• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Najnowsze wpisy, strona 60


< 1 2 ... 59 60 61 62 63 ... 85 86 >

"i`ll be waitin` here for You... I promise"...

Koniec długiego weekendu. Trochę szkoda. Za wiele nie zrobiłem. W sumie nic nie zrobiłem.. jeszcze. Rodzinka przyjechała na kilka dni, więc nic nie dało się zrobić... a może nie było ochoty...? Tak czy inaczej już po wszystkim, a jutro znowu do budy. Plusem tego wszystkiego jest to, że w następnym tygodniu są matury, więc znowu odpadnie kilka dni, jakieś dwa. Dodatkowo nie pójdę sobie w poniedziałek do budy i będę mieć wolne 5 dni:) Wypas.

Dzisiejszy ranek, kiedy tylko się obudziłem był całkiem dziwny. Otworzyłem oczka około 10. Chwilkę poleżałem. I coś dziwnego mnie tknęło. Ostatnimi wolnymi dniami wysyłałem do Moniki sygnaly, na które nie było żadnej odpowiedzi. Swoją drogą ciekawe dlaczego...? Jednak leżąc dzisiejszego dnia w łóżku, pomyślałem moment o niej (...Niej?...). I co...? I totalnie nic. Aż się zdziwiłem. Nic nie poczułem, ani tęsknoty, ani żalu... początkowo się tego przestraszyłem. Potem jednak przeniosłem nas w mój świat... to jużchyba jakaś choroba psychiczna... nieważne. "Pobyliśmy" tam około pół godziny. I znowu było "jak dawniej". Odżyły dawne emocje... na moment. Potem znowu nic. Po jakimś czasie usłyszałem dzwonek telefonu... spojrzałem na wyświetlacz... siostra... odeslalem po chwili sygnał. I znowu kolejna strzałka... wyświelacz pokazuje: "Monisiaczek". Zdziwiłem się troszkę... może inaczej - miło zaskoczyło mnie to. Ubrałem się, umyłem, poszedłem na śniadanie do babci. Po południu pojawił się SMS... od niej. Oczywiście taki... zimny... może tylko zimny wg mnie... Tak czy inaczej kilka słów o weekendzie, potem do rzeczy... czy napisałem wstęp do projektu... zawsze... kurwa zawsze, jeżeli pisze do mnie SMSa to tylko po to, albo po coś, czego potrzebuje... boli mnie to. Chyba nie wie jak bardzo... Chyba myśli o tym wszystkim co się we mnie działo w zupełnie innych, mniejszych kategoriach... W takich, które już jej pozwoliły zapomnieć o tym wszystkim i wepchnąć to do szufladki z napisem "przeszłość, do której nie trzeba wracać". Myślałem, że jest bardziej dojrzała.. Oczywiście to mogą byćtylko moje przypuszczenia... ale ona napewno nei wiedziała co się ze mną działo... gdzie byłem i co przeżyłem. I właśnie to mnie po części boli... To, że dziewczyna jest nieświadoma tego. Z drugiej strony wzięła ode mnie to wszystko, co pisalem do niej... i co...? I nic...  I to jest dziwne... dziwne, jakby te wszystkie słowa były nadaremne... jakby jej serce było z litej skały, której nic nie przebije, ni prośbą, ni groźbą. Taka sytuacja wywołuje we mnie bardzo różnorodne emocje... Po chwili "miłości" obrośniętej czasem i bólem pojawia się nadzieja na przyszłość, na to, że coś możez tego wyjść, potem chwila zwątpienia, że to nie ma sensu, że nic już nie da się zrobić, na koniec moment wściekłości i złości do niej, że tak postąpiła, i chwila pychy, że to wszystko się kiedyś na niej odbije, że poczuje kiedyś to, co ja do niej czułem, ale już będzie za późno na to, żeby to wszystko odwrócić...

