• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Najnowsze wpisy, strona 49


< 1 2 ... 48 49 50 51 52 ... 85 86 >

Bez tytułu

- zmęczony jestem strasznie; <i>psyche</i> boli już któryś dzień z rzędu. Nie wysypiam się... za długo to trwa; lubię się wyspać.

- i ten sen dziwny... mnóstwo snów; jeden za drugim; kolejny i jeszcze jeden... nie związanych ze sobą... pieniądze... jacyś ludzie... Monika..? I pocałunek. Wiedziałem, że to sen. Aczkolwiek chciałem tego bardzo. I nawet ją pocałowałem. Hyh... sen... wtedy, kiedy coraz bardziej udaje mi się znowu załągodzić tą sprawę z nią...

- młodość oferuje mi swoje prawa a ja nie wiem, czy powinienem z nich korzystać... i nie wiem, czy mieszanie się do czyjegoś związku to dobra rzecz. Jestem katem, tylko że niezdecyowanym...

16 października 2004   Komentarze (4)

Bez tytułu

- Monika smutna, do oporu, nic nie powiedziała. I ja smutny, kiedy ona jest smutna. Teraz. Wcześniej było inaczej. Podwójny smutek dwojga ludzi.

- Dopchaliśmy się na >Troję<. Fuksem, a jednak. Niezły film, poza tym, że siedzielismy na ziemi bo nie było miejsca, a osobiście widziałem jakieś 25% ekranu... niezły.

- Koleżanka otwarcie zaproponowała mi sex. Wiedziałem, że się jej podobam. Ale nie, żeby do takiego momentu, że dziewczyna pyta mnie gdzie i kiedy... wyminąłem to delikatnie nie zamykając sobie jednak do tego drogi. Staję przed delikatnym dylematem... wyznawane wartości, czy młodość?

- Rozmowa z Martą na gg sprawia mi coraz więcej problemów. Nie możemy się dogadać. Te jej studia wszystko wywaliły, jak to sama mówi >nowa szkoła, nowe otoczenie<. A co mam do jej cholernego otoczenia? Należy mi się chyba jakaś doza uwagi... w końcu coś nas łączy.

- SMS od Natalki. Sprawa dość niespodziewana biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio nawet nie mogliśmy normalnie porozmawiać. Z drugiej strony też wcześniej chciałem jej coś napisać. Nie zeszło się, uprzedziła mnie.

- Ogólnie jestem sfrustrowany, rozdrażniony, zdenerwowany, wyprowadzony z równowagi... między tymi uczuciami gdzieś jest ukrywana miłość, tęsknota, nadzieja, wypaczona radość... Ying-Yang

05 października 2004   Komentarze (6)

Klatka

Mam ochotę zmierzyć się ze wszytkim, z wami, kurwa, wszystkim z tym co mi niewiadome, z losem, bogiem, z tym, co naprzeciw. Mam ochotę wytoczyć ostatnią bitwę przeznaczeniu, chcę coś wreszcie robić. Lepiej grzeszyć i załować, niż żałować, że sie nie grzeszyło. Niedawno zmarł znajomy... osoba, którą znałem długo... ciekawe dlaczego? Miłość.. po nas zostają osądy tych, którzy nas znali.. śmieszne, banalne... myślą, że są świadomi, a nie wiedzą, co nas rozdziera od środka. Są raczej żałośni, niż pomocni, ich rady są jak... jak nalana woda do gigantycznego sitka... wreszcie przemijają... wszystko przemija, a życie kręci się wokół miłości. Tylko ona się liczy.. i tylko do niej trzeba dążyć.. świeca płonie najmocniej przy jej końcu - wybucha wielkim płomieniem, mtóry nigdy wcześniej się nie pijawił, który mógłby zapalić jeszcze niejedną taką... walczcie ludzie o to, co kochacie...

02 października 2004   Komentarze (5)

Ying-Yang, the second part.

Wczoraj nie pisałem, aczkolwiek miałem conieco do powiedzenia. Myślałem, że to wszystko przejdzie mi przez noc... ciepła kąpiel wieczorem, żadnych cięzkich rzeczy, mogących zakócić sen... oczywiście po kąpieli... przed nią... no, właśnie do tego zmierzam.

W szkole nic szczególnego, poza moimi "szaleństwami" z Moniką... trochę się z nią pobawiłem, normalnie mówię wam, starzy ludzie a potrafią się zachowywać jak dzieciaki. Kremowe spodnie wracają jak z koszmaru... tyłeczek też.

Zauważyłem, nie tylko na podstawie Moniki, że pupa dziewczyny to jej integralna, jedna z najważniejszych, jeśli nie najważniejsza (w zależności od gustu), część ciała. Nie wiem, czy tylko ja, czy też inni (faceci), ale potrafię po pupie rozpoznać kim jest dziewczyna, tzn. czy ją znam, czy nie. Jakbym patrzył na twarz, no, prawie... choć porównanie może niektórym wydać się dość... niesmaczne, czy obraźliwe.

