Wróciliśmy.
Fajnie było... pod wieloma względami, zarówno tymi krajobrazowo - obchodnymi, rozrywkowo - zabawowymi, jak i tymi poznawczo - spajającymi.
Wiele zapewne opisze moja Pani w swoim blogu, choć pewności nie mam:>
A tak na marginesie, wreszcie znalazłem ten kawałek, którego tak długo szukałem...
Za jakiś czas postaram się go jakoś udostępnić.
Po części dzień wczorajszy i dziejszy zaliczyłbym do bardzo udanych...
Poniekąd chodzi mi o ich szczegóły, małe wycinki...
4 the greater purpose...
A jebana pogoda dalej daje się we znaki.
Tematem przewodnim dzisiejszego wydania będzie... dyskryminacja!
Mianowicie chodzi mi o pewien aspekt życia publicznego, dokładniej - naboru do służby policyjnej.
Wiedzieliście może, że aby iść do policji, należy mieć odbytą zasadniczą służbę wojskową? Trzeba najpierw wyrwać sobie z życia kilkanaście tygodni, żeby potem można było rekrutować się w policji...
Dyskryminowani w tej materii są panowie, ponieważ to właśnie na nich spoczywa obowiązek obrony swoich niewiast, matek i w ogóle rodzin przed nadchodzącym Niemcem, albo rabującym Żydem... To właśnie my mamy Was, Drogie Panie, zasłonić piersią, kiedy będzie nadlatywał morderczy pocisk, i to my mamy Wam zawiązać opaskę uciskową, kiedy moździerz urwie Wam stópkę...
Tylko kiedy ostatnio na tych terenach odbywały się tego typu działania...? Już mówię - 60 lat temu i to z nawiązką.
Co to za porażony system, że aby póść do policji, trzeba odbębnić służbę w wojsku? Więc jeśli postawimy kobietę i mężczyznę na tej samej linii startowej, z której, załóżmy, oboje chcą się dostać do prewencji - facet z racji swojego urodzenia jest materiałem mniej wartościowym? Słabszym fizycznie i mniej odpornym na stres? Trzeba go w tym wytresować w koszarach, odrywając go od pracy, od żony i dziecka, od obowiązków pozadomowych, dając w zamian jakiś śmieszny zasiłek na żonę? Kto to da? Tak, podatnik. Bo facet w tym momencie biega w niewygodnych butach po jakimś małpim gaju i udaje, że się czegoś uczy.
Panie natomiast, startując z tej samej linii, mają prawo do przyjęcia do służby natychmiast, spełniając oczywiście wymogi psycho - fizyczne.
Dlaczego więc my, faceci, mielibyśmy nie mieć takiego prawa...? Nie dość, że zasadnicza służba wojskowa, IMHO nie ma żadnego ekonomicznego i bojowgo uzasadnienia, to jeszcze ogranicza nasze równe prawa w dostępie do zawodów! Coś z tym trzeba zrobić...
No i po wczorajszym egzaminie jestem... skonany byłem strasznie - uczyłem się poprzedniej nocy do ok 1 w nocy. Potem chciałem iść spać, ale z powodu organizowanej w mieście zabawy nie sposób było; przede wszystkim dlatego, że najebany narodnyj lud wracał pod moimi oknami... trudno się mówi.
Egzamin jak to egzamin - trzeba było najpierw nań pojechać. Pobudka więc o 5:30. Zajechałem na uczelnię, książki w ruch. Powtarzałem raczej do końca. I właściwie to się przydało;)
Sam egzamin składał się z 6 pytań. Po podanym pierwszym, o senacie w Sejmie Rzeczpospolitej Szlacheckiej, miałem nadzieję, że będzie dobrze... Ale potem facet wyskoczył z pytaniem o starostę w II RP, a że tego okresu z braku czasu nawet nie ruszyłem, to inna rzecz;) Następne było o jakimś kodeksie prawa małżeńskiego, czy czymś w tym guście, autorstwa jakiegoś kolesia, o którym pierwszy raz w życiu słyszałem... Następne o kodeksie Napoleona (średnio na jeża to napisałem, raczej Wielka Improwizacja), sierpniówce z 44 roku i szkoleniu prawników za komuny.
Do zaliczenia trzeba ponoć mieć 4 pytania. Czujeczie ludzie? 4 pytania to 3, 5 to 4, a 6 pytań to ocenka maxymalna. Więc 3 z pytań napisałem z tego, co wiedziałem, tzn. wiedzy książkowej, kodeks Napoleona to... j/w.
Mam nadzieję, że facet mi to zaliczy; tym większa nadzieja, że moja praca trafi w ręce Mariusza, gościa od historii powszechnej, raczej lajtowego:)
Jeden motyw na egzaminie mi się podobał: facet od historii polskiej łapał ściągających nagminnie. No kurwa nie było bata. Pisałem w pierwszej grupie, więc nikt nie wiedział co może ich czekać. Kiedy facet podyktował pytania, nawet się kurwa nie zdążyłem zastanowić, a wykładowca gdzieś tam laskę złapał i już jej karteczkę zabierać... O... sierpniówka! - dało się słyszeć, potem nasz śmiech i skonsternowanie na twarzach ściągaczy. Takie coś powtarzało się jeszcze kilka dobrych razy... w sumie wywalił za ściąganie jakieś 30 osób. Niezłe żniwo, biorąc pod uwagę to, że na innych egzaminach można było zrzynać ponoć bez problemu. Taka postawa wykładowcy mi się podoba, stwierdzam. Kiedy dojdzie do naszego szkolnictwa takie prawo ad ściągania jak na zachodzie...?
Tak czy siak, teraz ostatnia prosta. Do zaliczenia prawo rzymskie, ponoć największe sito pierwszego roku. 4 dni, 4 działy. Ponoć 'nie można się nauczyć rzymu w tydzień przed egzaminem'. Właśnie dlatego ja mam na to 4 dni:)
I`ll show them all:)