Pooh(atek) mówił, że jest odizolowany od osoby, która jej się podobała... rzeczywiście... Zaraz wakacje... koniec roku. Prawdopodobnie wujadę do Niemiec. Do jakiejś pracy. Trzeba na studia zarobić. Potem jest rok szkolny... kolejne, aczkolwiek krótkie miesiące nauki przed maturą... a potem...? A potem studia... I koniec... można się odgrodzić od przeszłości. Zapomnieć i zaszufladkować to wszystko... tak samo. Zapomnieć i rozpocząć nowe życie. Nowe, dorosłe życie. Może ktoś tam jest i czeka...?

03 maja 2004   Komentarze (2)

... Ona?

Dziwnie się poczułem, kiedy kilknąłem w to miejsce koło napisu "Login". Kiedy wyskoczył mój nick, kiedy wpisałem hasło... Jakby człowiek się miał zaraz znaleźć w innym miejscu. I rzeczywiście, się znajduje, w miejscu odkrywania samego siebie. W dobrym miejscu.

Wczorajszy dzień ubiegł pod znakiem imienin mamy. Przyjechała rodzinka z Białegostoku, po jakimś czasie poszliśmy sobie do ogrodu, zrobiliśmy grilla. Posiedzieliśmy do 22. Wszystko było spoko... spoko poza tym, że ciągle, równolegle do tego co się działo na imieninach, na grillu, ciągle byłem gdzieś z Moniką... może koło niej...? Nawet nie wiem co robiła wczorajszego dnia, ale wiem, że "my" ten dzień spędziliśmy w moim osobistym świecie. I było bardzo miło.

Chciałbym wczorajszy dzień spędzićz nią (Nią?). I choć spędziłem go w "tym" świecie, to zaczyna mi w tym wszystkim czegoś brakować. Pewnie jej. Pewnie tej dziwczyny... cholera, ciężko się o tym pisze... z jakimś dziwnym strachem, kiedy ma się świadomość przez co się przeszło.. przez Nią. Jakby miało się sięgnąć po narkotyk, od którego próbowało się uciec, bo wywoływany przez niego nałóg doprowadził niemalże do śmierci. Wiem, że jeżeli będę dalej o Niej myśleć, wszystko może się powtórzyć. Tylko, że teraz już nie mam siły walczyć o nic. Już nie mam siły walczyć o Nią. To, co wiem przerasta możliwości mojego zwycięstwa. Choć ta informacja, że Ona kogoś ma, choć w pierwszym momencie uderzyła mnie, to teraz dość ciężko mi w to uwierzyć. I to nie dlatego, że za wszeklą cenę chcę, żeby ona kogoś nie miała, żebym miał "większe szanse", ale dlatego, że nie zauważyłem nic takiego, nikogo takiego.

I znowu mnie nachodzą te dziwne myśli z Nią w roli głównej. Ten czas spędzany "razem"... Dobrze gaszą te zamiary Jej słowa, które kiedyś do mnie powiedziała.... może napisała: "wybij mnie sobie z gowy... są przecież lepsze dziewczyny ode mnie". Dajcie mi więc taką, żebym na zawsze mógł zapomnieć o tej słodkiej truciźnie.

02 maja 2004   Komentarze (2)

One Fine Day

Miałem dziś bardzo dobry dzień. Wiele się wydażyło, wiele, znaczy nic;) Ale jak to było...

Początek ofkoz w szkole. I to całkiem niezly początek. Nie, żeby coś się wspaniałego stało, po prostu było dobrze.

