• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Najnowsze wpisy, strona 58


< 1 2 ... 57 58 59 60 61 ... 85 86 >

It`s a Sunday, it`s a fine day...

Niedziela jak to neidziela... Wstaje się z zamiarem pójścia do kościoła... yy... WRÓĆ!

Niedziela jak to niedziela... Wstaje się, kiedy się już człowiek wyśpi, myśli z zamglonym impetem co miałdziś zrobić i siada do kompa. Tak też miało się stać; tym jednak razem otworzyłem oczka o ósmej.. a rczej sprowokował mnie do tego sygnał od Moniki. Spojrzalem na wyświetlacz komórki, leżacej pod łóżkiem... od razu czas... "ósma... wcześnie jeszcze". I w kimonko... pospałem do dziewiątej. Obudziłem się chyba sam. Chwila myśli... iść, czy nie iść, oto jest pytanie. Umówieni byliśmy z grupą na prawie-finalizację materiału projektu. Nawet miałem nie iść, ale ostateczną rzeczą było wzięcie kąpieli, ogolenie się i wio do kumpla na projekt.

Kiedy zaszedlem prawie wszyscy już byli. Była też Monika. Po tym wczorajszym SMSie do niej czułem się nieco niezręcznie, jednak nie na tyle, żeby nie powiedzieć jej "cześć", choć z drugiej strony nie wyszło mi chyba zbyt naturalnie. Tak czy inaczej po pewnym czasie zaczęliśmy "pracę". Praca jak to praca (w grupie), jedni robią, inni nie. Osobiście należałem do obu grup. Nie opowiadałbym tego, z pozoru niezaczącego wydażenia, gdyby się coś nie wydarzyło. I znów wydażyło się i nie za jednym zamachem.

Przy przerabianiu kolejnego tekstu na odpowiedni format, ktoś rzucił pomysł, żeby zacząć pisać wstęp (nie, to nie dziwne, że po roku pisania zaczyna się pisać wstęp:) ). Ofkoz padło na mnie... no wiec zacząłem.. Przyłączyła się do mnie jedna koleżanka, która swoją drogą zmienia chyba do mnie swój stosunek, albo tylko mi się tak wydaje. Pisaliśmy jakiś czas, choć wiadomo, że wspólne tworzenie nie wychodzi za długo, coś zawsze rozprasza uwagę... Tak więc po jakimś czasie nasza [bez]owocna współpraca skończyła się. Jechałem sam. W tym czasie ciągle z drugiej strony siedziała Monika. Był z nami koleś, który ją lubi chyba męczyć. No i ofkoz męczył;) Nigdy nie przepuszcza takiej okazji. Jużwcześniej, kiedy pisałem wstęp, jakby do mnie bliżej podsunęła się. Wiem jednak, że to nie było "bo chciała", po prsotu tak było, a ja to hiperbolizuję na swój własny sposób. Tak czy inaczej bylo miło... mógłbym nawet przysiądz, że poczulem ją przy sobie. Kiedy jeszcze zdolował ją kumpel, ta położyła na moje ramię głowę i tak "przytulała się" dłuższą chwilę. Przytulilem się do jej spiętych w kucyk, blond włosów, takich mięciutkich... początkowo się trochę... może obawiałem...? Potem jednak nie... Przytuliłem się do niej i cieszyłem się z tego. Poczułem, pierwszy raz od tak dawna, że była przy mnie... jakby wróciły czasy tych niewinnych przytuleń sprzed podjęcia mojej decyzji... ech... piękne czasy za mgłą... piękne, dobre czasy... Miło było... bardzo miło...

Zastanawiam się teraz, czy dobrze zrobiłem... znaczy czy dobrze, że jej powiedziałem co czuję... chyba jednak, pomimo tego wszystkiego, czego doświadczyłem - dobrze. Czegoś mnie to nauczyło, wzmocniło... Poza tym jakbym się czuł, gdybym jej tego nie powiedział... chyba bym sobie tego nie darował. Ale brakuje mi takiej właśnie fizyczności... przy niej...

