jakoś poszedł. Biorąc pod uwagę całość podstawowego i całość rozszerzonego, ten drugi wypadł chyba lepiej. Podstawa miała minusa mocnego z sztandarowym drugim zadaniem, gdzie huj wie co facet chciał przekazać ludziom. Potem też było kilka zastojów i zastanawiania się nad poprawną odpowiedzią, bo matura była tak dziwnie skonstruowana w niektórych momentach, że kilka odpowiedzi było prawidłowych.
Natomiast rozszerzona matura w części pierwszej poszła nawet nawet, choć też były dwa zadanka na słuchanie. Tak poza tym - w ostatnim uzupełnieniu w ostatnim zadaniu był błąd: zakładając, że pewnie trzeba tam było wstawić he, kolejny czasownik nie miał na końcu -s. Co za tumany tam pracują to ja nie wiem.
Część druga była chyba najłatwiejsza, choć uzupełnianka zmuszała nieco do myślenia. Ale była zbudowana w sumie poprawnie wg mnie... no i dość duży wybór, bo aż trzech, tematów na pracę pisemną. Osobiście okupowałen temat łatwy o mechanicznych urządzeniach w naszych domach, i ich wpływie na nasze życie, przedstawiając tego plusy i minusy, a wszystko to w ramach rozprawki ofkoz. Ludzie, jakbym mógl, to pokazałbym Wam sztukę mojej kaligrafii... przyjebałem tam takie kształtne literki, że aż oczopląsu dostałem jak zacząłem to czytać...;)
Ogólnie było nieźle, mam nadzieję, że i u innnych czytelników-maturzystów też...
Następny sąd już niedługo...
Co to kurwa było z tą pogodą..? Jebani postawili 2 głośniki od wieży na całą salę i jak się chłop rozpędził... to kurwa po dwóch razach musiałem strzelać...
Hardcore podstawowy z głowy...
A na rozszerzonym wybrałem se akurat temat o Żydkach:) Napisałem w godzinę, przetrzymali jeszcze pół i poszedłem w pizdu... teraz czekamy na wyniki...:]
No.. po podstawowej z polaka...
Wyszedłem drugi:)
Tematy dość łatwe - jeden o społeczeństwie polskim w Potopie (którego nie czytałem i w całości w życiu nie oglądałem), na podstawie dwóch textów wyrwanych z całości, a drugi temat to postawa romantycznych bohaterów na podstawie dwóch textów - jednego z Kordiana, drugiego z Nie-boskiej komedii... obu nie czytałem:) Wybrałem więc temat pierwszy, wydał się łatwiejszy. O 12 30 jedziemy z tematem rozszerzonym...
Pozdrówka.
Ok.. na wstępie odsyłam Was tutaj.
Nie, to nie jest reklama. Patrzcie na zdjęcie tej panny. Ja właśnie patrzę... (tak, niektórzy bardziej spostrzegawczy myślą, jak mogę pisać i patrzeć... taaa... udało się Wam złapać mnie na kłamstewku... ech, Wy inteligenci...;)).
Ok, wynurzenia zacząć czas.
Patrząc na fotkę tej wychudzonej panny (tak, nota będzie stronnicza, rodzaj felietonu) co widzimy...? Tak, wychudzoną pannę. Jej postura, wynędzniała jak po Auschwitz-Dachau, dodatkowo jest potęgowana przez wszędobylską biel, zalewającą obszary dokoła fotki. Ciemne kontury, tworzące członki kobiety, tj. wychudzone rączęta, wyglądają, dla mnie, jak groteskowe krechy, imitujące, i to należy podkreślić - też groteskowo, normalne kończyny.
Idąc od lewej strony - groteska. Prawa ręki pani, nazwijmy ją McBeal, na pierwszy rzut oka przypomina mi szponka królowej z kultowej serii Alien. Po dłuższych oględzinach stwierdzam jednak, że to może być jakieś skomplikowane złamanie. Ale jak spoglądam na twarz babki nie widzę żadnego grymasu bólu... dziwne przy złamaniu... chyba, żę moja teoria jest błędna. Należy szukać dalej... więc... może wszystko jest ok? Ale ta dziwna część... to, co ma stanowić przedramienie... kurwa, Drodzy Czytelnicy, gdzie tam jest przedramienie? Ono powinno pomagać przy dźwiganiu ciężarów, przynajmniej w przeszłości do tego ręka służyła - do walczenia, przy uzyciu części ramiennej i dłoni, w której trzymano broń nadawano przedmiotowi trzymanemu znaczne prędkości, bądź do noszenia, również przy użyciu wcześniej wymienionych części ręki, wtedy jednak całość była przewaznie wyprostowana, skierowana, jak to się popularnie mówi, w dół, to jest zgodnie ze zwrotem działaniem siły powszechnego ciążenia - grawitacji. Ale jak na mnie, McBeal, kiedy tylko dostałaby w szpona maczugę, zapewne rąsia by się jej urwała, albo popsuła w jakiś inny sposób, a poteżne drewno ugodziłoby ją w kobiecą stópkę. Zejdźmy z ręki jednak...
