Bodziec do napisania notki był co najmniej niewesoły... nie dla innych... ja dzięki niemu zrozumiałem coś ważnego. Otóż dokoła mnie, jak ścięte drzewa, kładą się pokotem wszystkie związki ludzi, których znałem. I tych, których nie znałem. Najpierw Emilka: najpierw z chłopakiem z Niemiec, potem miała być z innym, nawet coś z tego zaczęło kwitnąć. Zdechło śmiercią naturalną. Koleżanka z klasy, jak czytałem na blogu, także dowiedziała się czegoś o swoim chłopaku. Choć chyba była w nim zakochana. Szkoda. W sumie mi ona wisiała ale szkoda, że tak się stało. Nawet jedna osoba, z którą rozmawiam na gg, dziewczyna, o której wspomniałem w poprzedniej notce, również zrozumiała pewne rzeczy dotyczące swojej byłej połówki i rozstała się. Wszystko to opiera się na zaufaniu. Nie ma co ukrywać, człowiek, któremu się nie ufa nie może być z tobą. Do tego dochodzi poznanie danego człowieka... na czym mu zależy, jaki ma charakter, wartości, oczekiwania od życia, etc. W tym wszystkim niesamowitą rolę odgrywa szczerość. W rozmowie. W oczekiwaniach, jakie chcemy, by spełniła dana osoba. W tym, co robimy i mówimy. Ale co się dzieje, kiedy zaufanie między dwojgiem ludzi zostaje zachwiane, powiedzmy dobitniej - kiedy znika? Dużej krytyce zostaje poddana szczerość, włącza się flashback i włyszymy, widzimy to wszystko co mówiła nam osoba... kłamstwa...? Być może. Niepewność. A teraz dlaczego o tym wszystkim piszę...? Bo widzę, jak wszystkie związki dokoła się walą, sypią w gruzy, jedne osoby zarzucają drugim nieszczerość, zdradę, kłamstwa... i widzę, jak mój związek zaczyna się rozwijać. Wiem, że jestem jego istotnym elementem; to już nie jest dziecinna abstrakcja. Wiem, że ktoś tak jest, kto mi bezgranicznie ufa i kto wie, że tym samym uczuciem darzę tą osobę. Zrozumienie, wyrozumiałość, szczerość, zaufanie... Jednym smutek... innym radość. Coś ginie, żeby coś mogło powstać. Może coś lepszego, doskonalszego, trwalszego...? Nie mam pojęcia, ale będąc częścią tej konstrukcji, postaram się, aby pięła się w górę tak, jak tylko będzie to możliwe. Rozmowy z Ptyśkiem dają mi pewność, że jestem tylko ja. Jeśli to okaże się nieprawdą, będę naprawdę bardzo zaskoczony. Jednak Ona nie jest taką osobą, która byłaby do tego zdolna. To siępo prostu nie może zdarzyć. Przynajmniej nie teraz. A jak to wygląda z mojej strony? Tak, że przeniosłem na rękach Monikę przez pół szkoły. Tak, że molestuję jej tyłek. Ptysiek o tym wie; zresztą nie o to w tym chodzi. Mianowicie, że nic innego poza przekomarzaniem się z Moniką. To też Ona wie. Pod koniec wynurzenia... związek to jednak coś bardzo ważnego i wartościowego w życiu człowieka. To jednak również coś bardzo nietrwałego... co można bez najmniejszego problemu uszkodzić... a szkoda, bo wtedy nic już nie jest takie, jak dawniej... Pozdrawiam.
