• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum maj 2004, strona 1


< 1 2 3 4 >

Spierdalaj z mojego serca

Dawno nie bylo żadnej notki... ale co tam...

I nie chodzi o to, że nic się nie działo, bo działo się dość sporo. Po prostu nie miałem ochoty tego opisywać, wolałem, żeby to we mnie sfermentowało...

Nie będę opisywać każdego wydażenia z minionego tygodnia, za wiele by tego wyszło. Poza tym nie chce mi się;)

Warta wspomnienia jest jednak impreza na 18 kolegi, którą przygotowaliśmy w kilka osób. Pobyłem na tej imprezie "przy" Monice, jakbym mógł na nią popatrzeć "z boku". To jest fakt, żadnych rewelacji, itp. W pewnym momencie jednak znów dałem jej do wiadomości, że mi zależy... Dałem, choć w niedługim czasie miało się to diametralnie zmienić. I się zmieniło... Ale po kolei.

W kolejności były rozmowy z Poohem;) Całkiem ciekawe... zresztą co ja tu będę się rozpisywać:)

W szkole, chyba w piątek, siedziałem sobie na hiście, która była ostatnia w związku ze zmianami planu z powodu matur. Monika pisała jakiś zaległy sprawdzian. Pisała, do momentu. Popatrzyłem, jak zaczęła ściągać. Wcześniej mnie to nie drażniło. Ale w tej chwili mialem ochotę po prostu powiedzieć facetowi, że ta zrzyna. Nie wiem dlaczego... może dlatego, że wydawało mi się kiedyś, że jest inna od tej całej masy... a tu takie pospolite zachowanie... Od razu na myśl przyszedł mi artykuł, który czytałem chyba w jakiejś prasie. Było coś o wykształceniu w Polsce; że niby jest wysokie, ale fikcyjne, że 80% ludzi pomaga swojej nauce ściągami bądź kopertami dla nauczycieli (teraz będzie zrzędzenie). Rzeczywiście w Polsce tak jest. Kurwa, gdzie się nie spojrzy - ściąga się. Dajmy na to matury; nie wiem jak jest w innych miastach, ale u mnie na matury się idzie chyba już tylko po to, żeby ściągnąć. To już jest tradycja, ludzie się prześcigają w tym, kto ile wniesie więcej ściąg, kto więcej ściągnie. Tak samo jest w szkole. Też się ściąga na potęgę. Jednak na maturach, kiedy rozmawialiśmy z nauczycielami, siędzącymi w komisjach, było mówione, że daje się nawet ściągać uczniom, żeby Ci zdali egzamin dojrzałości. I potem Ci sami ludzie, którzy dają ściągać, dziwią się, że w Polsce jest tak, jak jest. W stanach ściąganie chyba jest przestępstwem, jak dobrze pamiętam. U nas jeszcze do tego daleko...

A jeśli miałbym patrzeć na, np. swoją klasę chyba nie ma osób, które nie ściągają nagminnie. No, dobra, pochwalę się, że sam nie ściągam. Jakoś kłóci się to ze mną. Tylko czemu w takim momencie dziewczyna, która siedzi za mną na sprawdzianie z gegry, obładowana ściągami od góry do dołu, pisze coś tam sobie, a raczej próbuje ściągnąć, ma na następnej lekcji do mnie pretensje, że nie pomogłem jej i wyszedłem 15 min przed dzwonkiem, kiedy mogłem jej jeszcze podpowiedzieć?

Właśnie chyba dlatego odezwały się we mnie takie wyraźne uczucia, kiedy popatrzyłem w tamtym momencie na Monikę. Kiedy jeszcze usłyszałem, jak kolesiówa przede mną odwraca się i mówi mi, że muszę jakoś dać Monicę kartkę z odpowiedzią na jakieś tam pytanie, bo ona nie wie... To co, że tamta siedziała dokładnie w przeciwnym rogu sali, przy biurku faceta. Takchciałem tą dziewczynę zjebać, że głowa mała... powstrzymałem się. Mam to w dupie, niech robią co chcą.

Boli mnie też jeszcze jedna osoba w klasie. Ta, z którą toczę nagminny bój. Całkiem fajna osóbka, bardzo zależy jej na wynikach w nauce. Właśnie, wynikach. W pierwszej klasie naprawdę mi tym imponowała; teraz jednak ją rozgryzłem. Wtedy się uczyła na te przedmioty, na których wiedziała, że będzie pytana, albo sama chciała się zgłosić. Na sprawdziany też się tam uczyła, albo nie. W tym roku widzę u niej ciągłe ściągi... trochę mnie to boli... ale widzę też, że nie jest taka twarda (koniec zrzędzenia [na ten temat?]).

