• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Najnowsze wpisy, strona 66


< 1 2 ... 65 66 67 68 69 ... 85 86 >

Bez tytułu

Wczoaj dla odmiany wieczór nie przed kompem, gg, HTML`em, itp. Umówiłem się z qmplami na snowboard.

Zaszli po mnie lekko po ósmej. Poszliśmy na górę, do której jest jakieś 3 km. Szliśmy sobie, rozmawialiśmy, darliśmy w niebogłosy... Ot takie męskie spotkanie.

Kiedy doszliśmy na miejsce, zauważyliśmy bez problemu wypożyczalnię sprzętu. Wiedzieliśmy, że za jakieś15 zeta, można wypożyczyć sobie deskę na całą noc. Wzięliśmy 4, jako że 4 nas było.

Jak to totalne lamy, weszliśmy częściowo na stok, bo nikomu nie chciało się płacić za wyciąg. Minęło jakieś 20 minut, kiedy załapaliśmy o co chodzi w zaczepach na deskach. W sumie to nie aż takie skomplikowane, jak teraz o tym myślę...;)

Tak czy inaczej pierwszy w życiu zjazd okazał się... dość upadkowy. Całe przedsięwzięcie opierało się niemalże na zasadzie powstań-padnij. Potem było już coraz lepiej. Około jedenastej na stoku nie było już prawie ludzi. Byliśmy tylko my i jakichś dwóch, może trzech kolesi. Pojeździliśmy trochę, poupadaliśmy, co teraz dość mocno odczuwa mój tyłek, choć nie tylko on.

Po dwunastej zaczęłiśmy się zbierać. I w taki sposób spędziłem ten wieczór. Nieco inaczej niż zwykle, ale powiem, że było całkiem nieźle.

14 marca 2004   Komentarze (1)

Bez tytułu

Troche faktów:
Zrobilem weszcie ostatecznie kompa. Naprawilem co bylo zwalone i jestem z siebie po prostu dumny:) Wreszcie wszystko, no, wiekszosc, jest tak, jak byc powinna

Troche mitów:
Ostatio wszystko mnie denerwuje... ludzie, zdarzenia. Po prostu nie mam humoru.

I to dzisiejsze zdarzenie. Moze nie do konca dzisiejsze. Przez ostatnie kilka dni, a raczej wiele minionych dni, z rózna intensywnoscia przygladalem sie Monice. Obserwowalem ja, spogladalem. Patrzylem, na to, co stracilem, na to, co moglem zyskac, ogólnie patrzylem.

Patrzylem, jak "zadaje" sie z innymi chlopakami. Jak z nimi gada, przytula sie. Czy czuje zazdrosc? Nie wiem, mozliwe. To moze byc zazdrosc, ale napwno mnie to boli. W klasie jest jeden koles, calkiem fajny, nawet do nieo nic nie mam. Widze, jak Monika do niego "lezie", jednak nie ma w tym nic na stopie glebszej, niz kolezenstwo. Widze to, wiem, ze nic z tego byc nie moze, a jednoczesnie trafia mnie szal. Kiedy tylko jestem swiadkiem takiej sceny, odwracam wzrok w druga strone. Boli mnie to, po prostu boli.

Kiedy patrza, jak sie do niego przytula, jak z nim rozmawia, jak robi to z innymi, jak zostaje sam, gdzies tam w tyle, boli mnie to. Rzeczywiscie zawsze trzymam sie na uboczu od ludzi, nie lubie byc w centrum zainteresowania; przewaznie mam mozliwosci do patrzenia, do skrupulatnego obserwowania, i wykorzystuje to. Cos we mnie odzywa, kiedy widze, jak sie smieje, jednoczesnie jest gdzies uczucie jakiejs zlosci, ze to nie ja jestem sprawca tego usmiechu.

Stalem dzis przed lekcjz, na przerwie; wokól ludzie z klasy. Kazdy cos z kims gada, próbuje zabic monotonie i nude przed ostatnia juz lekcja. Zagadala do mnie jedna dziewczyna z klasy, dlaczego to jestem taki "smutny". Nie odpowiedzialem, znaczy powiedzialem jakas wymijajaca odpowiedz, nei chcialem mówic prawdy, nie czas, nie miejsce i nie osoba na takie wyznania. Po jakiejs chwili podeszla Monika. Zapytala, dlaczego jestem smutny. Swiat mi sie na chwile zatrzymal od natloku mysli. W jednym momencie chcialem jej wszystko powiedziec, tu i teraz, przy ludziach z klasy. Jednoczesnie nie chcialem nic mówic. Wiedzialem, ze zaglebiajac sie w to wszystko, pogorszam swoje samopoczucie. I tak wlasnie jest. Kiedy podeszla tak blisko, mialem ochote po prostu ja do siebie przytulic. Nie, nie ja przytulic, chcialem sie sam do niej przytulic. Tylko przytulic...

