• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 31 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Najnowsze wpisy, strona 69


< 1 2 ... 68 69 70 71 72 ... 85 86 >

Bez tytułu

Wczoraj, piątek. Jakiś taki dziwny dzień, lekko luźny. Zaczynałem wczoraj ferie, tak, jestem z tej ostatniej partii... Ale mam tą satysfakcję, że zaczynam, a część z Was już je skończyła, albo właśnie kończy:)

Tak czy inaczej, na siódmej lekcji wczoraj miałem sex, a właściwie "wychowanie do życia w rodzinie". Przeważnie chodzi tam mało ludzi. Poszedłem. Było nas w sumie trzy osoby. Plus nauczycielka. Poszedłem zobaczyć co tam słychać od zeszłego roku. Poza beznadziejnym towarzystwem było nieźle. To chyba przez nauczycielkę, baba dodatkowo uczy u nas ruskiego, całkiem fajna. Mozna z nią pogadać na różne tematy, raczej nei ma tabu, no i baba nie boi się mówić. Gadaliśmy o różnicach między facetami a kobietami. Poza tymi wizualnymi, większy nacisk kładziono na te psychiczne, na te wszystkie różnice w zachowaniu. Coś wyniosłem z tej lekcji, nawet dużo.

Dlatego reszta dnia była spędzana pod silnym wpływem emocji, dobrej emocji. Miałem jakąś dziwną nadzieję, na lepsze jutro, na lepsze Kochanie. Zwyczajna nadzieja, jakaś silna, jednak nadal nadzieja. Myślałem, że już jej nie mam, że się wypaliła, znikła. Jednak nie, jest ciągle. Może się odrodziła...? W międzyczasie zadziałała poczta walentynkowa w szkole. Ofkoz dostałem walentajnę od Niej. Wszystko byłoby okej, znaczy i tak było, ale byoby jeszcze bardziej, gdybym nie słyszał słów koleżanki, która powiedziała o Kochaniu, że się musiała nieźle wykosztować na te walentynki. Nie łudziłem się, że tylko ja dostanę kartkę od Niej. Nawet to chyba rozumiem. Walentynki nie zawsze znaczą dla ludzi to samo. Akurat dla mnie znaczą wiele, dlatego nie posłużyłem się infrastrukturąszkolną do przesłania mojej kartki, a użyłem do tego klasycznej metody - pana w niebieskim gajerku na rowerze. I zapłaciłem za to 1.25 zł, jakbym mu dał w pysk:) Nieważne... tak czy inaczej karteczka poszybowała do Niej. Chyba jednak nie doszła na dziś. Szkoda.

Napisałem dziś do Kochania całkiem odważnego SMSa. Napisałem coś w stylu: "Kocham Cię, wiem, że się skazuję tym na ból, ale to uczucie, Ty jesteś tego warta". Odpisała potem SMSem, że chciałaby odebrać ode mnie swoją rękawiczkę, którą jej podprowadziłem jakiś czas temu. Napisała, żebym wyszedł przed blok, kiedy puścli mi sygnał.

Jako ten twardy, poszedłem w podkoszulce i qrtce na kilkustopniowy mróz około 10 min przed czasem.... Czekałem do 20:10. Miała się pojawić. Trzy minuty potem poczułem wibrowanie w kieszeni. Dowiedziałem się, ze będzie o 20:20. Myślałem, że przymarznę do gruntu w tej podkoszulce. Wreszcie przyszła. Widziałem, że miała inaczej ułożone włosy, tak jakoś... inaczej, może nawet ładniej. Dałem jej rekawiczkę. Ten ostatni po Niej pachnący ślad. Szkoda. Zapytałem, dlaczego ta rękawiczka jest taka dla niej ważna. Powiedziała, że się stęskniła za nią. Skłamała, według mnie, że jej pasuje do szalika. Zastanawiam się, skąd ta rękawiczka. A raczej od kogo. Powiedziała po chwili, że nie wie co mi powiedzieć w związku z SMSem, którego do Niej wysłałem. Wyciągnąłem z kieszeni dyskietkę z fragmentem bloga, którą nosiłem jakiś czas. Wręczyłem Jej. Wiele już nie mówiliśmy. Wstałem z ławki i zmarznięty jak mało kiedy poszedłem do domu, Ona poszła do knajpy, w której umówiła się z koleżanką z klasy, moją, zaryzykowałbym stwierdzenia, przyjaciółką.

