Dostałem dziś część książek, które podano nam na zajęciach organizacyjnych... oj, nie jest za dobrze, mówię wam, nie jest za dobrze... już teraz, jak widzę ile tego jest, odechciewa mi się nawet małym palcem trącać te xiążeczki. Na dodatek będzie ich więcej, żeby nie było mało ofkoz. Podobno od przybytku głowa nie boli, a więc i narzekać w tej sytuacji byłoby nietaktem.
Za to mam przeciwko tym wszystkim stosom kartek pewną broń. Dobrze użyta może okazać się całkiem skuteczna, ale złe użycie tylko pogłębi niechciane stany, nadarzające się tak często podczas nawału pracy... zobaczymy, może się uda.
Pozdrawiam.
No, nowa notka w nowym miesiącu... trzeba coś napisac, cobyście mogli sobie poczytać, a może nawet połechtać moją pyszną dumę i docenić komentarzem...
Zamulać o Dniu Zmarłych nie będę. Nie będę też pisać, jak to popadałem w zadumę, jak to rozczulałem się nad grobami najbliższych, jak ten dzień zmienił moje nastawienie do życia i jaki wielki psychiczny wyłom spowodował w mojej miękkiej tkance wrażliwości. Ot, poszedłem, odbębniłem, zapaliłem gdzie miałem zapalić, a wszystko to utrzymane w rodzinnej konwencji świątecznego spaceru.
Co ważnego się stało? A to, że przegapiłem aukcję na allegro, w której to miałem kupić książkę na studia za delikatne 26 zł. Przegapiłem, bo odpaliłem Herosów 3 i delikatnie przy rozwalaniu nieprzyjacielskich armii i tłumacząc bitowym językiem mojej kochanej komputerowej maszynce kto tu rządzi, nie zauważyłem jak mija wyznaczony koniec aukcji... tak, budzika nie nastawiłem. No i kupię sobie taką samą knigę za te 40 zeta.. a co, nie stać?:>
A teraz coś nieco bardziej refleksyjnego. Zauważyłem, że przeszkody, które zaczynają wyrastać w moim związku coraz bardziej zbliżają mnie do Kochania. Nie coś, co nas mogłoby podzielić, ale właśnie coś, co mogłoby nas zbliżyć. Ciekawe... Jeszcze jakiś czas temu nie pomyślałbym, że tak to może się toczyć... A tutaj proszę... wszystko to zaczyna we mnie zdobywać range, o którą kiedyś się martwiłem, że nie dam rady tego zdobyć... w sobie. Teraz przychodzi samo, ku mojej uciesze.
A niedługo, za tydzień, szykuje się nam z Kochaniem bardzo... miły łikend... Czwartek... Jej stancja... imprezka u koleżanki, jej osiemnastka... i dalej -> piątek, sobota i niedziela razem... Współlokatorka Kochania najprawdopodobniej wybywa na łikend do domku, na jakąś dyskotekę, czy inne takie szemrane imprezy, a my okupujemy stancję... zapowiada się całkiem pysznie...
Pozdrawiam.
No, a teraz sobie siedze sam...
Bo qmpel poszedł... bo piliśmy browar i nie mam z kim pić...
A przede wszystkim dlatego, że moje Kochanie mialo sie ze mna spotkac, ale nie może...
Bo źle się czuje...
Bo jest chora...
Kurwa biorę ten Jej ból na siebie, wszystkie wy kurwy, debile, pedały, sqrvysyny, qtasy, i inne ostatnie...
Właśnie po to, żeby było Jej nieco lżej...
Nie powinna tyle cierpieć...
Nie wtedy, kiedy powinna odpoczywać...
Praca i cierpienie następujące po sobie nie są za dobre...
To nic, że się nie spotykamy...
Dzięki temu wiem, że nie mogę do końća ufać swojemu kumplowi..
Wypiliśmy kilka piwek, teraz wiem, że nie można mu ufać...
Wiem, że jeśli ktoś kłamie, to nie moja Pani... tak czy inaczej wirzę Jej bezgranicznie.. nie dlatego, że wierzę... zwyczjanie wydaje mi się takim człowiekiem....
od podstaw...
Kurwa jego mać, jak ja nienawidzę wcześnie wstawać. Wcześniej, niżbym chciał i wcześniej, niż muszę. No paranoja... od dwóch dni muszę wstawać prawie że razem z kurami, bo koło 7 rano... dla mnie pora nieprzyzwoita w tygodniu roboczym, gdyż ten u mnie charakteryzuje się wielką nie-roboczością. Więc spać można do woli. Tylko weekendy (w opcji 1) są pracujące i nie wspominam, że przez to muszę wstawać o barbarzyńsko wczesnej porze, w roli której jest magiczna liczba 6. Tragedia się potęguje, kiedy trzeba siedzieć na uczelni 10 h bezwiększych przerw, a przy kolejnym zjeździe czas się wydłuża delikatnie o 2 godzinki... Ale, ale... wracając do tematu... Jakaś sraka z dołu powiedziała, że coś z mojego osobistego balkonu jej na łeb kapie i faceci ze spółdzielni drugi dzień totalnie rozpieprzają i składają balkon... no paranoja. I muszę se wstawać o tej siódmej, bo Ci faceci przybywają kurna o 7.30. Chyba im też spania nie ma... A jak wstaję rano jestem strasznie... niemiły. Na picieszenie rurka z kremem - przyjeżdża Kochanie wreszcie dziś.
O...
Właśnie się skończył filmik o Chopinie na TVP2... całkiem fajny, nie powiem. O gniewie w dużej mierze, wywieraniu nacisku na innych...
Krótka dygresja co do własnej osoby: jeśli chodzi o gniew to nieczęsto się złoszczę. Jeśli już, wyprowadzają mnie z równowagi drobnostki, któe, wg mnie, powinny być na swoim miejscu; do tego stanu doprowadzają mnie też głupi ludzie. Ale jeśli już naprawdę się na kogoś zezłoszczę... trudno to już odkręcić...