Potem wróciłem do domku... Poszedłem do znajomych naprawić im kompa, ale sprawa była za "zabawna", więc wziąłem dysk twardy ze sobą. Pobawię się tutaj z nim;)

Potem zaczęła się dość szczera, interesująca i w ogóle "glonc" rozmowa z jedną dziewczynką z blogów... (wonderin` who...?:)). Rozmowa, która trwa jeszcze, należałoby dodać. Tak czy inaczej nikt nie nauczy odwagi faceta tak, jak kobieta - podrzymuję ten tekst w znaczeniu i brzmieniu. Poza tym... co ja będę rozmowę opisywać, jak ta osoba i tak wie o co chodzi...

16 maja 2004   Komentarze (5)

Sobotnie [s]prostowanie

Dla nieqmatych i niewtajemniczonych (Pooha[tka] ;) )... sesją potocznie nazywa się zebranie odpowiednich ludzi w odpowiednim celu, którzy razem mają jakieś plany na wolny czas;) A traz dokładniej:

Sesja to gra. Gra, aczkolwiek nie zwyczajna. Choćażby dlatego, że "grają" w nią ludzie po trzydziestce, czy czterdziestce. Zabawa jest cholernie orginalna. Opiera się tylko i wyłącznie na wyobraźni graczy, na tym, jacy są kreatywni. Otóż gracze dzielą się na grających i prowadzących. Prowadzący jest jeden - nosi miano Mistrza Podziemi, bądź Dungeon Master in englisz werszon. Ma on za zadanie stworzyć świat, czyli miejsce, gdzie będą znajdować się inni, normalni gracze, dodatkowo ma stworzyć odpowiedznie questy (znaczy sie po polskiemu zadania ;) ), i całą oryginalną resztę. Gracze natomiast to osoby, które uczestniczą w grze, jako ci, któzy eksplorują świat tworzony przez Mistrza Podziemi. Cała zabawa opiera się również na ogólnodostępnych - oczywiście dla graczy - zasadach Dungeons & Dragons (potocznie D&D), bądź bardziej zaawansowanych Advanced Dungeons & Dragons ( w skrócie AD&D). Zasady określają podstawowe rzeczy, jak np. sposób walki, zasady, które taką potyczką kierują, wszystkie maksima i minima. Do całej rzeczy potrzebne jest zajebiście niewiele: Przewodnik Mistrza Podziemi (book, który musi znać Mistrz Podziemi, aby sterować w odpowiedni sposób grą, znać zasady, etc.), Podręcznik Gracza (coś gla zwykłych bohaterów - book, który zaznajamia śmiertelników z zasadami, które muszą znać, aby być gotowym na to co może go spotkać w grze, czyli możliwość wyboru klasy i rasy swojego bohatera, odpowiednich rzeczy z tym związanych, oraz podstaw zasad D&D, czyli odpowiednie kości rzucane w danej chwili, umiejętności przydatne w walce, sposoby awansowania na kolejne poziomy, etc) i ofkoz Księga Potworów (book dla Mistrza Podziemi, z którego czerpie kolejne maszkary, stawiające czoła dzielnej grupie poszukiwaczy przygód). Do tego potrzeba ofkoz kilku ludzi, zwartych i chętnych do akcji, trochę wiadomości z owych książek i let`s mortal kombat begin:) Zabawa dla inteligentnych dzieci, jeśli kogoś zaciekawiłem, w necie jest masa informacji na ten temat. To by było o "sesji" pokrótce.

Co do moich wyrzutów... Wysłałem do Moni SMSa... przeprosiłem za swoje zachowanie, wytłumaczyłem, że tak mi jest łatwiej żyć obok niej... Nie dostałem odpowiedzi. Nie dostałem nawet sygnału. Wysłałem SMSa do inne jkoleżanki, zapytałem, czy przypadkiem Monika nie zmieniła nr, bo boć mi po głowie chodził taki fakt. Odpowiedziała, że nie, że podobno nic nie ma na końcie, dlatego nie odpisuje, nie odzywa się. Wieczorem, tj. koło 21 dostałem od niej, Moniki, strzałkę... dobre i to. Choć nie wiem dlaczego dobre..

15 maja 2004   Komentarze (3)

I się wali... i sumienie się odzywa...