Na "sexie" baba powiedziała, że kobieta lubi być zdobywana. Kobiety, lubicie? Na walentynce napisałem jej obok słów: Moje zycie bez Ciebie jest pusta jak ta kartka" cośw stylu: "Podobno kobieta lubi być zdobywana, postaram się Cię zdobyć"; jeżeli nie wiedziała co odpowiedzieć po skromnym SMSie, to zastanawiam się co się z Nią stanie po przeczytaniu zawartości dyskietki. Sam to czytałem jakiś czas temu, kiedy wybierałem z całości ten przedział czasu, który Jej dotyczy. Jutro się prawdopodobnie spotkam z Nią i innymi ludźmi odnośnie jednego projektu. I zapewne nietrudno będzie się po Niej dowiedzieć, czy przeczytała to wszystko.

 

14 lutego 2004   Komentarze (6)

Bez tytułu

U dołu; nie wiem jak, nie wiem dlaczego, nie wiem po co... ująłem na moment Jej rączkę, jakby w geście powitania. Jakby mi ją podawała, jak kumpela, jak kumpel. Nie potrząsnąłem klasycznie, po prostu zacisnąłem swoją dłoń na Jej. Tyle, z okruchów życia tylko tyle wyłowiłem.

Kurwa, zmęczyłem się. Nieprzeciętnie. Kiedy Jej nie widziałem, jakoś się trzymałem. Było we mnei uczucie, wspomnienie, było wszystko. Ale to "wszystko" czeka tylko, aż po raz kolejny Ją zobaczę. Wtedy zaczyna się jakaś reakcja łańcuchowa. Mój ból odżywa, uśmiech gdzieś znika; zaczynam myśleć, przetwarzać, sam nie wiem co robię, ale jestem stracony dla innych. Wyłączam się.

To wszystko nasila się, kiedy widzę Ją taką... radosną. Zawsze jest wesoła, może nie szczerze, ale się śmieje. Nie chcę odgadywać już tego Jej szczęścia, nie mam siły.

Siedziałem na matmie; myślałem. Wreszcie jest - będe mógł Jej dać to, "co o Niej napisałem". Bedę mógł dać jej część bloga. Pomyślałem, że nie jest tego warta. Pomyślałem, że się tylko przed Nią wygłupię. Co zmieni to, że pozna resztę moich myśli...? Że pozna moje najskrytsze pragnienia, z których większość by drwiła, co z tego, że pozna moje marzenia, kórych zapewne nie zrozumie. Pozostaję sam w sobie, sam ze swoim bólem, z bólem, którego nie dam rady opanować. Jest wprawdzie parę osób dokoła mnie, do których mogę się zgłosić o pomoc, ale chyba nie chcę tego. Nie chcę z kimś rozmawiać i Niej. Nie zrozumieją, bo nie rozumieją. A mi nie chcę się tego wszystkiego tłumaczyć. Za bardzo to boli.

W pewnym momencie myślałem, że to, co poczułem, to rzeczywiście jakieś zauroczenie. Poza tymi całymi skomplikowanymi myślami, pomimo tego wszystkiego przebiegła mi przez głowę kilka razy taka myśl - człowieku, ty nie kochałeś, to kolejne z twoich zauroczeń. Nawet udało mi się w to uwierzyć. Przez moment miałem tą wiadomość za pewnik. Z jednej strony troszkę mnie to bolało - jednak nie kochałem, z drugiej strony czułem się szczęśliwy, że udało mi się w jakiś sposób od TEGO uciec. Teraz widzę, że nic mi się nie udało, a to nie było żadne zauroczenie. Już nawet nie chcę mówić, że to miłość. Jeżeli tak ma wyglądać, to nie ma w niej nic pięknego. Tylko cierpienie. Jasne, bez miłości nie ma cierpienia. A może miłość to synonim cierpienia...?

