• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum maj 2004, strona 2


< 1 2 3 4 >

Indywidualizm... nie bez powodu ma to w sobie...

Zastanawiałem się nad czymś ostatnim czasem. Może nawet się nie zastanawiałem. Przyszło samo, co zresztą wywołało dość znaczne zdziwienie, bo mało kiedy nawiedzają mnie takie... spontaniczne myśli.

Tak czy inaczej zastanawiałem się nad pewnego rodzaju "samotnością", tą, która dotyka mnie. Zastanawiałem się, dlaczego zewsząd otacza mnie pustka... nie taka, że nie ma z kim pogadać, raczej taka, którą sam wytwarzam, albo coś we mnie ją wytwarza. Jeśli chodzi o szczegóły, mam kilku kumpli. Jednak nawet w ich towarzystwie często czuję, jakbym był odizolowany. Natomiast dobrze czuję się sam. Samotność to bardzo dobry towarzysz. Pomaga w dużej mierze odkryć samego siebie. Właśnie, odkryć, nie zawsze pomaga zaakceptować odkryte rzeczy... jednak zbaczam z tematu.

Wiele razy zastanawiałem się, dlaczego nie zachowuję się tak, jak spora część kumpli; widywałem całkowicie odmienne od siebie charaktery, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, nawet nadal się spotykam z takimi ludźmi. I nawet w pewnej mierze zazdroszczę im tej zdolności, zdolności rozmawiania o niczym. Osobiście nie potrafię rozmawiać, np. z dziewczyną o duperelach. Po prostu nie znajduje w tym sensu, co w prostej linii przedkłada się na ciszę w rozmowie. Podobno przyjaciel to osoba, przy której można milczeć, nie czując skrępowania. Są ludzie, przy których tak się czuję. I lubię ludzi, którzy się w ten sposób przy mnie zachowują. Którzy po prostu przez chwilę nic nie mówią, a nie na siłę próbują znaleźć jakieś tematy, żeby tylko zabić "nieprzyjemną ciszę". Kto powiedział, że ględzenie o duperelach jest przyjemne? A poza tym, co to ma niby dać? Co ma na celu takie gadanie? Jaka by nie była odpowiedź na to pytanie, faktem jest to, że częściej zachowuję milczenie. To po części dyskwalifikuje mnie przy niektórych "rozmówcach". Wytwarza się swoista pustka w ludziach.

Niedawno rozmawiałem na gadu z koleżanką z klasy. A że oboje byliśmy na %, zeszło się na dość szczere gadki. Powiedziała coś w stylu: "Są ludzie, obok których nie przechodzi się obojętnie, które są naznaczone czymś szczególnym. Ty jesteś taką osobą(...)". Kiedyś próbowałem siebie zakwalifikować do jakiejś "grupy". Wyszło, że jestem totalnym indywidualistą. Rzeczywiście, nie lubię się podporządkowywać, lubię robić to, co uważam za słuszne, co czuję, lubię robić to na co mam ochotę i ponosić za to konsekwencje; wysoko obliczam swoje możliwości i kiedy mam postawione przed sobą zadanie, próbuję je osiągnąć. Do tego dochodzi dość wysoka duma, która niekiedy mnie.. hm.. może wyróżnia.

Usłyszałem kiedyś, że jestem silny, że to mnie wyróznia, że poradzę sobie ze wszystkim, bo jest we mnei jakiś ukryty potencjał... może i to prawda... poza tym ludzie kwalifikują mnie raczej do kasty "inteligentnych"... wielu ludzi się boi mądrych; czują przed nimi może nie tyle respekt, co obawę przed tym, że mogą być oni niebezpieczni dla nich samych.

Ta.. do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wiele pomniejszych cech... jak np. specyficzne poczucie humoru, bezpośredniość, szczerość...

No i ofkoz naturalna bariera, którą wytwarzają faceci, przed jakimikolwiek innymi osobami, które chciałyby facetowi pomóc... u mnie zawsze jest ustawiona na autopilota i na pełną moc. Mało kiedy coś się przez nią przeciska.