Kolejny raz Jak zapomnieć? w głośnikach. Właściwie w słuchawkach... powalająca głębokość dźwięku... uwielbiam to. I po raz kolejny spokój, cisza, radość we mnie... Czuję się w jakiś sposób spełniony, wyróżniony... przez los. Walentynki... Dzień Świętego Walentego... jednym kiczowaty i bezsensowny, innym dzień nadziei i płomiennych wyznań... Dzień poprzedzony dniem szkolnym: - dowiedziałem się, że kumplowi z klasy spodobała się pewna dziewczyna. Nie, to nic niesamowitego. Ale dość dziwne jest, że kumpel to osoba rozrywkowa. Nie jest zbyt.. hm... wyrafinowany w swoim działaniu, mało w nim finezji i górnolotnych potrzeb... tym bardziej mnie dziwi... zawsze wystarczało mu, chyba, iść na dyskotekę, poderwać kogoś, obić mordę pierwszemu lepszemu gościowi, iść do domu, załatwić potrzebę fizjologiczną, do której używa się dziewczyn... on jednak miał problem inny - dziewczyna, kobieta. Zakochany...? Może... Tylko, żę ona jest starsza o 4 lata, to siostra jego kumpla, mieszka w Stanach, ma męża i dziecko. I on chyba nie jest obojętny również jej. Skomplikowane. Dziwne. Dorósł...? - Monika, jak zawsze śliczna. Ta sama burza włosów, te same wesołe piwne oczka, uśmiech... i całkiem śliczny, pokaźnych rozmiarów kwiat, z którym nosiła się po szkole przez połowę lekcji. Beztroska. Dziecięco uśmiechnięta. Niedojrzała...? Z jednej strony w niej to wielbię, z drugiej nienawidzę, z trzeciej (!) boję się, że zostanie jej to odebrane szybciej i gwałtowniej, niż mogła by to przewidzieć i znieść... Tak, walentynki... choć oddzielnie, nie ma tego poczucia, że dzień jest pusty i naigrywająco się ironiczny. Walentynka jest, gdzieś, tam... siedzi, uczy się, czeka, tak jak ja... na czas, kiedy będziemy mogli się spotkać. Kartka walentynkowa...? Nie ma, nie było... w zamian zadedykowana piosenka w Radiu Zet, Trudno tak... dołączona dedykacja: Niekiedy milczenie wyraża między dwojgiem ludzi więcej, niż największe ze słów... po wysłuchaniu piosenki odesłany SMS: Słowa to tylko słowa. Nie dadzą obrazu tej tęczy uczuć, która się we mnie rozwija... Jestes ze mną... To tak wiele... mogę być z Tobą... to jeszcze więcej:*:*:* Pewna osoba zapoznana w necie, całkiem przypadkowo, w rozmowie na gg oświadczyła mi, że prawdopodobnie ma nowotwór, jeśli tak, to bardzo prawdopodobne, że złośliwy. Okazał się niezłośliwy. Dlaczego o tym piszę...? Może dlatego, że jednak w całym tym okropieństwie świata, jest, przynajmniej częściowa sprawiedliwość...? Pozdrawiam.
Umówieni na jedenastą... - spieszyłam się jak mogłam, zrobiłam kółko w 15 minut.. normalnie zajmuje mi to 45 minut! - mówi z lekką złością, kiedy jej otwieram... nagi...? półnagi... po kąpieli... w bokserkach... i skarpetkach - jednak nie pójdziemy do miasta - mówię z uśmiechem, patrząc na jej udawaną złość... - załatwię to sam, poza tym teraz i tak pozamykane wszystko, nie pomyślałem - tłumaczę się patrząc jak stoi i chyba nie dowierza do końca... pocałunek, kolejny, następny.. - daj mi chociaż buty zdjąć... wchodzimy do mnie... przytul mnie... mocno... daj poczuć siebie.. prawie jak wczoraj... jak po pięciodniowym exodusie... rozmowa... lekkie tematy, delikatnie muskające słuch... - oglądnijmy więc jakiś film... - rzucam po chwili... - oglądnijmy? - pyta z charakterystycznym uśmiechem na twarzy... nakładam spodnie... choć kawałek przyzwoitości niech się utrzyma... koszulę z krótkim rękawem, którą bardzo lubię... chłodne ramiona... przyda się koc... tylko Ty i ja... ciepło, błogo, miło, bezpiecznie... my, wolny czas... pustka w domu... wieje wiatr za oknem... i my. film ciekawy... przynajmniej ciekawie się zaczynał... kobietę samochód potrącił, z tłumu wyłonił się facet, ta do niego powiedziała witaj, nieznajomy... za wiele z niego nie pamiętam... pocałunki. pocałunki.. pocałunki... Twoje ciało na mnie, moje na Tobie... przyspieszający oddech... zachłanne ręce pochłaniają najmniejszy skrawek gorącego ciała... złączone usta, języki, splecione palce... niemalże jedno ciało... pieszczoty coraz bardziej odważne... coraz bardziej przyjemne... ręce błądzą po całym niemalże ciele... - Pani tego już nie będzie potrzebowała... - mówię... biaława bluzka ląduje na ziemi nieelegancko... koszulka...? nawet nie wiem kiedy się jej pozbyłem... Pani znowu na mnie...? hm... Twoje usta i język coraz bardziej na mnie działają... trzeba się niemalże hamować... ręce lądują na pupie... nie po raz pierwszy... wdzierają się między materiał spodni i bielizny... nie na długo... nagi tyłeczek... brak słów, żeby opisać ten dotyk... nie wiem, czy było miejsce, gdzie nie spadł na mnie jej pocałunek... doprowadzała mnie tym do zwykłego szaleństwa... odwdzięczam się... nawzajem... po drodze nie potrzebny był jej już stanik... również ją zacałowałem... wszystko ma swoją nazwę... jednak kobiece piersi zwyczajnie nie mają nazwy adekwatnej do tego, czym są... jestem w stanie uwierzyć w Boga, kiedy o nich myślę... przyspieszający oddech... ciche jęki... delikatne spazmy kobiecego ciałka...