Miała być zabawa... miało być całkiem fajnie... Miała być sesyjka D&D... skończyło się na fiasku... Miało być tym bardziej fajnie, że dość wiele poświęciłem, żeby to wypaliło. Możnaby wyliczyć wczorajsze przepisywanie pracy magisterskie dla kumpla, który miał się z nią uporać sam... pomogłem mu, bo nasza sesja była zagrożona przez to... Spoko, posiedziałem przy tym dwie godziny, przepisałem mu sporą część; nawet mi się to podobało. Potem sprawa inna - odmówiłem przyjścia na 18-tkę kumpla; chciałem iść na sesję. Chciałem się dobrze zabawić na sesyjce... Przygotowalem się do wyjścia... zaszedłem do kumpla... ok, spoko, idziemy po resztę brygady... zachodzimy po trzeciego... ok, idziemy dalej... okazuje się, że ostatni gracz nie możę iść... bo MAMA MU NIE POZWOLIŁA. Czujecie ludzie..? Nawet nie chce mi się tego opowiadać. Suma sumarum - straciłem dwie godziny i nic nie zrobiłem, miała być zabawa, został niesmak... jakieś takie dziwne uczucie...

No i druga sprawa od której miałem się oderwać na sesji... Monika... zaczęły mnie męczyć jakieś dziwne wyrzuty... Sam nie wiem dlaczego... Ale zbliża się mała imprezka z okazji 18 kolegi... takie spotkanie kilku osób, przyjaciół... no i mamy tam się znaleźć oboje... Dziwna sprawa, że inni, reszta zaproszonych wie o nas... "nas"... jakich "nas"... o tym, że było we mnie coś głupiego względem Moniki. Tak czy inaczej nie chcę tam iść z myślą, że będziemy na siebie jakoś krzywo patrzeć... może nawet nie będziemy patrzeć, znaczy nie patrzymy... ja nie patrzę... ech... ciężka sprawa... unikam jej, choć nie chcę unikać, ale robiąc to, jest mi łatwiej znieść to, że jej nie ma... I dlatego ona chyba się na mnie obraziła. W realu praktycznie nie rozmawiamy... trzeba wysłać jakiegoś SMSa. Po części to mi uwłacza... te esemesowanie. Źle mi się kojarzy. Tak czy inaczej...

14 maja 2004   Komentarze (1)

Coraz mniej ze sobą rozmawiamy... chyba...

I tak właśnie jest. Coraz mniej, coraz żadziej. Wątpię też, żeby to było tylko moje odczucie... ale pewnie ja to najbardziej odczuwam. Nie rozmawiamy... nie patrzymy na siebie... i nie powiem, żebym tego unikał, robię to ciągle i namiętnie; nie zauważam jej specjalnie, nie odzywam się... łatwiej tak, o wiele łatwiej... i chciałem, żeby chyba zauważyła, że mnie boli, ona sama... tymczasem zaczyna mnie to znów boleć... i znów ona sama... Tak... to, przez co przeszedłem daje mi jednak możliwości, żeby i to wypaczyć i zmienić.. nawet w nienawiść.. może nie nawet, a najprędzej.

Dziś idę zapominać... pobawić się z qmplami. Nie koniecznie pić. Ale oderwać się od rzeczywistości. D&D.

14 maja 2004   Dodaj komentarz

Indywidualizm... nie bez powodu ma to w sobie...

Zastanawiałem się nad czymś ostatnim czasem. Może nawet się nie zastanawiałem. Przyszło samo, co zresztą wywołało dość znaczne zdziwienie, bo mało kiedy nawiedzają mnie takie... spontaniczne myśli.

Tak czy inaczej zastanawiałem się nad pewnego rodzaju "samotnością", tą, która dotyka mnie. Zastanawiałem się, dlaczego zewsząd otacza mnie pustka... nie taka, że nie ma z kim pogadać, raczej taka, którą sam wytwarzam, albo coś we mnie ją wytwarza. Jeśli chodzi o szczegóły, mam kilku kumpli. Jednak nawet w ich towarzystwie często czuję, jakbym był odizolowany. Natomiast dobrze czuję się sam. Samotność to bardzo dobry towarzysz. Pomaga w dużej mierze odkryć samego siebie. Właśnie, odkryć, nie zawsze pomaga zaakceptować odkryte rzeczy... jednak zbaczam z tematu.