Wczorajszy dzień... Normalny dzionek. Umówiłem się z kumpami na zakrapianą sesję. Poszliśmy do jednego z graczy na działkę. Całkiem miłe miejsce, przy towarzystwie litra wódy. Usiedliśmy na drewnianych ławach międz którymi stał dość niski stół. Zaczęliśmy grę... od toastu;) Po jakimś czasie pękła pierwsza półlitrówka. Jak na mnie była nędzna. Gra zaczęła się rozluźniać. Ale to nic. Bylo dość fajnie. Aż wreszcie Mistrz Gry i jeden gracz odeszli gdzieś się od... załatwić. My z kumplem chwyciliśmy za Żołądkową Gorzką (tm). Ściągnęliśmy z gwina po łyku, sprawdzając smak... Ludziska, kto nie pił niech spróbuje... chlałem to bez zapoi.. Nie ma beznaziejnego posmaku wódy, a za to podchodzi pod jakiś słaby koniak... z czterdziestoma oktanami na pokładzie;) I w ten sposób po jakimś czasie wychlaliśmy z gwinciora drugą połówkę. To się już robi klasyk... chyba nie ma już na kieliszki..;) Albo robi się z tego zbędny element nie do zapamiętania i tak naprawde niepotrzebny.

Wczoraj... a raczej dzisiaj, bo już było po północy, jak to pisałem, skomponowałem bardzo wyraźnego SMSa do Moniki. Napisałem cośw stylu: "Monika, przepraszam, że Ci to mówię, ale nie jesteś i nigdy nie byłaś mnie warta. Jednak byłaś najpiękniejszą przygodą w moim życiu"... Zdaje mi się, albo to załtwi sprawę ze mną.

Coś miało się tu chyba jeszcze znaleźć, ale za dużo materiału na jedną notkęw głowie miałem. Poza tym dobrze jest mieć cośdla siebie... prawda Puszku...?:)

22 maja 2004   Komentarze (2)

It`s a Sunday, it`s a fine day...

Niedziela jak to neidziela... Wstaje się z zamiarem pójścia do kościoła... yy... WRÓĆ!

Niedziela jak to niedziela... Wstaje się, kiedy się już człowiek wyśpi, myśli z zamglonym impetem co miałdziś zrobić i siada do kompa. Tak też miało się stać; tym jednak razem otworzyłem oczka o ósmej.. a rczej sprowokował mnie do tego sygnał od Moniki. Spojrzalem na wyświetlacz komórki, leżacej pod łóżkiem... od razu czas... "ósma... wcześnie jeszcze". I w kimonko... pospałem do dziewiątej. Obudziłem się chyba sam. Chwila myśli... iść, czy nie iść, oto jest pytanie. Umówieni byliśmy z grupą na prawie-finalizację materiału projektu. Nawet miałem nie iść, ale ostateczną rzeczą było wzięcie kąpieli, ogolenie się i wio do kumpla na projekt.

Kiedy zaszedlem prawie wszyscy już byli. Była też Monika. Po tym wczorajszym SMSie do niej czułem się nieco niezręcznie, jednak nie na tyle, żeby nie powiedzieć jej "cześć", choć z drugiej strony nie wyszło mi chyba zbyt naturalnie. Tak czy inaczej po pewnym czasie zaczęliśmy "pracę". Praca jak to praca (w grupie), jedni robią, inni nie. Osobiście należałem do obu grup. Nie opowiadałbym tego, z pozoru niezaczącego wydażenia, gdyby się coś nie wydarzyło. I znów wydażyło się i nie za jednym zamachem.