Na koniec należy jeszcze dodać naturę - wyjątkowo skrytą i zamkniętą w sobie. "Locked up forever inside".

Pooh(atek) powiedział, że jestem fajny; może i tak jest, jest na gadu. Jeśli chodzi o real mało rozmawiam z ludźmi, jeśli juz, to "ze swoimi". Wirtualnie mogę być spoko, wyluzowanym kolesiem, z którym można pogadać, gorzej się robi, kiedy kiedy trzeba się spotkać w realu. Z góry zakładam, że takie coś jest niepowodzeniem; nie lubię ufać ludziom, w ogóle tego nie robię, nadzieję pokładam raczej w samym sobie, jedynej osobie na którą mogę w jakimś stopniu liczyć; nie zawieram też przez to za wiele znajomości - ograniczam się do niewielu ludzi. Naturalna obawa przed zdradą, obawa przed krzywdą... z każdym kolejnym "przyjacielem", przeważnie dziewczyną, coraz bardziej pogłebia się.

Ciąg dalszy może kiedyś nastąpi.

11 maja 2004   Komentarze (5)

Faint

Linkin Park, "Faint"... świat ponownie na kilka chwil jawi się tysiącami barw, czuć w powietrzu tysiące zapachów a w głowie tysiąc pozytywnych myśli... hail to LP.

Wczorajszy dzień... dość długi. Zaczęty jak zawsze - szkoła... A w szkole są ludzie...

I była jedna smutna dziewczyna... jedna dziewczyna, która się nie uśmiechała jak zawsze, która jak zawsze nie wtykała noska gdize nie trzeba, która natomiast siedziała pod klasą z uśmiechem skierowanym w ziemię, z nikim nie rozmawiała... Choć z jednej strony mnie to cieszyło, z drugiej nie mogłem na to patrzeć... wszak jakaś część mnie nadal chce jej szczęścia... Wysiliłem się i kucając obok niej zapytałem dlaczego jest taka smutna... Źle się czuję - usłyszałem. Na tym skończyłem moją troskliwą opiekę. Źle czy dobrze - to osądzi historia mojego formatu.

Po szkole nic... potem kimpel wpada... koniec końców wylądowałem w sklepie kupując 0.5 i zapoję. Poszliśmy po jeszcze innego qmpla. Razem wylądowaliśmy nad jeziorem, "qlturalnie" sącząc połówkę z gwinta:) Popiliśmy, pogadaliśmy... o różnych rzeczach.

Kiedy wróciłem na chate... no właśnie... usiadłem do kompa. Zacząłem rozmowę z koleżanką z klasy. Potem SMS... żebym wyjrzał przez okno...a że pokój jest na pierwszym piętrze, to bez problemu... Qmple z klasy, dwaj, żebym wyszedł na dwór i do baru mieliśmy iść... nie ma sprawy... po dwunastej a ja właśnie wróciłem z picia i dalej pić...? Nie dla mnie takie imprezy. Wróciłem znowu do rozmowy na gadu z qmpelą... właśnie, z qmpelą... myślałem, że rodzajem "ziomka".. choć podejrzewałem, żez nią można pogadać głębiej... A że oboje byliśmy po lekkich %, rozpoczęła się rozmowa, w której chyba w jednym momencie nie słyszałem pod swoim adresem tylu superlatywów co od niej. Aż mnie dziewczyna podbudowała psychicznie:) Miła rozmowa.. mamy to powtórzyć na bi(b)waku, jak będziemy razem pić. We shall see...

I ostatnie słowo na sobotę... wstałem prawie o 11, wyspałm się jak mało kiedy i jest git.

Pozdrawiam.

08 maja 2004   Komentarze (4)

"Kiedy z secrca płyną słowa, uderzają...

Moje dotychczasowe myślenie, raczej niedawno zatwierdzone przeze mnie sposoby myślenia i postrzegania dają widoczne rezultaty. Dobre, czy złe...? Tu już trudno powiedzieć. Każda rzecz ma dwie swoje strony; tak jak człowiek mieści w sobie dobro i zło, tak też wszystko inne co nas otacza ma w sobie dwa takie aspekty...