do niczego nie doszło.. jeszcze nie teraz... leżeliśmy obok siebie... przytuleni... półnadzy... normalna rzecz między dwojgiem ludzi... gdzie wstyd...? gdzie zdenerwowanie...? chyba o to, czy Jej dobrze... bliskość... było tak, jak być powinno... wspomnienia...
Zachodzi słońce. Obwieszczając długim cieniem nadejście nocy. Która jest zwiastunem kolejnego dnia.
Wszystko przebiega jak miało przebiegać - w miarę spokojnie... Muszę tylko wysłać kolesiowi z allegro sprzęt, który ode mnie kupił.. nieco się z tym ociągam... zostawię sobie to na jutro:) A Ptysiek już jutro przyjeżdża... wcześniejszym dyliżansem, wypas:) Czekałem, czekałem i się prawie doczekałem... nawet dzień minął jakoś bez zgrzytów... o dziwo spr z WOSu nie był taki straszny, dało się to napisać. Ale po napisanym sprawdzianie (skończyłem przed czasem), Ryszard wyskoczył do mnie z textem, że mam iść do klasy informatycznej i przegrać mu fotki z aparatu na płytkę (a co, mamy tak wypasioną salkę, że nawer kompy z nagrywarkami DVD są, nie pogadacie, wiaro!). No więc poszedłem... akurat jakieś dziewczyny miały lekcje... tylko wlazłem.. podszedem do babki z textem, że ja od Ryśka, że podobno z nią gadał... no i ok, jakaś panna od razu chciała mi kompa odstępować, ale powiedziałem, że niestety potrzebuję takiegoz nagrywarką... i niestety dziewczątko się zasmuciło...;) Zrobiłem co miałem zrobić w kilak minut, babie opadła szczęka chyba że w tym tempie... trudno, ona ze starej szkoły jest;) Potem była fiza... a jak! Baba z textem do mnie, żebym szedł na miasto dla niej po kabelek od drukarki... dała pół gola, dała model drukarki i raźno posunąłem w miasto... ofkoz nie od razu do sklepu. Poszedłem najpierw do matki, pogadałem trochę, potem do celu mojej wielkiej podróży. Wróciłem pod koniec lekcji.. a co! W ten osot sposób stałem się chyba szkolnym (klasowym) chłopcem na posyłki ds. informatyki. Ale to ofkoz tylko dodatek. Teraz się cieszę z tego, że jutro mam 3 lekcje (prawie że ustanowione normalnie, za zgodą nauczycielki [ucięte z normalnych siedmui lekcji]). Więc po tych cholernych 3 lekcjach pójdę załatwię sprawę z allegro, uprzątnę nieco w pieczarze (vel pokój), a potem tylko czekać... czekać. Wreszcie będę mógł się nacieszyć normalnie:) Dlatego nie wiem, czy jutro notka będzie:) Ale że i tak nikt tu nie zagląda - nie będzie za wiele łez. Pozdrawiam.
Zaczynamy od boku: wkurwiony jestem ile wlezie. Nawet nie wiem czemu... w szkole wkurwili, jakby mieli powód... jakiś pedał na allegro wystawił mi dwa negatywy, choć zastrzegłem w akcji motyw, dzięki któremu miało nie być takich rewelacji... żeby się odprężyć, oderwać od tego wszystkiego, wlazłem na kurnik, żeby troszkę się pobawić... ofkoz literaki... i jak zaczęli mi dupę kopać, to słabo mi się zrobiło... normalnie aż się zagotowałem... To, że czekam na Ptysia, to akurat nic. Zostały dwa dni... praktycznie jeden...;) A teraz zbijam się uczyć z WOSu, polaka i histy. Adieu!