To całe "dobre" z mojego dnia miało miejsce na płaszczyźnie raczej międzyludzkiej. Uwierzycie, że wam powiem, że stojąc przed klasą, podeszłą do nas, mnie i kilku kumpli, jedna dziewczyna, z którą to prowadzę "wojnę", której więcej widzą znajomi z klasy, niż chyba my sami. Tak czy inaczej kiedy rozmawialiśmy, w potoku słów i spojrzeń, zauważyłem chyba nawet rumieniec na jej twarzy; poza tym nie padło z naszych ust żadne stwierdzenie, które miało "uszczypnąć" drugą ze stron, i wyszlo chyba to tylko i wyłącznie dzięki temu, że oboje na to bardzo uważaliśmy. Nie wiem, chyba mam wrodzoną wysoką empatię, bo wydawało mi się, że to niemalże poczułem. Tak czy inaczej rozmawiało się całkiem miło, bez żadnych "obelg" (trochę mocne słowo), a kiedy do klasy przyszła nauczycielka, moja mała mistrzyni ( nie ważne o co chodzi... to co jednak robi daje jej niezłe ciało...;) ) delikatnie musnęła mnie w bok i powiedziała, żebyśmy szli. Przeważnie dostaję jakieś uderzenie... A tu taka miła odmiana...

Potem, tj. po lekcjach poszliśmy kilkoma osobami do miasta. Spotkaliśmy tam jeszcze kilka:) W sumie dzień śliczny... Mało kiedy są takie. Słonko świeciło wiosenną siłą, wszędzie było ciepło, tylko cień dawał znać, że to jeszcze nie wakacje. Dzionek wyśmienity, zeby pochodzić ze znajomymi... Poszliśmy kupić prezenty dla jednej dziewczyny, która ma dziś osiemnastkę. Ja jeszcze zaszedłem do banku, wpłacić pieniądze dla jednego kolesia na konto. Podczas chodzenia po mieście, zaproponowałem lody. Po niewielu namowach wszyscy się zgodzili. Kupiłem lody najpierw Monice... znaczy miałem kupić, ale za te zapłacila sama. Potem, kiedy przyszli inni, kupilem znowu kilka porcji. Kupiłem też jeszcze jedne dla Moniki. Za to dostałem buziaka, nawet dwa. I co tam, jest glonc (:P).

Po następnym nawiedzaniu sklepów w mieście, po kupieniu lepu na muchy (jako prezent na pewno sprawdzi się wyśmienicie) i prezerwatyw (no, to już lepiej), poszlismy na gofry. To nic, że trzeba iść przez całe miasto, żeby dostać się do chyba jedynej budy, gdzie sprzedają gofry. Poszliśmy, dawno ich nie jadłem. Czteroosobowa grupa rozdzieliła się nieco. Kiedy kupiliśmy gofry, kumpel z koleżanką poszli dalej, w miasto. Ja zostałem z drugą (Monika miała dodatkowy angielski, odłączyła się wcześniej). Usiedliśmy w cieniu, jedząc gofry. Po chwili przyszły do nas dwie, małe dziewczynki, na oko po 4-5 lat. Nie lubię takich dzieci, w ogóle nie lubię dzieci (nie lubiłem?), jednak te wydały mi się jakieś inne. Przyszedł po chwili ich opiekun, okazało się, że to WF`ista z mojego starego gimnazjum. Po krótkim dzień dobry, my z koleżanką nadal jedliśmy gofry - teraz z małymi dziewczynkami, a WF`ista lizał loda, którego sobie kupił w trakcie. Patrzyłem co raz to na dzieci. Dwie, małe słodkie, niewinne istotki, przed którymi tyle jeszcze leży, na których tak wiele czeka, i zarazem takie nieświadome, totalnie nieświadome tego, co może się wydażyć, czego nawet nie śmią przewidzieć, bo nie pozwala im na to ich świadomość. Coś niezwykłego, po prostu cud świata. Dzieci to cud świata. Może właśnie dlatego mi się spodobały tak bardzo te dwie istiotki...? Z umorusanymi bitą śmietaną buziami, smiejące się radośnie, jak to tylko potrafią dzieci, czystym, krystalicznym, niczym nieskalanym śmiechem... Patrzyłem na nie i sam w sobie zacząłem się śmiać. Chyba dlatego ludziom podobają się małe dzieci... A może tylko mi się spodobały te dziewczynki, właśnie dlatego... Za te białe od śmietany buzie, za tą totalną beztroskę, za świat zamykający się na kilkunastocentymetrowym gofrze, za brak jakichkolwiek problemów i za to, że tych problemów nie ma prawa być w ich młodym świecie i życiu... Za to, że tyle je czeka, ale one swoim radosnym śmiechem, śmieją siętym problemom teraz w twarz, śmieją się życiu w twarz, jedząc gofry... Coś niesamowitego. Poczułem się przy nich bardzo dobrze. Trudno to opisać bardziej złożenie, trudno wyrazić to innymi słowami.