Mianowicie zmieniam swoje podejście do Moniki... ciągle i ciągle... Próbowałem jakoś ją w sobie obrzydzić, znaleźć coś, co mnie zniechęci do jej osoby... W sumie wyszło... W sumie znalazłem taką rzecz... jedną, a poważną i na tyle silną, by "wybić" ją sobie z głowy. I o dziwo nie trzeba było jej daleko szukać. Wszak w dziewczynie chyba idealnej ciężko znaleźć coś, co by nie odpowiadało. A jednak. Tą rzeczą stał się powód mojego cierpienia, czyli brak jej uczucia do mnie. Fakt, przekształcając "naszą" rzeczywistość, można bardzo wiele zdziałać. Kolejny mój "sukces".

Ostatnimi czasy totalnie ją ignoruję. Nie odpowiadam na uśmiechy, nie odwracam się, nie rozmawiam z nią. Wczoraj, na lekcji zaczęła mnie zaczepiać. Bierny. Totalnie bierny byłem na to. Na tyle obojętny, żeby się odczepiła. Dziś zaczęłiśmy rozmawiać, znaczy zaczęła się jakaś rozmowa, na mniej lub bardziej interesujący temat. Tak czy inaczej nasze myśli musiały się zbiedz na jednej rzeczy, na rozmowie. Nie stroniłem od tego. Ale też nie prowokowałem rozwoju konwersacji. Zresztą nigdy tego nei robię. Chyba nie jestem typem dobrego rozmówcy, nie lubię gadać po próżnicy. I to nie są puste słowa. Tak czy inaczej chwilkę porozmawialiśmy. I właśnie takie coś, coś, co jeszcze trzy miesiące temu by mnie wprawiło w ekstazę, teraz nie zrobiło w ogóle nic.

Kiedy skończyliśmy, ona dalej przepisywała jakieś notatki. Miałem opartą nogę o krzesło; przesunęła swoją nogę tak niefortunnie, że krzesło straciło swoją przyczepność i bezwiedną siłą między krzesłem a moją nogą ( :P ) odepchnąłem je mimowolnie prawie na pół klasy. Akurat lekcja byla "luźniejsza", każdy miał to głęboko, nauczycielka też. Ja też się nie przejąłem szczególnie. Popatrzyła wtedy na mnie. Nawet muszę powiedzieć poczułem ten wzrok na sobie. Poczułem i miałem go gdzieś. "Przepraszam" - wyrwało się z jej ust. Rzuciłem na nią swoje obojęne spojrzenie, przy czym mruknąłem coś pod nosem. "Mareczku, przepraszam" - powiedziała ponownie. Znowu spojrzałem na nią, teraz dłużej, chłodniej, bardziej bezpłciowo, jeszcze bardziej obojętnie, jakby nic takiego nie powiedziała. "Przeżyję..." - odparłem beznamiętnie. Poczułem jej smutek, zarówno w głowie, jak i w kolejnym spojrzeniu. Nie przejąłem się nim, wcale. Powiem nawet, że prowokowałem ten żal. Już przedwczorajszego dnia próbowałem po niej "jechać", może nie w klasycznym tego słowa znaczeniu, ale próbowałem jej jakoś delikatnie, niemalże niezauważalnie dogryźć, co nigdy wcześniej mi się nie zdażało.