Patrzylem na "tego" kumpla. Parzylem, jak sie do niego "mimowolnie" przytula. I dopiero teraz czuje co stracilem. Teraz widze, ile kosztowalo mnie podjecie próby zawalczenia o nia. I czuje, jak to bardzo boli. Niemalze nie do zniesienia. Rok caly trwac to jeszcze bedzie. Nie do wyobrazenia dla mnie. Nie mialem pojecia, ze tak bardzo mnie to bedzie bolalo. Nie mialo tak bolec. W ogóle mialo byc wszystko inaczej. A juz na pewno nie tak, jak jest. Zal mnie rozrywa, tesknota mnie rozrywa, chec kochania mnie zabija, zlosc mnie rozrywa. Jestem totalnym strzepem, wystawionym na niewyslowiona burze uczuc.

Jakas czesc mnie chcialaby podzielic sie z Wami tym, co czuje... Dlaczego jestem skazany na niepowodzenie...?

11 marca 2004   Komentarze (3)

Bez tytułu

Qrde, dalej czekam na książkę:( Poczta Polska Rulez!

Mam plan... Prawie genialny:) Chcę sobie przerzucić się na neostradę. Najzabawniejsze jest to, że żeby mieć samemu Neo, trzeba być w tym rejonie prawie miliarderem;) A tak an serio to an palcach moznaby policzyć osoby, które mają Neo same. Dlatego zaczyna się prawdziwa zabawa: podłaczanie Neo w bloku. Zabawa o tyle przednia, że "dzielenie" Neo jest nielegalne, a druga sprawa to to, że wszyscy Neo dzielą. O dziwo teraz mam net na chacie, jednak, delikatnie mówiąc, można z nim dostać pierdolca. Przy przepustowości 4 KB/s nic tu się nie da zrobić. Ściągać, jak ściągać, ale prawdziwa sodoma przychodzi, jak chce się wrzucić jakieś pliki na serwer, jeżeli jest ich około 2MB, to można po prostu się ocielić. Ciągle się zrywa połaczenie, etc, etc. Po prostu poezja.

Dlatego wpadłem na pomysł założenia Neo. Jeżeli wszystko by wyszło po mojej myśli, to udałoby się zamknąć w nieco ponad 400 z ogólnego kosztu. Jeżeli podzielę to na 4, to nawet sam mogę w taki interes inwestować. No i wreszcie przyzwoita całkiem prędkość 64KB/s. Będzie można coś zrobić. Zobaczymy jak to wyjdzie...

07 marca 2004   Komentarze (4)

Bez tytułu

Czwartek...? Od kilku ładnych dni czekam na zamówioną w necie książkę... coś nie przysyłają... W sumie termin upływa jutro, a więc z drżeniem rąk i nieco przyspieszonym oddechem wpadne po lekcjach obadać skrzynkę pocztową. Mam nadzieję, że coś tam będzie...;)

Ciężki tydzień za mną. Za dużo nauki. Na następny tydzień też się trochę tego szykuje. Myślałem, że będe na skraju wyczerpania psychicznego, ale po dzisiejeszej dziennej drzemce jakoś odzyskałem siły, nawet pouczyłem się do jutrzejszego sprawdzianu z fizy, choć te ścisłe przedmioty nie są moją mocną stroną...

Pomiędzy zwykłymi dniami jest jeszcze Monika. Jest w szkole. I tylko tam ją widuję. "Jakoś" nauczyłem się z Nią, z "tym" żyć. Nawet kiedy rozmawiam z Nią jakoś mi się to udaje, to co było jakoś spycham w ciemniejsze zakamarki umysłu. Jednak nie zapominam. I chyba nie zapomnę. Kiedy o Niej nie myślę i o tym wszystkim jest nieźle, powiedziałbym, że nawet potrafię się już normalnie uśmiechnąć. Kiedy jednak na nią patrzę, w szkole, w klasie, na przerwie, jak idziena obiad, coś się we mnie budzi, jakaś siła, jakieś wspomnienie, coś, co nie pozwala mi zapomnieć. Trochę boli... ale inaczej niż wcześniej. Teraz to... hm... zmieniło się. Jednak nadal, przynajmniej dla mnie, odznacza się na tle innych dziewczyna tak z klasy, jak i szkoły. Nie wiem, czy to pozostałość mojego uczucia, czy tak w rzeczywistości jest. Po prostu mi się podoba... Szkoda... szkoda, że tak się potoczyło.