Koleżanka, z którą siedziałem miała dość zły humor. Poszedłem z nią, odprowadziłem ją do domu, kilka kilometrów... to nic. Jakoś nie chciałem jej zostawiać samej. Poszliśmy, pogadaliśmy... pogadaliśmy, żeby "zabić ciszę". Podobno przyjaciel to ktoś, przy kim można milczeć i nie czuć skrępowania, kiedy ta druga osoba teżgo nie szuka, i kiedy nie trzeba wyszukiwać przygłupich tematów, które mają zabić tą ciszę... Na początku mówiliśmy dość poważnie... posłuchałem jej... zwierzyła się... może tylko po części, ale to też coś...

Dzień był udany... tylko kiedy przyszedłem do domu, położyłem się na chwilę do łóżka, kiedy chyba nawet zasnąłem na jakiś czas... kiedy obudziłem się... zacząłem znowu myśleć... o Monice. O tych buziakach, o tym "dziękuję za lody". Aż coś ciśnie serce... Piękny czas, który nie zapowiada nic. Chciałbym jej podziękować za ten dzień... że tak ładnie wyglądała... że... w ogóle podziękowac, za to, że jest... i choć nie jest już "taka" jak wcześniej, to nadal jest, i jest ważna, co bym nie mówił, ciężko będzie wyplenić z serca tą dziewczynę. I mogę teraz żyć tylko z nadzieją, że "coś" się stanie, coś na co nie będę czekać, bo czekanie doprowadza mnie do fizykopsychicznej słabości, coś, co się po prostu stanie a ja to przyjmę, nie zastanawiając się.

Myślałem niedawno o czymś, co zdaje się jest rzeczą fundamentalną, którą wszyscy nam wbijają do głowy od dziecka, co jednocześnie przez innych ludzi jest zaprzeczane. O tzw. "byciu sobą". Każdy nam to mówił, każdy z nas myśli, że jest sobą, że robi tak, jak chce. A co z naszymi "idolami", z naszymi przykładami? Kto nei robi rzeczy takich, jak papież, kto nie chce wyglądać bądź zachowywać się jak kolega, koleżanka...? I właśnie nad tym się zastanwaiałem. Analizowałem siebie pod tym względem. I o dziwo jedno, zresztą z nielicznych, myślenie nad sobą, dopowadziło do pozytywnych skutków. Popatrzyłem na jednego kolesia z klasy... Dzieczyny go po prostu "lubią". Nie ważne o co chodzi. Popatrzyłem przy tym na siebie. Po części chciałem mu jakoś dorównać, stać się po części nim. Potem jednak spostrzegłem się, zresztąnei tylko w tej dziedzinie, że to nie ma szans pwodzenia, bo chcąc dorównać mu, będę starał siępokonać granice, które on przekraczał, które sam stwarzał, a to nie prowadzi do żadnego rozwoju, to nie prowadzi do niczego. Dlatego zdałem sobie sprawę z tego, że jestem po prostu sobą, że moje wybory to moja sprawa, że nie muszę nikogo naśladować, a moje dziwactwa i odstępstwa od normy, zawsze mogę zawrzeć w słowie określającym moją osobowość: oryginalność. Poza tym nigdy nie chciałem być jak "reszta"... I tak zostanie...