Kiedy usłyszałem te jej powtórne dziękuję, kiedy odpowiedziałem jej tak, jakby była... no nieważne, jakbyza wiele nie znaczyła, przypomniało mi się jakby przez mgłę to,co przeszedłem. Tak, jak w filmie, kiedy mówią, że "życie przeleciało im przed oczami"... mialem coś w podobie. Poczułem w sobie żal, zmutek, może jakąś totalnie wypaczoną i zdeformowaną formę miłości, która kiedyś była, a którą sam musiałem zabić, żeby żyć. Przypomniały mi się czyjeś słowa, bodajże niejakiej Sylwii... Powiedziała do mnie kiedyś cośw stylu: "Oboje podeptaliśmy to, co miało szansę wyrosnąć"... nie wiem czemu akurat przypomniały mi się jej słowa. Tak czy inaczej przywołane zza zasłony czasu wspomnienia związane z Moniką spowodowały, że miałem ochotę się nad nią popastwić. Chyba nadal będęmiewać takie stany dopóty, dopóki nie powiem jej tego wszystkiego prosto w twarz. To się jednak nie stanie, a już napewno nie prędko, i jeśli już, to zapewne pod wpływem silnych emocji (albo alkoholu;) ). Jeśli wyleję na nią ten cały żal, może wtedy będę umiał żyć normalnie, żyć z jej przyjaźnią. Między mną a prawdą to nie chcę mieć do niej urazu. Tak czy inaczej boję się tego wszystkiego, boję się mozliwości takiego zdarzenia. Dlatego, że ona tak naprawdę nie poznała tego, co do niej czuję, sam też tego nie potrafiłbym jej wyznać. Może wydawać się, że pisząc tego bloga, bawiąc się słowami, "grając na harmoniki kręgach", móglbym jej powiedzieć to, co czuję. Jednak kiey dochodzi do zwykłej rozmowy, z natłoku myśli wychodzi jeden wielki chaos, który podsycany brakiem możliwości dopasowania odpowiednich słów daje w prostej linii niemozność wypowiedzenia się. Dlatego do takiej rzeczy musiałoby mnie zmusić albo jakieś silne przeżycie, albo zwyczajna, przysłowiowa "setka". Jednak przyzwyczajam się do myśli, że ten rozdział pozostanie "nie-do-końca-zamknięty".

Tak czy inaczej łatwiej mi się teraz żyje. I choć ciągle, aczkolwiek coraz żadziej, nachodzą mnie takie niesamowite "promienie zauroczenia", kiedy naraz odkrywam w niej znowu coś pięknego, to potrafię nad tymi stanami zapanować, zapanować i ujarzmić ich siłę. Mam nadzieję, że teraz, jeżeli będzie w niedługim czasie jakiś "raz", nie zaangażuję się w niego tak bardzo. Podobno kochać, to żyć, więc ja będe na razie wegetować.

Pozdrawiam.

06 maja 2004   Komentarze (11)

Pooh(atek)

Pooh(atek;))

Ok, pierwsza notka-ocena na tym blogu:) Obadamy, jak pójdzie. A więc... PuszekzUSA... Jeśli chodzi o ścisłość nigdy nie wszedłbym na bloga o takiej nazwie... dlaczego...? Sam nie wiem, po prostu nie. Ale pewnym wymyślnym sposobem wreszcie się tam znalazłem. I nie ma czego żałować... nie można oceniać książki po okładce...

Jeśli chodzi o szatę graficzną bloga to całkiem, całkiem. Wchodzac widzimy jakieś takieś piórka śmiechowe, latające sobie swobodnie. Dalej nie ma rożnych pierduł, które przyprawiaja o oczopląs, jakichś niepotrzebnych gifów, wstawionych niemalże na siłę. Jest to, co powinno być: piórkowy "jotpeg", z prawej strony małe menu zawierające trójpostaciowy licznik, księgę gości, archiwum i linkowisko do innych blogów. Czyli to, co na blogu powinno być, choć nie musi.
Jeśli chodzi o stronę techniczną bloga, to wszystko chodzi tak, jak powinno: chodzą linki, księga gości, obrazek jest wstawiony normalnie...;) Choć to zasługa nie samego Pooh(atka), o czym zresztą zostałem powiadomiony wcześniej, a niejakiego(iej?) Taai, twórcy szablonu. Jeśli chodzi o kolorystykę bloga to róznież wszystko jest w porządku, nie ma bowiem żadnych gryzących się kolorów, poprzeplatanych nawzajem bajkowo-cukierkowych różowych i żółtych, misiów-pysiów, itd. Szablon osobiście mi się podoba.