Idąc dalej można by mówić o głowie... no dobra, jednej głowie nic nie brakuje. Nie brakuje bo wygląda w sumie normalnie, więc się nie przypieprzę.
Ale do klaty muszę. Opuśćcie wzrok, Drodzy Czytelnicy, a raczej część męska... i co widzimy...? Tak, chciałoby się powiedzieć atrakcyjną część kobiecej klepsydry, odwiecznie przyciągającą wzrok samczej części naszej populacji w celu sprawdzenia, czy dana matrona będzie w stanie wykarmić nasze liczne zapewne potomstwo, albo przynajmniej czy jej piersi są duże:) Ot tak, dla zaspokojenia niezdefiniowanej żądzy widzenia. Biologia na poziomie podstawowym uniemożliwia mi odpowiednie nazwanie tej części klatki piersiowej, którą widzimy jako kościstą, znacznie odznaczającą się część jej piersi, która kończy się popularnie zwanym mostkiem. Widzimy podłużnie rozchodzące się kości, biegnące w linii poziomej, gubiace się w części właściwej piersi. Widok dla mnie niezbyt ciekawy... wolałbym tam widzieć gładką skórę, bez kościstych wypustków na jej powierzchni. Dalej widzimy nieco zacienioną część brzucha; widać rzeczywiście szczupłe, nachodzące prawie na chude - ciało. Wg mnie za chude, gdyż linia żeber i brzucha tworzy niemalże prostą linię w częściach zewnętrznych, przyponimających jakiegoś rodzaju przetrącenie, jakby uderzenie przez samochód...
Niestety nóżki McBeal są ostro zacienione, ale widać, że po 40 kg raczej nie ważą... poza tym spódniczka opinająca zgrabne ciałko... dam sobie rękę uciąć, że wieloryba nie zabili, żeby ją uszyć... co najwyżej wypasionego szczura.
Gdzie pointa...? Domyślić się raczej można.
Wychodząc z założenia, że jestem raczej normalnym facetem, jak miliony normalnych facetów, myślę, ze to, co robią ze sobą nasze panie, drodzy panowie, to jakiś obłęd. Niech będzie przykład pani McBeal.
Który z panów chciałby mieć ją za dziewczynkę, biorąc pod uwagę charakter raczej umiarkowany...? A teraz dodajcie możliwość jej innego wykreowania, a`la Bóg. Co byście w niej zmienili...?
Ja bym odrazu dodał jej kilogramów. Nie dość, że ten obraz, dziewczyny szczupłej wygląda mało apetycznie, to jeszcze jej poza podpowiada mi, że chyba nogi załamują się pod działaniem siły grawitacji i masy ciała, przez co McBeal musi się podtrzymywać rączkami, żeby nie pierdolnąć o ziemię z hukiem i nie rozsypać się w drobny mak.
Gdzie pojawił się normalny obraz kobiety...? Gdzie do cholery podziała się klepsydra i coca-cola? I czemu na ich miejsce weszły jakieś kościste indywiduła? A no weszły, bo jedna z drugą, inteligentna zapewne bardzo, ze jUeSej, wykatowała się za wszystkie czasy, schudła ile wlezie, że gdyby była w obozie koncentracyjnym 50 lat temu, nikt by jej nie odróżnił od reszty ferajny, zaczęła niby to lansować nową modę... dlaczego jednak inne kobietki zaczęły odchodzić od starych, sprawdzonych, i wg mnie, pięknych kanonów klepsydrowych? Z samej chęci poznania, czy tamto, te wychudzone cuś, nie jest lepsze...? Może i tak... ale nadal obstaję, że to nie jest wcale ładne.
Poza tym nie można już z taką panną zorganizować grilla i opierdolić boczku z piwem;)
Przejebane...
P.S. Ta notka nie odnosi się do żadnych osób w szczególności. To, że wziąłem fotkę z miejsca, z którego wziąłem jest proste - było tam:) Jednak serdecznie nakłaniam osoby [kobiety] stosujące dietę do przemyślenia jej sensu.
Pozdrawiam.