Rozmawiałem z Aśką na gg. Niby nic, powiedziałem, że długo nie będę na necie, bo mam sporo nauki. Powiedziała, że coś jej doskwiera. Napisła też, że jest to na jej blogu. Wszedłem, przeczytałem. Rozjebało mnie to.
Napisała, że ten jej były, Kamil, przyszedł do sklepu, kiedy akurat była tam z mamą. Zaczęli rozmawiać, wspominać. Napisała dalej, ze go kocha, że chciałaby wrócić do niego. Rozmawiając z nią na gg powiedziałem, że wiedziałem, żetak będzie. Rzeczywiście, jeszcze w wakacje, kiedy ona była we Wrocławiu u kuzynki, pisała, że się bawi. Że nie chce mysleć o nim, o tym rozstaniu.
Wiedziałem wtedy, że chodzi o to, żeby uśmieżyć ból. Zostawiłem to jednak dla siebie, nie chciałem się dzielić z nią tą sensacją. Przecież i tak nic by to nie dało, kiedy bym to powiedział, mógłbym jeszcze jej zepsuć wakacje. Rzeczywiście, rozmawiałem z nią więcej, jednak czułem się wtedy jak dobra zabawa w przerwach na nieczęstą pracę i knajpy. Co będe kryć, byłem uprzedmiotowiony...
Wszystko było ok. Jednak czas, w którym zaczęliśmy się od siebie znacznie oddalać, czyli po wakacjach, był jakiś dziwny. Nie czułem jej braku, dalej chyba nie czuję. Bo nie czułem bliskości... Ale zbaczam z tematu... Wszystko było ok, może dlatego, że czułem tylko własną, egoistyczną potrzebę, a raczej jej brak rozmowy z Asią, tego dziwnego, netowego przebywania ze soba. Zaczęło się wiele znajomości w realu, które skutecznie odwróciły moją uwagę od jej tematu.
Była przecież sprawa z Izą, nadal jest. I chyba się w niej zatopię...
Ale najgorsze jest to, że w wakacje miałem naprawdę ciężki problem. I to właśnie z powodu Aśki i Sylwii. Przecież przez to, że Aśka chciała przyjechać w przyszłe wakacje do mnie, znaczy do mojej wsi, postanowiłem (też z tego powodu, nie był jedyny) nic nie robić z Sylwią. Zostawiłem ją dla internetowego uczucia, które jakoby wygasało, stawało się jak renimowane zwłoki. Nędzne. I jakość nie ta sama już. A teraz...? Czytam, że ona go kocha, że jak wróci do niej, bo ona nie umie, to pokocha go taką szczerą miłością, etc. W tym momencie poczułem się, jak zbesztane zwierze. Kurwa mać, nawet nie umiała mi tego powiedzieć. "Przeczytaj na blogu". Kobiety to jednak straszne tchórze.
Wiedziałem, że trzeba to zakończyć w sposób ostateczny, taki, który mnei nie skrzywdzi. Tak, człowiek, nie tylko facet, to niesamowity egoista. Skończę z tym, z nią. Nie dam się po raz kolejny wystawić na policzek. Chyba nie potrafię wybaczać. Może dlatego, że tak bardzo mnie skrzywdziła. W sumie nic nie zrobiła, ale facet, to tylko dziecko, tylko wrażliwsze i rozumiejące trochę więcej. Jednak boli. I kurwa dlaczego ja się sobie dziwię, że nie utrzymuję wielu bliższych kontaktów z dziewczynami, skoro to wychodzi tylko na złe...?
I dlatego zaangażuję się w związek z Izą. Jestem ciekaw, jak to wyjdzie, jezeli wyjdzie. Myślałem, że łączy mnie z nią tylko fizyczność. Może to i racja, zobaczę to już niedługo. Jezeli moje wszystkie pragnienia związane z dziewczyną opieraja się tylko na fizyczności, to bardzo dobrze. Może nie warto kochać, bo jest to forma zniewolenia...? Może tylko wystarczy forma bliskości fizycznej, a "uczucia" to sfera psychiki, którą przeciez można do woli manipulować. Po dobrych "zabiegach" psychicznych można bez problemu wyobrazić sobie miłość... Czy wtedy jednak nie stanę się jeszcze bardziej skamieniały, niż jestem? Może potraktuję miłość jako czystą abstrakcję, stworzoną przez szalony umysł, przez szalone umysły tysięcy i milionów. Potraktuję to jako iluzję, przed którą będę mógł się obronić jak będę chcieć. Iluzję, która być może prowadzi do prawdziwego szczęścia...