innych pudrów, toników, szminek, perfum, podpasek, tabletek i całego tego barachła... uporałem się z tym w mistrzowski sposób, na koniec ztarłem qrze, poodkurzałem. Jako wieniec laurowy, któy sam sobie wkładałem na głowę zapaliłem kadzidełko (w przeszłości spalano siarkę, żeby odgonić złe moce, nawiązujemy więc;))... This room is clear... Wreszcie u siebie...

I tegoż samego dnia, dziś, mój ulubiony ziom, KarX, miał urodzinki. Wczoraj jakoś żartowaliśmy o tym, że kupimy taką dużą czekoladę i ją opierdolimy na dużej przerwie. Nie skojarzyłem faktów, chociaż wcześniej, całkiem niedawno (chyba w weekend) rozmawialiśmy o tym, że KarX ma urodziny jakoś dziś.. ofkoz jak rasowy facet - zapomniałem. Dowiedziałem się o tym, a raczej sobie przypomniałem, kiedy na angolu zaczęliśmy śpiewać 'stolat'... z początku nawet nie wiedziałem dla kogo śpiewamy... skleiłem się dopiero, kiedy odwróciłem się i obadałem kto siedzi - KarX:)

Poszedłem do sklepu na długiej przerwie i kupiłem jej tą big-szokoladę. Fuxem złapałem na przerwie, jak już wychodziła ze szkoły. Złożyłem życzenia, dałem prezencik.

I tym miłym akcenem żegnamy się jeszcze milszym textem KarXa: 'Buziaki&Siuraki':)

15 września 2004   Komentarze (7)

Bez tytułu

Kiedyś ktoś taki był, jednak nie można było dotknąć...wstyd... co powiedzą na to inni...? Ogólne nieprzystosowanie do tego typu rzeczy...
Potem znowu pojawił się ktoś taki... jednak bez odwzajemnienia... mógłbym robić wszystko na co miałem ochotę, bez żadnego skrępowania... ale nie robiłem... bo nie wiedziałem, co mogła sobie ta osoba o mnie pomyśleć... i nie chciałem jej skrzywdzić, pod jakimkolwiem względem... wreszcie się usunąłem na moją mentalną pustynię, zamieniłem dzień z nocą, ogień z wodą, wywróciłem cały wszechświat do góry nogami... nic nie było takie, jak kiedyś... nawet to uczucie...
Teraz, po raz kolejny, taka osoba jest... jest i jakby jej nie było... wspomnienie tego, co było kiedyś, wspomnienie Moniki w odpowiednim stopniu pozwala mi przetrwać jakoś tą tęsknotę do Natalki... pozwala mi to umniejszyć rangę tego tygodniowego rozstania...
Jeszcze wczoraj mocno tęskniłem.. teraz też tęsknię, ale myśląc o Monice, o tym, co do niej czułem i na co się sam skazywałem... a może to ona mnie na to skazała...? Nieważne... kiedy o tym myślę, i o całym tym długim czasie, o tych godzinach... dniach... tygodniach, miesiącach nawet... bez niczego... totalnie bez niczego... to wszystko 'jej' mieściło się we mnie, każdy gest był jak kropla wody pośród piasków pustyni... wykorzystywałem to w sobie na wiele sposobów, przeinaczałem, przekształcałem, cieszyłem się z każdej rzeczy, maksymalizowałem jej znaczenie... jednak nie było niczego... niczego, co mogłoby potwierdzić moje szaleństwo... owszem było spojrzenie kata, które wydawało mi się świętym i niepoiernie mądrym... skinienie żmiji, słodkie w swojej śmiertelności i niewypowiedzianie gorzkie kiedy tylko trucizna zaczęła działać... anielski uśmiech, który potem zaczął prześladować po nocach, śnić się w koszmarach, nękać na jawie... I wszystko to było praktycznie niczym... skrawki słów rzuconych na wiatr... uwaga, by nie powiedzieć więcej niż trzeba, niż można... Wszystkie fizyczne rzeczy które być miały, zostały rzucone gdzieś w odmęty pamięci, ściskając je wraz z innymi wzspomnieniami, żeby choć je po części upodobnić do prawdziwych... wymieszać z szaleństwem, z fantazją... wata cukrowa za szklaną szybą..
Teraz, w obecnym stanie jest to wszystko... jest osoba... blisko mnie... która weźmie za rękę... przytuli się... powie coś miłego... pocałuje... i nie muszę się martwić o to, czy robię dobrze... ekstaza dawkowana.
08 września 2004   Komentarze (6)

Bez tytułu

Smak dzieciństwa zerwany ze śliwkowego drzewa...
Przedsmak dorosłości w granatowym kubku kawy...
I uczucie tęsknoty... smak kobiety...