Podchodząc do bardziej technicznej strony, trzeba stwierdzić, że szablon jest zrobiony poprawnie (to co prawda nie tyczy się blogowiczki, ale samego boga, a blog jest tu oceniany;) ). Przeszedł mój prosty tet na zgodność obu przegladarek, Netscape (7.1) I IE. W obu przypadkach blog wygląda identycznie. Winszuję. Dość prosty kod źródłowy pozwala wykorzystać podstawowe potrzeby blogowicza; co prawda nie widać tam skomplikowanych struktur Javy i php, jednak ta prostota sprawia, że wszystkie inne funkcje są zachowane w należytym porządku i funkconalności. A o to przecież chodzi. W tym momencie również żadnych zarzutów nie mam co do oskarżonej.

Klasycznie rzecz biorąc 3a by podejść teraz do notatek... Na blogu byłem co prawda tylko kilka razy, przeczytałem chyba dwie notki,ale już po tak nikłych przygodach z twórczością Pooh(atka) można powiedzieć, że nie jest to tuzinkowa osoba. Notatki nieprawią o jakichś misiach, Paulinkach, qrde całuskach, itd. nie mówią o tym, że byłam tam i tam, on mi się tak podoba, ale nie wiem cozrobić i wyrażmy na blogu swoje nieme wołanie o pomoc przypadkowych blogowiczów. Notatki Pooh(atka) są raczej dobrze skomponowane, ciekawe, przyciągające uwagę. Mówią o jej problemach, smutkach, przeżyciach, o tym, o czym powinien prawić normalny pamiętnik. W dwóch pzeczytanych przeze mnie notkach znalazłem bardzo wiele uczucia - troskę, żal, poczucie humoru, chęć kochania... I bardzo dobrze, tak ma być. Każda notka jest okraszona sporą dozą komentarzy. Jak zdążyłem zaobserwować przeważnie suma ta waha się przy 20-30. Daje to wrażenie sporej aktywności, albo blogowej w sensie odwiedzania blogów innych osób, albo w sensie "hipnotyzowania" swoim stylem tych, których napotkała. Jednyną rzeczą, o którą mógłbym się przyczepić w notkach, jest to, że niekiedy ciężko je zrozumieć. W niektórych przypadkach osobiście nie wiem co autorka chciala przekazać, niekiedy chodzi o znaki interpunkcyjne, które dość pomagają w nawigowaniu tekstem, niekiedy chodzi o samą składnię zdań. Tak czy inaczej nasz Pooh(atek) jest from JuEsEj, so I think we can forgive her that silly thing. Ok... lets finish this...

Cały blog, już wcześniej wspomniałem, nie zostałby przeze mnie odwiedzony, gdyby nie długie i przyciągające komentarze tejże osóbki na moim blogu. Sprowokowalo mnie to do poszukania Jej bloga. Wszedłem, i się nie zawiodłem. Poczytałem notkę, jedną... całkiem sympatyczna dziewczyna. Jeśli macie chwilę wolnego, wpadajcie. Link na górze (jeśli się dobrze napisał;))

Oceny nie ma, bo "kimże jestem by sądzić brata mego"? Ja tylko się wypowiedziałem:) Pozdrawiam.
05 maja 2004   Komentarze (2)

Gorin no sho

"Należy się kształcić w wielu dziedzianch, ale tylko w jednej dążyć do doskonałości" - Musashi Miyamoto, Gorin no sho.

Właśnei tak sobie zaglądnąłem niechcący na bloga jednego... coś w stylu "ocenię was" czy jakoś tak. Na samą myśl o takich przedsięwzięciach, jak ocenianie blogów, robi mi się słabo.. znaczy jak patrzę na profesjonalizm takiego czegoś.. aż zatyka... W myśl słów wielkiego, japońskiego samuraja ogłaszam tydzień zboczenia na ocenianie blogów... znaczy sie otwieram około tygodniowy czas składania waszych adresów, ktore w niedługim czasie posłużą mi jako materiał "do oceny", w oryginalny i ofkoz "mój" sposób... Jeżeli ktoś ma dość odwagi, albo ochoty na wystawienie swojego bloga do oceny, to zapraszam na komentarze... No... obadamy, czy to takie trudne, czy nie...

Pozdro.

04 maja 2004   Komentarze (2)
< 1 2 3 4 >
Chaos_angel | Blogi