• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
25 26 27 28 29 30 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Najnowsze wpisy, strona 2


< 1 2 3 4 5 ... 85 86 >

niezły tu bajzel:P

No, zmiany zmianami, ale bajzel tu się zrobił niezły... Choć z drugiej strony może trzeba się do tego przyzwyczaić? Do tego, ze jesteśmy częścią Pino.pl też...

Trochę nie pisałem, bo nie. Bo blogi się jebały strasznie, a kilkudniowe kopiowanie baz danych zajęło niezłe dwa tygodnie. Ok, to tylko wymówka. Nie chciało mi się. Ot tak.

Wypadałoby więc napisać co u mnie, co u nas? Mógłbym powiedzieć, że ok. Jestem biedny, więc szczęśliwy. Choć nie wiem czy to dobrze. Taki jest fakt.

Praca jak to praca, jest. Choć w niektórych jej sferach nieco się zawiodłem. Była mała rotacja stołkami, jeszcze nieoficjalna. I nie chodzi o to, że nie dostałem szefoskiego glejtu, bo tego bym za cholerę nie chciał (nie pytajcie czemu); jednak było możliwe inne stanowisko, które z bliżej niewyjaśnionych przyczyn nie zostało mi przyznane (nikomu nie zostało). Jeśli więc jest tak jak jest, i nie wiadomo o co chodzi, chodzi ofkoz o kasę. Domyślam się też czyją kasę. Ta całą sytuacja pozwoliła mi też spojrzeć na to z nieco większą dozą sceptycyzmu i realizmu. Człowiek do pewnego momentu wierzy w to, w co chce, bo to mu pomaga w pewien sposób pracować. Ale kiedy mydlana bańka pęka, można wszystko zobaczyć takim, jakie jest. Między miłymi słowami i uśmiechami, można wyczytać coś jeszcze. Prawdę. Może nie strasznie bezczelną i ordynarną, ale taką, którą człowiek od początku przewiduje.

Co u nas? Właściwie trudno powiedzieć, bo miesiąc się nie widzieliśmy. No, prawie miesiąc. Ale zapewne oboje mogliśmy spojrzeć na nas z dystansu, ten czas  w zupełności wystarczył.

No i od dziś pojawia się kolejna rzecz, z którą należy sobie poradzić. Była 'u mnie' dziś kobieta, od której wynajmujemy mieszkanie. Powiedziała mi, że jej syn wraca z jUeSej i potrzebuje mieszkania, które  teraz zajmujemy. Co ciekawe, to nie było nic w stylu 'wypierdalać bo tak chcę', ale coś w stylu 'przepraszam, że taksię stało, ale chciałabym...'. Pełen wypas, 'ą' i 'ę'. I ja kobietę rozumiem, nawet nie mam jej tego za złe. Właściwie gdzieś tam to przeczuwałem. I chyba oboje, Kochanie i ja, wiedzieliśmy, że to kiedyś może nastąpić. Dobrze, że kobieta powiedziała to w miarę wcześnie. Jest czas na znalezienie czegoś zastępczego. Co miłe - powiedziała, że pomoże czegoś poszukać. Akurat mieszka w niezłej okolicy, blisko naszych szkół i mojej pracy. Mówiła, że sporo tam tego typu ogłoszeń. I dobrze, niech się poczuje do odpowiedzialności;)

I na koniec - teraz - zaraz przyjeżdża Kochanie z rodzicami i bratem. Jakieś urozmaicenie. Fajnie. 

27 lipca 2007   Komentarze (2)

Bez tytułu

Ok, więc zobaczymy, czy czegoś się nauczyliście:)
Na początek przeczytajcie poprzednią notkę. Nie, nie poprzednią. Tą, gdzie coś napisałem.
Podobnie jest tutaj.
Oznaczmy to jakoś wyraźniej...
Tutaj jest coś śmiesznego   (kliknij tam)
P.S. Posłuchajcie tekstów:P
28 czerwca 2007   Komentarze (3)

Bez tytułu

28 czerwca 2007   Dodaj komentarz

Bez tytułu

Pozamiatał...

---------
(dodane 28 06 07)
Kliknij człowieku w ten napis powyżej, to jest link. Obejrzyj. A potem przeczytaj napis jeszcze raz.
Poraża mnie to normalnie...
14 czerwca 2007   Komentarze (3)

Bez tytułu

Zima.
Stoisz na przystanku. Niech to będzie dworzec centralny. Wszędzie jest, choć nieco inny.
Biedni ludzie; bezdomni. Też są.
Czekasz i czekasz, patrzysz na szary, otaczający świat.
Zimno, bo tu kurwa zima przecież...
Na mpk nie ma co jeszcze liczyć, ma być za kilkanaście minut.
Zimno jak cholera.
Dokoła życie się toczy, choć jakoś niezauważalne.
Nie tylko moje.

Wiosna.
Znowu dworzec centralny. Czekam na mpk. Przynajmniej już nie tak zimno. Ale i tak się spóźnia.
Miasto nie wydaje się takie szare jak wcześniej.
Co nie znaczy, że jest ok. Nie jest. I raczej nie będzie.
Życie dokoła się toczy, jakby żwawiej, wyrwane z zimowych okowów.