Na dowód takiego czegoś są dziś dwie osiemnastki, organizowane przez osoby z klasy. Jak zauważyłem, mało kto zaprosił wszystkie osoby z klasy na swoją 18-tkę. Chyba nie zdażyło siętak. Tak, czy inaczej nie idę na żadną. Dlaczego? Po pierwsze nikt mnie nie zaprosił... i nie róbmy w tym momencie żadnej balangi szkodującej mnie. Rzeczywiście, mogli mnie zaprosić, ale najprawdopodobniej i tak bym odmówił. Dlaczego? Bo takie rozrywki jakoś mnie nie bawią... a jeżeli bawią to tylko do pewnego momentu. Poza tym Monika... Ech... nie ma o czym mówić.

Dzień bardzo dobry. Ocenka 9/10. Samopoczucie o dziwo też dobre.

30 kwietnia 2004   Komentarze (3)

Wekejszon

Jakoś ostatnio nie chciało mi się pisać notek, może nie było czasu, a może poprostu nie miałem do tego nastroju...?

Rzeczywiście, po ognisku, po tym wszystkim, po tym, czego się dowiedziałem, troszkę się przybiłem. Ale co mnie nie zabije to mnie wzmocni. I rzeczywiście, byłem już tyle razy kopany, nawet na leżąco, że się to uodporniłem. Puszku, masz rację, trzeba takie rzeczy walić, umieć się uodpornić, jednocześnie pozostawić gdzieś furktę, która pokazuje nam szansę na możliwe szczęście przy jakiejś wartościowej dziewczynie.

Kiedyś interesowalem się magią. Ta... fajne, wiem, ale nie jak byłem 10-cio letnim dzieckiem. Całkiem niedawno, jakieś dwa lata temu. W sumie nie ważne czego się dowiedziałem. Chcę jednak nawiązać do jednej rzeczy; zapoznałem się z prawem magii, które określa tą dziedzinę, jako umiejętność manipulowania swoją psychiką. Po dłuższym zastanowieniu można dojść do wniosku, że magia to shizofreniczna dziedzina, w którą wierzymy tylko my i tylko my naszą "magię" widzimy. Co z tego...?

Otóż kiedy dowiadywałem się kolejnych rzeczy od Moniki, kiedy po raz kolejny byłem bity i kopany, używalem tej zdolności; zwyczajnego manipulowania sobą. Miłość to gra, w któej przegrywa pierwsza ta osoba, która wypowie słowo "kocham". Miłość to jednak takzę walka w samym sobie. Walka między sobą a przeciwnościami, drugą osobą, wątpliwościami. I nie ma w tym nic złego, jeśli walczymy. Walczymy i wygrywamy, bądź nie. Ja bardzo chciałem wygrać, wygrać za wszelką cenę. wyszedłem poza obowiązujące normy i zasady, wyszedłem dalej, tam, gdzie lepiej się nie zapuszczać. W walce zacząłem korzystać z niedozwolonych środków. Zacząłem modyfikować prawdę w sposób, który mi odpowiadał i w który sam mogłem uwierzyć. Dlatego moja agonia trwała tyle czasu. Dlatego ta walka trwała tyle czasu. I dlatego mógłbym powiedziec, że jestem całkiem wprawionym w tej dziedzinie magiem.

Kolejna sprawa, słowa kumpla, który mi powiedział rewelacje na temat Moniki... ta... w sumie wszystko ma dwie strony medalu. Jego słowa, prawda o niej doknęła mnie mocno; jednak rewers tej informacji leży głęboko we mnie i na ostatecznej drodze do zapomnienia o niej. W takich właśnie okolicznościach upada wyidealizowana postawa Moniki we mnie. Nie ma już dziewczyny, którą byłem tak zafascynowany kilka miesięcy temu. Wiele na to wpłynęło, ostatnia wiadomość to przypieczętowała. I nawet nie chcę wiedzieć do końca, czy jest ona prawdziwa. Łatwiej jest myśleć, że jest prawdziwa. łatwiej, bo nie ma jużwe mnie żadnej nadziei na bycie z nią. Chyba tak naprawdę nigdy nie mogło do tego dojść.