Coraz bardziej zaczyna mi brakować Natalki... jednak nie jest to takie same uczucie jak przy Monice... tam wiedziałem, że coś do niej czuję, coś mocnego, goroącego, palącego, coś, czego zapewne nie będę mógł nigdy opanować, a co gorsza - zaspokoić. W tym wypadku jest inaczej - inaczej, nie znaczy wcale gorzej. To zmiana, dość nieoczekiwana, a jednak...
Dostałem wczoraj od niej SMSa... a raczej kilka SMSów... w sumie powiedziała mi, że jej na mnie zależy... bardzo... że kocha... i że 'jeśli się dowie, że chociażby rozmawiam z innymi pannami, to ukręci mi jajca':) Normalnie ten text mnie rozwalił:)
Jednak wracając... tęsknię, ale wiem, że w jakimś innym stopniu, niż kiedyś... może w innym, niż sama Natalka...? Tak czy inaczej brakuje mi jej... chciałbym z nią spędzić trochę czasu... jego długie ramiona zawsze pozwalają wtedy uczuć chęć do życia, a sama obecność Natalee... hm... pomaga...
Jednak życie byłoby zbyt ładne... i ten gamoń musiał pojechać do cholernego innego miasta do liceum... jakby u nas nie było... w ten sposób miałbym ją całą dla siebie, na codzień. Choć z drugiej strony człowiek wygłodniały na spotkania daje z siebei więcej... uczucia...? Tak.. chyba tak...
I w tym momencie nie wiem kompletnie co zrobić z Martą... Wiem, że potrafiłbym nie mówić nikomu o tym wszystkim, że potrafiłbym to zachować w tajemnicy... ale jednak nie chcę... i choć gdzieś w serduszku pamiętam Martę, pamiętam tą wspólną noc i inne, ciekawe rzeczy, jednak chciałbym mieć je dwie naraz... to chyba już jest zachłanność... ale tak czy inaczej dobrze jest mieć dwie takie... 'koleżanki'... gorzej, jak jedna dowie się o drugiej - ukręcą mi jajca:) Nie no, ale tak na poważnie, to nie wiem co mam robić...
Wiem tylko, że w tym tygodniu ciężko będzie mi się spotkać z Natalką... znowu przyjeżdża do mnie brat, odebrać jakieś duperele z urzędu; z nim pewnie przyjedzie siostra, która właśnie wróciła ze Stanów. Jakby tego było mało, przyjedzie jeszcze siostra z Niemiec, prawdopodobnie ze swoim... 'kolegą';) Qrna, pewnie to taki sam 'kolega', jak dla mnie Natalka... Ten nienaturalny w tych progach natlok ludzi może mi niexle pokrzyżować plany związane z moim Słoneczkiem... tak, czy inaczej będę musiał coś w tym kierunku zdziałać i załatwić jakieś wolne lokum... przynajmniej na kilka godzin.
To by było chyba na tyle z ostatnich rewelacji...
Pozdrawiam.
06 września 2004   Dodaj komentarz

W rzeczy samej... it`s a Chaos...

Wokół nas roztacza się chaos... świat w którym żyjemy, który postrzegamy to czysty chaos... z jednej strony dlatego, że nie potrafimy przewidzieć wydarzeń mających się zdarzyć... z drugiej strony nie rozumiemy mechanizmów sterujących jego skomplikowaną mnogością... Skompletowane cechy tego najdoskonalszego tworu nie tworzą spójnej całości - toteż nie możemy ułożyć kompendium zrozumienia w naszych uporządkowanych umysłach.  Otóż to - próbujemy w sobie stworzyć coś, co tworzy chaos - porządek. Czymże więc jest porządek...? Formą tymczasową chaosu, przejściowym momentem w mnogości niezrozumiałych, ściśle powiązanych ze sobą momentów.

To się po prostu czuje... nie zauważa się tego... choć fizyczność nie jest już ta sama jak kilka lat temu... chodzi mi o dojrzewanie:) Nie, może złe słowo... nieodpowiednie na tą okazję... lepiej byłoby chuba użyć w tym momencie 'dorastanie'. Dojrzewanie nieodparcie kojarzy mi się z hormonalnymi zmianami w organizmie, powodowanymi przez nie następstwami, jakei często można spotkać w tekstach traktujących o tym niespodziewanym, aczkolwiek koniecznym procesie, który przechodzi każde z nas... Dorastanie natomiast bardziej kojarzy mi się ze zmianami psychicznymi, pozwalającymi na bardziej klarowne postrzeganie świata... zaczynamy zauważać zło i dobro w ich pełniejszej postaci... nasze wybory stają się ściślej świadome... nasze słowa i myśli stają się bardziej poważane, kiedy je wypowiadamy... ludzie zaczynają się z nami liczyć...