Lato.
No wreszcie. Mpki dalej nie przyjeżdżają. Idzie się przyzwyczaić.
Do tego, że dokoła płynie życie też.
Jeszcze bardziej... żywe?
Nawet jakoś zorganizowane, chciałoby się powiedzieć.
Najbardziej rzuca się w oczy chłopak.
Wszak na centralnym są parkingi, a między nadjeżdżającymi samochodami lawiruje jakiś szczeniak z plastikowym kubłem i tanią szczotą do mycia okien.
Robi to raczej sprawnie. Szybko, bez zbędnej emocji, ale raczej nie 'na odwal się'. Klient nasz pan.
Po skończonej robocie bez zażenowania podchodzi do kierowcy znużonego gorącem i zaistniałą sytuacją, której pozbycie się byłoby raczej niezręczne, a już na pewno nietaktowne...
Co łaska... z portfela wyskakuje 5 zł i wędruje do nieco ubrudzonej ręki. Jej właściciel już szuka następnej 'brudnej' szyby.
Dość zabawne - myślę w duchu...

Za mną przystanek. Bumy jak zawsze urządzają sobie tu noclegownię. O dziwo, obok nich pojawiają się jakieś dzieci. Nie chcę dociekać ich relacji. To nie pasuje do mojego względnie poukładanego świata.
Z oczekiwania na autobus wybija mnie wyrwane gdzieś zdanie: 'Idź do tego pana' - słyszę zachrypnięty głos. Po chwili jakiś dzieciak podchodzi do obcego mi faceta i prosi o drobne.
Cieszę się, że to nie ja, bo dziecku niezręcznie odmówić.

Lato.
Wczesna pora.
Taka, którą to mniej lub bardziej porządni ludzie chodzą do pracy.
Chyba wybieram taką trasę, gdzie spotykają mnie różnego typu Rumuni i inni czarniawi, proszące o pieniądze. A to dlatego, że w ciąży i złotówka potrzebna, a jak nie masz to poszukaj lepiej, może znajdziesz. Albo może powróżyć, prawdę powiem, za dziesięć złotych, bo to inaczej wróżba nie wyjdzie. Albo może kup lornetkę na podczerwień, bo na bank potrzebna w biały dzień. Żeby mnie jeszcze za paserstwo zwinęli...
Tak czy inaczej człowiek się uodparnia. I to skutecznie.
Idąc dziś, minąłem dwie ulice, gdzie najczęściej mnie zaczepiano. Właściwie człowiek o tym nawet nie myśli, kiedy... kiedy ktoś go nie zaczepi.
Więc i mnie nikt nie zaczepiał.
Przechodziłem obok banku. Podnoszę wzrok.
Widzę chłopczyka. Na oko 4 - 5 lat. Uśmiechnięta buzia; kędzierzawe, brązowe włoski; przyjaźnie patrzy na otaczający świat. Powiedziałbym szczęśliwy. Pomyślałem - tylko, żeby moje kiedyś tak wyglądało, byłoby dobrze.
Z boku facet w samochodzie. Z otwartymi nieco drzwiami. I huj mnie to obchodzi. Facet jak facet, zawsze ktoś się koło BOŚ`u kręci; przejmować się będę. Właściwie to w dupie mam, bo do pracy idę.
Dwa kroki dalej kiosk, facetka kupowała 'bileciki na parking płatny'. Ona też mnie nie obchodziła.
Spod przeciwsłonecznych okularów widzę jeszcze innego dzieciaka. Dziewczynkę. Dałbym jej z 7 lat. Może. Ciemna karnacja, podobny kolor włosów do chłopczyka. Siostra - myślę se. Idę dalej.
Nagle słyszę dziecięcy, niewyraźny głos: 'Przepraszam pana... (jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić)'
Odwracam się. Patrzę.
Dziewczynka, ta sama, którą widziałem. Patrzy gdzieś na mnie, to nie na mnie, to wbija oczy w proste, polskie chodniki.
- Czy ma pan może siedemdziesiąt groszy...? - dodaje z dziwnym zabarwieniem w głosie, jakby zmieszanie, niepewność, może nutka strachu...? Nic w tym nachalnego, nic 'co łaska...', nie wepchała mi się z buciorami w prywatną, samotną drogę do pracy, nie wyrwała bezczelnie z zamyślenia, nie zaszła drogi i nie chciała powróżyć, lornetki na podczerwień też nie chciała sprzedać.
Myślę, że wystarczyłoby jej siedemdziesiąt groszy.
- Nie mam niestety nic przy sobie - odpieram półautomatycznie.
Dziecko nic nie mówi, nie bluzga, nie wyzywa, nie prosi ponownie. Nic.
Zarysowuje się tylko na jej, spuszczonych nisko w stronę ziemi, oczach smutek. Trochę większy niż wcześniej.
Nie dodaje nic. Ja odwracam się. Idę dalej do pracy.

Dopiero potem coś mnie tyka w tym całym zdarzeniu. Właściwie nie wiem co. Staram się znaleźć tu jakiś sens... po co taki mały srel chce pieniądze? I czy to może był jej brat? A ten facet, może nieprzypadkowy?
Nie dochodzę do tego wszystkiego, bo to raczej retoryka.
Co z tego?
Właściwie nic. Nic się nie stało, dzień jak co dzień. Ale może mogło się coś stać? Albo właśnie coś się nie stać?
Trudno powiedzieć.
Po co to piszę?
Sami się zastanówcie.
12 czerwca 2007   Komentarze (2)
< 1 2 3 4 5 ... 85 86 >
Chaos_angel | Blogi