Wieczorem kumpel z przyjaciółką zorganizowali u niej małą imprezkę. Bez alkoholu, bez muzyki, setki gości, żygania po kątach, rozwalania kryształów, telewizorów i tego typu spraw. Prawdę mówiąc nie pamiętam już takiego spotkania. Umówiliśmy się na film, pizzę, pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Początkowo, kiedy nie było Moniki, której zresztą być nie miało, było nieźle, czułem się swobodnie, po prostu dobrze. Nagle ktoś otworzył drzwi i do pokoju weszły dwie dziewczyny, nie muszę chyba mówić, kim była jedna z nich. Kremowe spodnie przywitały się, mi połowicznie świat zawirował przed oczami. Puszyste włosy, zalewające ramiona, zaczęły rozmowę, śmiać się, pytać, odpowiadać... po prostu być. Wychodzimy za parenaście minut - powiedziała w pewnej chwili. Zaczęliśmy oglądać film, jeśli oglądaniem można nazwać śmianie się, rozmawianie, wygłupianie przy akompaniamencie muzyki i obrazu dobiegających z monitora komputera.

Zacząłem znowu wygłupiać się z Moniką... usiadła obok mnie... oglądaliśmy, tak na przemian, to jedno, to drugie... pamiętam, że Monika zaczęła temat o tym, że myślała niedawno o Michasiu Dżeksonie i zastanawiała się, że zapewne on żałuje tych swoich wszystkich operacji, że pewnie chciałby być teraz taki, jak wcześniej. Oczywiście wszyscy zaczęli się śmiać, mówić, że Monika ma downa (zawsze to się mówi), takie sprawy. Widziałem, że ona naprawdę swego czasu się tym przejmowała... ma do tego aspiracje. Rodzaj samarytanizmu.

Znowu wygłupianie się, klepanie po premowym tyłku... w sumie nawiązanie do motywu, kiedy w szkole, na przerwie, kupmel przywalił koleżance po tyłku, nie jakoś delikatnie, tylko z potężnym, męskim rozmachem. Dźwięk tego zdarzenia poniósł się głośnym plaśnięciem po korytarzu, choć było jeszcze dość gwarno. Pech, czy szczęście, chciał, żeby góra dwa metry od nich szła nasza polonistka, baba strasznie konserwatywna. Oczywiście w klasie nie mogło to ujść jej uwadze i posypały się komentarze w stronę koleżanki, że się nie szanuje jeśli chłopak tak robi, że coś tam.. ogólnie najechała na nią, a nie na kumpla. I z pamięcią o tym każdy klepał kremowe spodnie na ich najsympatyczniejszym wybrzuszeniu. Każdy, ofkoz, z różnym natężeniem. Moje było najczęstsze.

Za dużo z nią tego dnia przebywałem. O wiele za dużo.

Zaczęliśmy się zbierać. Monika podwiozła mnie i kumpla do domu, akurat była samochodem. Siedzieliśmy z przodu, reszta bandy na tyłach. Przejażdżka trwała nie więcej niż minutę.

Kiedy przyszedłem do domu już byłem niespokojny. Bywały dni, kiedy w ogóle nie patrzyłem na Monikę, a kiedy patrzyłem to tylko przelotnie, odwracając, chcąc, czy nie chcąc, wzrok. Nie utrzymywałem z nią kontaktu więcej, niż to było konieczne, nic poza początkowodzienne, uprzejmościowe cześć. Teraz jednak to się zmienia, i z jednej strony się cieszę, bo Monika patrzy na mnie jakoś inaczej, z drugiej strony kiedy tylko przypominam sobie całokształt drugiej klasy, mam odruch wymiotny.

Źle się dzieje... trzeba to naprawić... Dziś ma być kolejna impreza. Znowu klasowa. Nawet chciałbym pójść.. z może i nie...? Tak czy inaczej ma tam być Monika... nie pójdę... jeśli się tam napiję, zacznę znowu gadać do niej pewnie jakieś niestworzone rzeczy... nawet nie mam zamiaru znowu przez to przechodzić.

Niech się skończy wreszcie ten rok i powiedzmy sobie wszyscy 'żegnaj'.

02 października 2004   Komentarze (4)

zima... jakos szybciej?

Spojrzałem przez okno... delikatny wieczór lejący się bezszelestnie przez okna do domu... pomarańczowe światło, które jakby chciało nieco ogrzać panującą aurę... światło, które przelatującemu wzrokowi dało wyobrażenie leżącego wszędzie śniegu... zima... zima nadchodzi...