Przy przerabianiu kolejnego tekstu na odpowiedni format, ktoś rzucił pomysł, żeby zacząć pisać wstęp (nie, to nie dziwne, że po roku pisania zaczyna się pisać wstęp:) ). Ofkoz padło na mnie... no wiec zacząłem.. Przyłączyła się do mnie jedna koleżanka, która swoją drogą zmienia chyba do mnie swój stosunek, albo tylko mi się tak wydaje. Pisaliśmy jakiś czas, choć wiadomo, że wspólne tworzenie nie wychodzi za długo, coś zawsze rozprasza uwagę... Tak więc po jakimś czasie nasza [bez]owocna współpraca skończyła się. Jechałem sam. W tym czasie ciągle z drugiej strony siedziała Monika. Był z nami koleś, który ją lubi chyba męczyć. No i ofkoz męczył;) Nigdy nie przepuszcza takiej okazji. Jużwcześniej, kiedy pisałem wstęp, jakby do mnie bliżej podsunęła się. Wiem jednak, że to nie było "bo chciała", po prsotu tak było, a ja to hiperbolizuję na swój własny sposób. Tak czy inaczej bylo miło... mógłbym nawet przysiądz, że poczulem ją przy sobie. Kiedy jeszcze zdolował ją kumpel, ta położyła na moje ramię głowę i tak "przytulała się" dłuższą chwilę. Przytulilem się do jej spiętych w kucyk, blond włosów, takich mięciutkich... początkowo się trochę... może obawiałem...? Potem jednak nie... Przytuliłem się do niej i cieszyłem się z tego. Poczułem, pierwszy raz od tak dawna, że była przy mnie... jakby wróciły czasy tych niewinnych przytuleń sprzed podjęcia mojej decyzji... ech... piękne czasy za mgłą... piękne, dobre czasy... Miło było... bardzo miło...

Zastanawiam się teraz, czy dobrze zrobiłem... znaczy czy dobrze, że jej powiedziałem co czuję... chyba jednak, pomimo tego wszystkiego, czego doświadczyłem - dobrze. Czegoś mnie to nauczyło, wzmocniło... Poza tym jakbym się czuł, gdybym jej tego nie powiedział... chyba bym sobie tego nie darował. Ale brakuje mi takiej właśnie fizyczności... przy niej...

Potem wróciłem do domku... Poszedłem do znajomych naprawić im kompa, ale sprawa była za "zabawna", więc wziąłem dysk twardy ze sobą. Pobawię się tutaj z nim;)

Potem zaczęła się dość szczera, interesująca i w ogóle "glonc" rozmowa z jedną dziewczynką z blogów... (wonderin` who...?:)). Rozmowa, która trwa jeszcze, należałoby dodać. Tak czy inaczej nikt nie nauczy odwagi faceta tak, jak kobieta - podrzymuję ten tekst w znaczeniu i brzmieniu. Poza tym... co ja będę rozmowę opisywać, jak ta osoba i tak wie o co chodzi...

16 maja 2004   Komentarze (5)

Sobotnie [s]prostowanie

Dla nieqmatych i niewtajemniczonych (Pooha[tka] ;) )... sesją potocznie nazywa się zebranie odpowiednich ludzi w odpowiednim celu, którzy razem mają jakieś plany na wolny czas;) A traz dokładniej:

Sesja to gra. Gra, aczkolwiek nie zwyczajna. Choćażby dlatego, że "grają" w nią ludzie po trzydziestce, czy czterdziestce. Zabawa jest cholernie orginalna. Opiera się tylko i wyłącznie na wyobraźni graczy, na tym, jacy są kreatywni. Otóż gracze dzielą się na grających i prowadzących. Prowadzący jest jeden - nosi miano Mistrza Podziemi, bądź Dungeon Master in englisz werszon. Ma on za zadanie stworzyć świat, czyli miejsce, gdzie będą znajdować się inni, normalni gracze, dodatkowo ma stworzyć odpowiedznie questy (znaczy sie po polskiemu zadania ;) ), i całą oryginalną resztę. Gracze natomiast to osoby, które uczestniczą w grze, jako ci, któzy eksplorują świat tworzony przez Mistrza Podziemi. Cała zabawa opiera się również na ogólnodostępnych - oczywiście dla graczy - zasadach Dungeons & Dragons (potocznie D&D), bądź bardziej zaawansowanych Advanced Dungeons & Dragons ( w skrócie AD&D). Zasady określają podstawowe rzeczy, jak np. sposób walki, zasady, które taką potyczką kierują, wszystkie maksima i minima. Do całej rzeczy potrzebne jest zajebiście niewiele: Przewodnik Mistrza Podziemi (book, który musi znać Mistrz Podziemi, aby sterować w odpowiedni sposób grą, znać zasady, etc.), Podręcznik Gracza (coś gla zwykłych bohaterów - book, który zaznajamia śmiertelników z zasadami, które muszą znać, aby być gotowym na to co może go spotkać w grze, czyli możliwość wyboru klasy i rasy swojego bohatera, odpowiednich rzeczy z tym związanych, oraz podstaw zasad D&D, czyli odpowiednie kości rzucane w danej chwili, umiejętności przydatne w walce, sposoby awansowania na kolejne poziomy, etc) i ofkoz Księga Potworów (book dla Mistrza Podziemi, z którego czerpie kolejne maszkary, stawiające czoła dzielnej grupie poszukiwaczy przygód). Do tego potrzeba ofkoz kilku ludzi, zwartych i chętnych do akcji, trochę wiadomości z owych książek i let`s mortal kombat begin:) Zabawa dla inteligentnych dzieci, jeśli kogoś zaciekawiłem, w necie jest masa informacji na ten temat. To by było o "sesji" pokrótce.