I właśnie od jakiegoś czasu stosuję to, o czym mówił Puszek. Od jakiegoś czasu leje na wszystko. Nie przejmuję się tym, co się stanie, i nie przejmuję się jeszcze bardziej tym, co się stało. Czas nerwy wysłać na wakacje, zresztą zasłużone. C`ya.

27 kwietnia 2004   Komentarze (6)

Sory...

Sory dla tych, którzy czyajątego bloga, sory za to, że od jakiegoś, wydaje mi się dłuższego czasu, nie pojawia się tu żadna notka. Spowodowane jest to tym, że od jakiegoś czasu jestem w dobrym humorze, z drugiej srony od jakiegoś czasu nie chodzi mi net. Tak czy inaczej nei piszę notki... i za to sory.

To, że piszę notkę, nie znaczy, że chcę się z ami podzielićjakąś dobrą nowiną. Otóż przeciwnie.

Dziś było "klasowe" ognisko, czyli parę osób z klasy, alkohol, etc. W sumie początk fajny. Z qmplem obaliłem 0.5l na dwóch, potem z drugim poszedłem do miasta "po pestki". Poszliśmy, pogaworzyliśmy. Dołowało go coś od pewnego czasu, mnie też. Zresztą nadal dołuje, nadal będzie przez jakiś czas, ofkoz Monika.

Rozmawiałem z qmplem na jej temat, także na temat jego "miłości", o dziwo też z tej samej klasy (chodzimy do tej samej). Też go dziewczyna "nie chce". On akurat mi powiedział jakieś nowości nemat Moniki.

"- Słoneczko, jesteś jedyna dziewczyną, którą pokochałem." Choć w głowie tuliło sięo wiele więcej myśli, kiedy to mówiłem, usłszałem w odpowiedzi: "bądźmy przyjaciółmi, tak max, max". Dziś się od qmpla dowiaduję, że ONA MA CHŁOPAKA... Kurwa, ty kurwo bardaszana, to ja cierpię przez pół roku, a teraz się dowiaduję, że maz chłopaka? Tpo tyle mi się kuwa należy szczrości? Może byś mi kurwa powiedziała, wesoła szmato, że ktoś Ci się podoba, żebym nie tlił w sobie złudnej nadziei, wbijającej we mnie codziennie kolce, codziennie dającej złudnej nadziei, nawet kiedy wiem, że nie ma szans, na jakąś pierdoloną nadzieję...? Nie masz na tyle odwagi, żeby mi powiedzieć, że jest ktoś inny? A może kiedy Ci mówiłem, że Cię kocham, kiedy odkrywałem w sobie to uczucie, kiedy, kurwa, odkrywałem je przed Tobą, jako pierwszą dziewczyną, Ty myślałaś o nim, o tym, co "jeździ "audicą"?. Huj by to strzelił. D;atego dziewczyny nie ma dla Was szans, dlatego jesteście traktowane jak zabawki, i dlatego ten sposób traktowania jest coraz bardziej popularny.

Właśnie dlatego, kiedy siedzieliśmy przy ognisku, kiedy przyszełdem z qmplem, od którego dowiedziałem się  tych rewelacji, kiedy podeszła do mnie Monika, kiedy zaczła coś do mnie mówić, po prostu zabrałem się z qmplem. Wstałem i po prostu poszedłem sobie do domu. Usłyszalem za sobą tylko coś w stylu...: "Marek..."..."Mareczku...."... miałem to totalnie w dupie... I mam to teraz totalnie w dupie. Te słowa, te imiona, stają sięteraz tak bezpłciowe, tak beznamiętne i puste, że nie znaczą totalnie nic. Monika, jesli potwierdzę słowa kumpla, nie będzieznaczyć dla mnie nic. Jeżeli ona nie potrafiła odwzajemnić się szczerością na moją szczerość, nie będę mieć dla niej żadnego szacunku. Tak, jak zapewne powino być... Jesteście zabawkami...

24 kwietnia 2004   Komentarze (13)
< 1 2 ... 59 60 61 62 63 ... 85 86 >
Chaos_angel | Blogi