Od rana już byłem w złym humorze. Może nie złym, ale lepiej było się do mnie nie odzywać. Szczególnie nieodporny byłem dziś na zaczepki. I w dziwnie silny sposób chciałem z kimś 'wymienić się pogladami', najlepiej na sprawy, które są nam przeciwne. Na pierwszej lekcji od razu baba zjebała mnie za to, że mam na ławce niedawno kupionego Newsweeka... czytałem go sobie kukturalnie na wychowawczej. Jakbym robił coś zlego... zawsze na tej lekcji jest taki syf, że głowa mała, a tutaj czytający chłopaczyna sieje bunt... okazało się, że jest gegra.

Baba coś tłumaczyła. Dzisiaj niepomiernie nudno. Nigdy nie porywa mnie swoimi quasi-oratorskimi wyopwiedziami na wyżyny zachwytu, ale dziś nie sprawiła się wcale. Prawiła tak nudno, że już mialem się pyrgnąć na drugiej ławce na rozłożonej prostopadle do długości ławki ręce i zasnąć. Zadanie dla Was... - usłyszałem, jakby błogosławieństwo i zapowiedź normalnego czasu reszty godziny lekcyjnej. Coś tam nam dała, nawet chyba nie zapisałem. Zawsze tak jest, część lekcji baba pogada, potem zadania dla nas, jak to zawsze mówi, a w dalszej kolejności my zajmujemy się sobą, a ona dziennikiem. I tak w kółko. Już trzeci rok to samo przedstawienie.

Odwróciłem się do tyłu. Monika i druga znajoma. Zacząłem coś do nich rozmawiać, jak zawsze na pierwszej lekcyjnej, o ósmej rano przy dzwoniącym o podwójne szyby deszczu, nikomu za bardzo nie chciało się odpowiadać. Majka, koleżanka, coś pisała... Monika przepisywała notatkę, którą trzeba było zrobić jako pracę domową... Patrzyłem na nią. No i nic, tylko patrzyłem. Bawiłem się co raz jej jak zawsze bujnymi włosami, z którymi robi coś takiego, że jest ich jeszcze więcej (nawet nie będę próbować wnikać w te wszystkie zabiegi). Podobają mi się, kiedy jest ich tak dużo. Ale ona chyba nie przepada za tym, jak każdy je mierzwi, kiedy tylko koło niej przechodzi.

Majka zaczęła pisać ściągę na WOS. Miała być kartkówka, facet coś przebąkiwał, żebyśmy się nauczyli poprzednich tematów. Większość klasy podchwyciła te słowa jako zapowiedź małej pracy pisemnej... ja byłem w tej większości. Zarówno byłem w tej mniejszości, która cokolwiek się przygotowywała na taką okoliczność. Podczas kiedy Majka robiła swoją pomoc naukową, mój zaczepny humor wreszcie dał o sobie znać. Zapytałem po co właściwie to robi... odpowiedziała mi, że przychodzi do szkoły po to, żeby nauczyć się ściągać. Oczywiście zapewne to przesadziła znacznie, ale wtedy tego nie zauważyłem. Dodała, że ściąganie się przydaje w życiu i że jest to zdolność, którą możnaby postawić na równi z wiedzą wyniesioną ze szkoły, poza tym w życiu nie da się uczciwie żyć... Monika wzięła jej stronę, zaczęła na mnie delikatnie napierać ze swoimi argumentami. Ja jakbym na to czekał; bez zastanowienia powiedziałem coś do Majki, coś takiego, że zniszczyłem ją od razu, już więcej nie odpowiedziała mi. Potem zostawiłem sobie Monikę... na deser... jak wyrafinowany zabojca kąsałem ją z każdej możliwej strony; koniec końców posunąłem się może ciut za daleko. Powiedziałem jej ściszonym głosem, prawie szeptem, który uniemożliwił podsłuchanie tych słów innym, choć w dziwny sposób nie było wtedy przy nas nikogo innego, że mam nadzieję, że wyłoży się na maturze z tych przedmiotów, z których ściąga. Popatrzyła na mnie znacząco, zripostowała, że bardzo to było miłe. Nie odpuszczałem, dalej w to brnąłem, nie pokazalem jej, że żałowałem swoich słów. Chyba nie żałowałem.

Przez resztę dnia w dość prymitywny sposób jechałem po niej. Kiedy tylko coś czytała, mówiłem żeby tego nie robiła, żeby napisała sobie ściągę. Apogeum jej wytrzymałości było około trzeciej lekcji. Podniesionym głosem powiedziała mi, że są ludzie, którzy nie ściągają i są tacy, którzy ściągają... mnie zaklasyfikowała do tych nieściągających, siebie do drugich. Wycofałem moje cięzkie działa, kazałem zawrócić artylerię i piechotę... wycofywałem się. Dalsze napieranie zapewne przerodziłoby się w wojnę. Zaspokoiłem mój ciemniejszy humor.

Kartkówki nie było.

30 września 2004   Komentarze (4)
< 1 2 ... 48 49 50 51 52 ... 85 86 >
Chaos_angel | Blogi