Ok, czas wreszcie to powiedzieć głośno - skończyłem dziś LO. Ostatnia lekcja właśnie niedawno dobiegła końca. Powoli staję się coraz bardziej nie stąd, jednocześnie stając się, przynajmniej, i mam nadzieję, na chwilę, z nikąd. Taki stan potrwa zapewne do czasu ogłoszenia wyników na studiach. Miejmy nadzieję, ze będą pomyślne.
Aczkolwiek i ostatni dzień nie obszedł się bez zgrzytów... już na polaku baba wyskoczyła z textem (tak na marginesie to normalnie bezbłędna jest), że nie przerobimy w całości materiału... i już ostatni projekt przerobienia przez nas materiału samodzielnie w domu (jasne), przerodził się w dodatkowe lekcje po ustnych maturach, a przed pisemnymi egzaminami (czujesz, wiaro?)... Jakoś wątpię, żebym tam dotarł... jak to powiedziała, w sobotę, o dziewiątej... tak do pierwszej nam zleci. Ona chyba naprawdę nie jest realistką...
Założenia na weekend:
- w związku z nauką: praca z polaka NAPISANA, a nie tylko w samej główce... jeśli czas i chęci pozwolą - hista.
- w związku z Ptysiem: no... to już moja słodka tajemnica:]
Tak więc pozdrówka, szególnie dla InnaM:)
Około ośmiu godzin wystarcza mi, żeby zaczęły się sny... zaczynają mnie denerwować. Z natury jestem osobą nie mającą snów... tzn. tak, wiem, każdy, ma... ja zwyczajnie ich nie pamiętam, jak i większość ludzi. Dziś, tj. w nocy z wczoraj na dziś kolejny sen. Kolejna dziewczyna. Z braku tych w rzeczywistości chyba, przyśniła mi się dziewczyna z netu, której w życiu na oczy nie widziałem, a którą poznałem na blogowisku. Więc jak o niej śniłem...? A no zwyczajnie, wysłała mi swoje zdjęcie na maila, nawet swego czasu rozmwialiśmy na gg, jednak potem kontakt się urwał. Pozostało tylko blogowisko.
Tak czy inaczej zaczyna mnie to męczyć. Albo zacznę łowić moje sny i się troszkę nimi bawić (odsyłam kilka notek wcześniej), albo chodzić spać koło 24, może trochę później.
Co do dnia w szkole - nawet niezły. Co prawda moja polonistka działa mi coraz bardziej na nerwy, ale to nie znaczy, że jest źle. Przeciwnie, już tylko dwa dni dzielą mnie od końca roku szkolnego, jednego z trzech, należałoby dodać. Zamotanie z tym ostre. Tak czy inaczej początek dzisiejszego polaka to jeden wielki jarmark. Ludzie zaczęli znosić swoje pomoce na maturę wewnętrzną z polaka... około stu osób władowało swoje rzeczy do jednej klasy. No porażka normalna. Ale nauczycielka, co to dla niej, zaczęła od razu napierać z jakimś wierszykiem, który teraz, prawdę mówiąc, gówno mnie obchodzi. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia po co czytałem te wszyskie książki. Nie twierdzę, że teraz się mi to nie przyda, ale lepiej bym zrobił, gdybym poświęcił czas z czytania lektur na powtarzanie histy:] Nie miałbym teraz takiej ilości materiału do przerobienia. Z drugiej strony na próbnej maturze z polaka był delikatny zonk - w temacie był wiersz i odniesienie się również na jego podstawie do reszty twórczości jakiegoś tam autora, a drugim tematem była Lalka Prusa. Ofkoz książki nie czytałem, odłożyłem w połowie pierwszego tomu, jak przy dwóch podejściach do niej regularnie zasypiałem. A na próbnej wybrałem właśnie ten temat, z Lalki. I co się okazało? Że mój wynik z próbnej z polaka był bodajże drugi w klasie, pierwszy był panny, która jednak przeczytała książkę, ale miała chyba 1 pkt więcej. Osobiście wyrezałem ok. 40 pkt. Więc na jaką cholerę ja się meczyłem...?
No tak... znowu o maturze... pierdolę, idę się uczyć:]
Pozdrówka.
Kontynuacja notki z wczoraj...
Za wiele się nie zmienia... zmęczony nadal jestem, materiału przerobiłem (tzn. średniowiecza) połowę prawie, a dziś 12 już. Do tego dochodzi praca z polaka, której nie mam jak narazie i nei zanosi się, żebym ją wyprodukował. Choć może koło weekendu coś się o tym pomyśli.
I jak tak patrzę dobrze w ogóle nie jest... uzależnienie od kawy sięga apogeum, do 17 wyżłopałem 3 kubki... mówię o maturze, piszę o maturze, myślę o maturze... na szczęście się tym za bardzo nie stresuję, no, może delikatnie ustnymi... jeśli chodzi o pisemne - damy radę. Z polakiem pewnie sobie poradzę bez większego problemu, te 6 pkt chyba każdy matoł zdobędzie, więc pewnie mi też się uda. Z agola (nie wiem po co brałem rozszerzoną ustną) pewnie też nie będzie tak źle... dziś wreszcie zbudowałem sobie kompletny obraz tego jak to będzie wyglądać. Przy opowiadaniu 'bout visual material będzie luzik, a potem tylko wyprodukować się na jakiś wybrany, jeden z dwóch, temat... powinno być ok.
Potem już tylko 4/5, albo 5/6 - pisemne z polaka i angola, a potem mój sąd - 12 i 19, tj. hista i WOS. Doom.
No poprostu (nawet nie wiem jak to się pisze... maturzysta)...