Przeglądając dziś witrynki internetowe, natknąłem się, nie po raz pierwszy, na horoskopy. Najpierw na onecie, potem przeszedłem na wp. Poklikałem, powpisywałeł daty, poczytałem trochę. Nie wiem jak oni to robią, i czy te wróżbiarskie rzeczy działają, ale wiele z tego, co przeczytałem o swojej osobie było prawdą. Dziwne... nawet mnie to jakoś podbudowało. Chyba każdy sposób dobry...:)

04 marca 2004   Komentarze (2)

Bez tytułu

I pierwszy dzień po feriach... Nie będę nic mówić, że od razu miała byc kartkówa z histy... jak zawsze przegadaliśmy faceta...

Pierwszy dzień po tym "wszyskim" co przeżywałem w ferie. Niedługo musiałem czekać, żeby spotkać się z Moniką. Już na pierwszym piętrze robiła coś z gazetką szkolną. Szedłem akurat z kumlpami... to jej wesołe "cześć", które jakoś zaczyna mnie denerwować. Jakby nie było w tym nic... takiego... osobistego. Takie zwykłe "cześć"... może to właśnie takie ma być...?

Popatrzyłem jakoś na to wszystko co siędokoła dzieje. Popatrzyłem i powiem jedną rzecz: rzygać mi się chce. Duszę się tymi wymiocinami. Patrzę na szkołę - ciągła robota. Akurat to nie jest źle, ale co potem? Won do systemu i się użeraj sam ze sobą. Popatrzyłem na znajomych, jakoś tak z boku, z dystansu. Rzygać mi się zachciało. Wszędzie obłuda... Jakaś fałszywość. Każdy gna za szczęściem, biegnie, jakby tylko to było w życiu, a jak już go dosięgnie, albo jak mu się zdaje, że dosięgnął, to chełpi siętym najbardziej jak się da, tylko chyba po to, żeby innym to pokazać. Może nawet nie cieszy się samym szczęściem, a znajduje uciechę w pokazaniu go innym... żałosne.

Zaczęło mnie nawet irytować coś tak błahego, jak wypowiadanie się ludzi na forach. Poczytałem niektóre wypowiedzi, zauważyłem na jakim poziomie stoją Ci ludzie, po prostu zwątpiłem. Nie wiem, czy przemawia przeze mnie jakiś egocentryzm, czy uwielbienie samego siebie, ale po prostu rzygać mi się zachciało.

Rozmawiałem wczoraj z kumplem na temat tego całego Tybetu. Wcześniej już z nim o tym rozmawiałem. Doszedł/doszliśmy do wniosku, że pojechanie tam i zostanie, to ucieczka - może od problemów, może od obowiązków. W każdym bądź razie jest to jakaś forma ucieczki. Każdy uciekłby tam przed swoimi demonami. Ja jednak uciekłbym, gdyż czuję, że nie należę do tego świata. Nie czuję się dobrze wśród tych ludzi, nie czuję się dobrze wśród tych schematów. Jestem chyba jak zardzewiała zębatka w dobrze naoliwionej maszynie. Do wymiany.

Myślałem o życiu w mojej społeczności. Terminem "mojej" określam miasto, w którym żyję. Nie jest to bynajmniej wioska, nie jest to też metropolia. Jednak wielu ludzi zna sekrety wielu. Nie ma tej upragnionej przeze mnie anonimowości. Jeżeli zrobię coś głupiego, to chcę, zeby to obeszło się echem mojego upadku, a nie głosami innych ludzi. Jeżeli pokarzę tyłek ludziom, to konsekwencją tego ma być tylko ten fakt, a nie dwudziestoletnioletnia gadanina otaczających mnie ludzi. Nie chce mi się mierzyć z ludźmi z otoczenia, to do niczego nie prowadzi. Bynajmniej nie prowadzi nigdzie mnie. Co z tego, że będę się z nimi użerać, że będę żyć w zgodzie, skoro na koniec tego wszystkiego i tak nawet nikt o mnie nie będzie pamiętać...? Może poza rodziną.

Po prostu tu nie pasuję. Zastanowiłem się i doszedłem do wniosku, że nie chcę teraz wyjechać. Nie chcę sobie zamknąć drogi, jeżeli coś by nie wyszło na mojej drodze do szczęścia. Najpierw wypadałoby skończyć studia jakieś... "jakieś"... właśnie, nawet nie wiem jakie. Skończenie studiów często wiąże się z pracą na danym kierunku, ja nie wiem co chciałbym w życiu robić. Może dlatego pojawił się we mnie jakiśczas temu ten pomysł wyjazdu...?

01 marca 2004   Komentarze (4)
< 1 2 ... 65 66 67 68 69 ... 85 86 >
Chaos_angel | Blogi