Wiele razy zastanawiałem się, dlaczego nie zachowuję się tak, jak spora część kumpli; widywałem całkowicie odmienne od siebie charaktery, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, nawet nadal się spotykam z takimi ludźmi. I nawet w pewnej mierze zazdroszczę im tej zdolności, zdolności rozmawiania o niczym. Osobiście nie potrafię rozmawiać, np. z dziewczyną o duperelach. Po prostu nie znajduje w tym sensu, co w prostej linii przedkłada się na ciszę w rozmowie. Podobno przyjaciel to osoba, przy której można milczeć, nie czując skrępowania. Są ludzie, przy których tak się czuję. I lubię ludzi, którzy się w ten sposób przy mnie zachowują. Którzy po prostu przez chwilę nic nie mówią, a nie na siłę próbują znaleźć jakieś tematy, żeby tylko zabić "nieprzyjemną ciszę". Kto powiedział, że ględzenie o duperelach jest przyjemne? A poza tym, co to ma niby dać? Co ma na celu takie gadanie? Jaka by nie była odpowiedź na to pytanie, faktem jest to, że częściej zachowuję milczenie. To po części dyskwalifikuje mnie przy niektórych "rozmówcach". Wytwarza się swoista pustka w ludziach.

Niedawno rozmawiałem na gadu z koleżanką z klasy. A że oboje byliśmy na %, zeszło się na dość szczere gadki. Powiedziała coś w stylu: "Są ludzie, obok których nie przechodzi się obojętnie, które są naznaczone czymś szczególnym. Ty jesteś taką osobą(...)". Kiedyś próbowałem siebie zakwalifikować do jakiejś "grupy". Wyszło, że jestem totalnym indywidualistą. Rzeczywiście, nie lubię się podporządkowywać, lubię robić to, co uważam za słuszne, co czuję, lubię robić to na co mam ochotę i ponosić za to konsekwencje; wysoko obliczam swoje możliwości i kiedy mam postawione przed sobą zadanie, próbuję je osiągnąć. Do tego dochodzi dość wysoka duma, która niekiedy mnie.. hm.. może wyróżnia.

Usłyszałem kiedyś, że jestem silny, że to mnie wyróznia, że poradzę sobie ze wszystkim, bo jest we mnei jakiś ukryty potencjał... może i to prawda... poza tym ludzie kwalifikują mnie raczej do kasty "inteligentnych"... wielu ludzi się boi mądrych; czują przed nimi może nie tyle respekt, co obawę przed tym, że mogą być oni niebezpieczni dla nich samych.

Ta.. do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wiele pomniejszych cech... jak np. specyficzne poczucie humoru, bezpośredniość, szczerość...

No i ofkoz naturalna bariera, którą wytwarzają faceci, przed jakimikolwiek innymi osobami, które chciałyby facetowi pomóc... u mnie zawsze jest ustawiona na autopilota i na pełną moc. Mało kiedy coś się przez nią przeciska.

Na koniec należy jeszcze dodać naturę - wyjątkowo skrytą i zamkniętą w sobie. "Locked up forever inside".

Pooh(atek) powiedział, że jestem fajny; może i tak jest, jest na gadu. Jeśli chodzi o real mało rozmawiam z ludźmi, jeśli juz, to "ze swoimi". Wirtualnie mogę być spoko, wyluzowanym kolesiem, z którym można pogadać, gorzej się robi, kiedy kiedy trzeba się spotkać w realu. Z góry zakładam, że takie coś jest niepowodzeniem; nie lubię ufać ludziom, w ogóle tego nie robię, nadzieję pokładam raczej w samym sobie, jedynej osobie na którą mogę w jakimś stopniu liczyć; nie zawieram też przez to za wiele znajomości - ograniczam się do niewielu ludzi. Naturalna obawa przed zdradą, obawa przed krzywdą... z każdym kolejnym "przyjacielem", przeważnie dziewczyną, coraz bardziej pogłebia się.

Ciąg dalszy może kiedyś nastąpi.

11 maja 2004   Komentarze (5)
< 1 2 ... 57 58 59 60 61 ... 85 86 >
Chaos_angel | Blogi