Jakoś się dziś wyczerpałem, choć dzień nie był taki zły. Nie był zły,bo były 4 lekcje. I dość. W sumie przy maturach zajebiście nam ucinają lekcyjne godzinki. A raczej sami sobie je ucinamy. I lux. Więc przed 12 byłem w domu. Troszkę nawet otworzyłek ksiażkę po dostaniu łomotu od kogoś tam w literaki i spuszczeniu takowego jakiejś sympatycznej osóbce. Ale na za wiele to się nie zdało, bo mnie prawie że momentalnie zamuliło. Więc postanowiłem się przespać, ot tak. Przykimałem do prawie 17. I... boom! Otworzyłem dalej średniowiecze. Ale kolejne wydarzenia kompletnie wybiły mnie z rytmu, toteż tytuł jest jaki jest...
Powiedzmy to głośno - mieszkam w bloku. Wiem, że to żadna hańba, ale ten blok mnie zaczyna dobijać. Wcześniej mieszkały tu same dziady. Od góry do dołu pryki, wapno, wszystko się wypie i wali formaliną. Ale na samej górze sąsiad dorósł nieco... chodzi do tego gimnazjum, ogólnie wiecie o co chodzi. Wkurza, wkurza, bo głośno. A raczej nie on, tylko jego oryginalnie zachowujące się koleżaneczki, które przychodzą pod blok i rwą ryja, wołając swojego kolegę... Ten po jakimś czasie zbiega po schodach, jakby tabun koni zapierniczał. Wylazł z klatki... te do niego, co zresztą słyszałem u siebie w pokoju, które ma to złe ulokowanie, że wszystko słychać co się dzieje na ulicach, że nie mają nic i całą czwórka oddaliła się przy akompaniamencie dziewczyn, śpiewających Pszczółkę Maję. No pogrom...
Potem w bloku były bardzo różne tasowania mieszkańców i mieszkań przez nich zajmowanych. Z tego co pamiętam i dało się ogarnąć pamięcią sąsiedzi spode mnie mieszkają teraz obok - akurat to jedni z kasty dziadów mieszkających w bloku, więc różnicy totalnie żadnej gdzie to oni mieszkają. Na dole wprowadziła się nowa dziadka, wiec spokój utrzymany. Ale na górze, bliżej nieokreślonej, mieszczącej się gdzieś pomiędzy pierwszym piętrem, moim znaczy, i samą górą, wprowadziło się chyba jakies młode małżeństwo, albo przynajmniej kobieta z dziećmi, w liczbie dwóch, bądź trzech,czego jeszcze dokładnie nie dowiedziałem się i wątpię, żeby ta wiedza kiedykolwiek miała trafić do mojej mózgownicy z braku chęci i zainteresowania, rzecz jasna. Chodzi teraz o to, że dzieci są w wieku mniej więcej przedszkolno-podstawówkowym. Czyli są małe, wrzeszczące, biegające i głośne... ogólnie - dzieci. Najlepsze jest to, że bachory stają pod blokiem (wiem, fantastyczne), i wołają... co wołają...? No co...? No kogo...? Ofkoz mamę... i zaczyna się dziecięca aria z akompaniamentem silników przejeżdżających w pobliżu samochodów, zarówno osobowych, jak i tych cięższych... Więc lecą... początek powolny... mamo... mamo... potem dzieci, które ponoć szybko się uczą, ładują na zmianę... dwoje dzieci, więc można polecieć ostrzej z tematem... kiedy i tym nowatorskim sposobem dzieci nie mogą się dokrzyczeć na 2-3 piętro co robią...? Nie, nie odą do domu, ale zaczynają rwać ryja w tym samym czasie. Ale jakby tego było małe, cholera wie skąd, pojawia się dziecko trzecie (stąd wnioskuję, że tych dzieci może być nawet trójka, a i należałoby ich poszukać w beczkach w szafach, które na pewno sąsiadka ukrywa w piewnicy i w szafkach w domu...) i oczywiście jak przedstawiciele innych naczelnych - naśladuje pozostałych, nie iskając ich pchły/wszy, ale rwąc również ryja. Pogrom, który mnie osłabia. Zwyczajnie. Odłożyłem książkę i piszę.
Teraz jakoś sytuacja się uciszyła... na szczęście... zostaje więc zrobić kawę, zacząć w coś grać... a wieczorkiem piłować średniowiecze dalej.
P.S. Do InnaM - nei wiem, czy zauważyłaś, ale tak między bogiem a prawdą, do matury został tydzień. I czemu Ty się nie przejmujesz nią? A może to tylko ja się nie przejmuję? Choć zawsze w grupie raźniej.
P.S.2 Mega ciekawe - procesy uzależniania od I Rzeszy terenów słowiańskich, budowanie państwa polskiego przez pierwszych władców i uniezależnianie się od Niemiec...
Pozdrawiam.
Już wiem, olśniło mnie normalnie...
Wiem, czemu jestem taki zjebany jeśli chodzi o naukę ostatnimi czasy...
Zwyczajnie nie mam na to siły... a nie mam siły, bo za intensywnie się bawię z Ptyśkiem.
Dlatego właśnie w starożytnej grecji przed zawodami wstrzymywano się od sexu, dlatego w 60. latach w USA krążyły te dziwne przesądy na temat masturbacji, dlatego w afrykańskich plemionach młodzi chłopcy pili nasienie starszych wojowników, przejmując jakoby w ten sposób ich wojowniczą siłę i zdolności...
A to zwyczajna biologia. No, przynajmniej w moim przypadku chyba... to po prostu męczy. Zarówno fizycznie, jak i rozstraja psychicznie; a już na pewno nie zachęca do nauki. Nawet, jak człowiek się do czegoś weźmie (zaznaczmy - O ILE SIĘ WEŹMIE), za cholerę nie można się skupić. Czemu? Nie wiem, zwyczajnie nie można.
Z innej beczki...