Co do moich wyrzutów... Wysłałem do Moni SMSa... przeprosiłem za swoje zachowanie, wytłumaczyłem, że tak mi jest łatwiej żyć obok niej... Nie dostałem odpowiedzi. Nie dostałem nawet sygnału. Wysłałem SMSa do inne jkoleżanki, zapytałem, czy przypadkiem Monika nie zmieniła nr, bo boć mi po głowie chodził taki fakt. Odpowiedziała, że nie, że podobno nic nie ma na końcie, dlatego nie odpisuje, nie odzywa się. Wieczorem, tj. koło 21 dostałem od niej, Moniki, strzałkę... dobre i to. Choć nie wiem dlaczego dobre..

15 maja 2004   Komentarze (3)

I się wali... i sumienie się odzywa...

Miała być zabawa... miało być całkiem fajnie... Miała być sesyjka D&D... skończyło się na fiasku... Miało być tym bardziej fajnie, że dość wiele poświęciłem, żeby to wypaliło. Możnaby wyliczyć wczorajsze przepisywanie pracy magisterskie dla kumpla, który miał się z nią uporać sam... pomogłem mu, bo nasza sesja była zagrożona przez to... Spoko, posiedziałem przy tym dwie godziny, przepisałem mu sporą część; nawet mi się to podobało. Potem sprawa inna - odmówiłem przyjścia na 18-tkę kumpla; chciałem iść na sesję. Chciałem się dobrze zabawić na sesyjce... Przygotowalem się do wyjścia... zaszedłem do kumpla... ok, spoko, idziemy po resztę brygady... zachodzimy po trzeciego... ok, idziemy dalej... okazuje się, że ostatni gracz nie możę iść... bo MAMA MU NIE POZWOLIŁA. Czujecie ludzie..? Nawet nie chce mi się tego opowiadać. Suma sumarum - straciłem dwie godziny i nic nie zrobiłem, miała być zabawa, został niesmak... jakieś takie dziwne uczucie...

No i druga sprawa od której miałem się oderwać na sesji... Monika... zaczęły mnie męczyć jakieś dziwne wyrzuty... Sam nie wiem dlaczego... Ale zbliża się mała imprezka z okazji 18 kolegi... takie spotkanie kilku osób, przyjaciół... no i mamy tam się znaleźć oboje... Dziwna sprawa, że inni, reszta zaproszonych wie o nas... "nas"... jakich "nas"... o tym, że było we mnie coś głupiego względem Moniki. Tak czy inaczej nie chcę tam iść z myślą, że będziemy na siebie jakoś krzywo patrzeć... może nawet nie będziemy patrzeć, znaczy nie patrzymy... ja nie patrzę... ech... ciężka sprawa... unikam jej, choć nie chcę unikać, ale robiąc to, jest mi łatwiej znieść to, że jej nie ma... I dlatego ona chyba się na mnie obraziła. W realu praktycznie nie rozmawiamy... trzeba wysłać jakiegoś SMSa. Po części to mi uwłacza... te esemesowanie. Źle mi się kojarzy. Tak czy inaczej...

14 maja 2004   Komentarze (1)

Coraz mniej ze sobą rozmawiamy... chyba...

I tak właśnie jest. Coraz mniej, coraz żadziej. Wątpię też, żeby to było tylko moje odczucie... ale pewnie ja to najbardziej odczuwam. Nie rozmawiamy... nie patrzymy na siebie... i nie powiem, żebym tego unikał, robię to ciągle i namiętnie; nie zauważam jej specjalnie, nie odzywam się... łatwiej tak, o wiele łatwiej... i chciałem, żeby chyba zauważyła, że mnie boli, ona sama... tymczasem zaczyna mnie to znów boleć... i znów ona sama... Tak... to, przez co przeszedłem daje mi jednak możliwości, żeby i to wypaczyć i zmienić.. nawet w nienawiść.. może nie nawet, a najprędzej.

Dziś idę zapominać... pobawić się z qmplami. Nie koniecznie pić. Ale oderwać się od rzeczywistości. D&D.

14 maja 2004   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 >
Chaos_angel | Blogi