Do tego dochodzi coraz to bardziej stresujące życie... i tak w istocie jest i ze mną... ktoś powiedział, może nawet sam to powtórzyłem gdzieś i kiedyś, że jeśli się wali, to wszystko naraz... Coś w tym jest... ale może w naszym quasi-uporządkowanym światku, w którym nie możemy przewidzieć nic, po prostu zachodzą kolejne zmiany...? A my, starając się zachować wcześniej ustalony prez nas sanych porządek, który to w naszych staraniach ma być najodpowiedniejszą formą i kierunkiem życia, zostaje zachwiany w sposób przez nas nie tyle niechciany, co nieoczekiwany. Zmiana nie zawsze kończy się stanem gorszym, po prostu innym. A jej efekt należy zaakceptować, albo siędo niego przystosować. Wszak przeważnie nie można już zmienić stanu obecnej rzeczy, przynajmniej ze względu na liniowość czasu (chyba:) ). Zboczyłem z tematu...

Coraz bardziej stresujące życie, które dotyka także mnie... choć kiedy patrze na to teraz, nie wydaje mi się to stresujące i dołujące, ale wprost przeciwnie - wyzwala we mnie jeszcze niespożytkowaną energię.. daje chęć do życia, życia, które to podobno jest walką... skoro pojawia się cel walki i droga do osiągnięcia zwycięstwa, należy tedy umiejętnie rozłożyć siły i zastosować poznane umiejętności do osiągnięcia celu... dlaczego więc miałoby mi się to nie udać..?

Matura... już za kilka(naście) miesięcy... jeszcze do niedawna nie wiedziałem nawet z czego mógłbym ją pisać... teraz jednak, kiedy przeglądałem stronkę pewnej państwowej uczelni, doszedłem do wniosku, że pisać trzeba maturkę z WOS`u i historii. Nastawiałem sie wcześniej na to, żeby wybierać przedmioty nie ścisłe, gdyż z tymi mam 'delikatne' problemy. Co prawda na ostatniej cenzurce czarny długopis wpisał mi z matmy 3, z fizy to samo, to jednak nie chciałbym mieć z tym nic wspólnego w przyszłości i rozszerzać dodatkowo poznane w słabym stopniu zasady, sterujące całym kordonem liczb, cyferek, kątów, itd... Kiedyś nawet mówiono, że jestem dobry z histy... czy to prawda - nie wiem, po prostu się jej uczyłem. Na pewno wolę się uczyć tej materii, niźli czegoś ścisłego. Do tego dojdzie WOS. Przedmiot, którego trzeba się uczyć jeden rok - wychodzi na to, że materiał obowiązujący nie jest aż tak obszerny. Co prawda facet mówił nam, że trzeba być oczytanym nieźle, gdyż pytania maturalne będą obejmowały też zagadnienia najbardziej aktualne... trudno;)

Kiedy mój życiowy samochód przejedzie już swoimi dwoma śladami po ulicy, podzielonej na historię i WOS, zapewne zajadę na Uniwerek Białostocki na wydzial prawa... tak, tak.. będę wziętym prawnikiem:) Jako delikatne zabezpieczenie składam papiery na psychologię, też w tej szkółce. Wg mnie któraś dróżka powinna mieć podniesiony szlabanik:)

Niedziela.. dzień święty święcić... i rzeczywiście, niektórzy sobie idą do świątyni, pomodlić się, posiedzieć... czy po co tam... razem z tą rzeszą idzie też Natalka... nic w tym złego, chce, chodzi. To nawet dobrze, że dziewczyna chodzi do kościoła... pokazuje w jakiś sposób pokorę... a tego brakuje nawet w dzisiejszych czasach... Co prawda kościół kościołem... szkoda tylko, że Natalee wyjeżdża znowu dziś do internatu, do szkoły... szkoda. Wczoraj było całkiem przyjemnie... hm... zawsze jest przyjemnie, co tu kryć... ciekawe gdzie to się zakończy...? Łóżko...? Miłość...? A może żal i nienawiść..? Trudno powiedzieć... oto jest Tao Chaosu.

05 września 2004   Komentarze (3)
< 1 2 >
Chaos_angel | Blogi