Ostatnio oglądałem na jakimś damskim kanale jakiś program. Nie ważne jaki. Było dwóch braci, jeden podrywacz, obracał panny jak chciał i ile chciał. Drugi, bliźniak, nie. Ten drugi znalazł dziewczynę. W wieku 19 lat ją spotkał i jak to sam powiedział, po kilku tygodniach wiedziałem, że chcęz nią być na całe życie. Takie rzeczy dają mi siłę. Dają mi siłę i dają mi duży powód do cierpienia. Takie wielkie słowa w takim wielku, takie wielkie wybory na początku młodego życia. Chciałbym go dokonać z wzajemnością. Kurwa, jak boli...

Teraz chciałbym to cofnąć. Ten cały czas. Wyciąć 3 miechy z życia, połączyć. Żeby wypadło to wszystko, to moje uczucie, żeby sięnie rodziło, żeby Słoneczko nie znaczyło dla mnie aż tak wiele. Boli... namacalnie boli. Namacalne są też łzy.

Pisałem kiedyś, że warto było. Już nie wiem czy warto było. Pokochałem Ją, fakt. Kocham Ją, fakt, co bym nie mówi, co bym nie pisał, i nie myślał, prawdąjest, że Ją kocham. Jednak zatracilem po drodze coś bardziej... czystego. Pisałem kiedyś do Joaśki, że najważniejsza w życiu jest przyjaźń, ważniejsza od miłości. Nie wierzyłem w to. Teraz chyba chcę wierzyć, a nie mogę. Tak czy inaczej utraciłem możliwość przytulenia Jej, utraciłem możliwość bezinteresownego przytulenia. Tak, to takie przyziemne, nic nie znaczące, ale wiele bym dał, żebym mógł teraz poczuć przy sobie Jej ciało.

Denerwują mnie. Denerwuje mnie w klasie jedna osoba, no, dwie. Akurat jest to jedyna para w mojej klasie. Patrzę na nich. Co prawda koleś jest totalnei zdominowany przez nią, ale nie obchodzi mnie to. Patrzę na ich domniemane szczęście, które jest jeszcze bardziej złudne, niż moje najśmielsze marzenia i boli mnie to. Stawiam się w ich sytuacji. W jej oczach jest takie.. jakby jakaś dziwna satysfakcja, kiedy na mnie patrzy. W sumie chyba nie byłem tej dziewczynie jakiś czas temu obojętny; była dziewczyną dobrego kumpla, przez szacunek do niego nie tykam jej. Nie obchodzą mnie, oprócz Niej.

12 lutego 2004   Komentarze (3)

Bez tytułu

Dowiedziałem się, że jest chora. Nie wiem na co. Po prostu chora. Chyba jej nie będzie do ferii. Szkoda. Chciałem jej napisać w SMSie, że bez Niej te dni są stracone... Chyba to jeszcze zrobię. Kiedy ostatnio czytałem tego bloga od początku, znaczy od środkowego początku, natknąłem się na swoje słowa, które mówiły coś o tym, że kiedy byłem chory, Ona do mnie nie zajrzała. Nie przyszła, poczułem się niejako skrzywdzony. Jednak ja teraz też do Niej nie mam zamiaru się wybrać. Co prawda teraz jestem już po Jej odmowie, jednakże... hm... sam nie wiem. Chyba nie chcę, żeby odebrała to jako przejaw nachalności. Chyba nie ma nic goszego, aniżeli nachalność w miłości - raz, krzywdzi się nieświadomie siebie, dając sobie jakąś nadzieję na lepsze jutro, na możliwość rozwoju uczuciowego świata; z drugiej strony krzywdzi się drugą osobę, gdyż ta nie wie za bardzo jak się zachować w takiej sytuacji. Osoba próżna, a jesteśmy tacy wszyscy, lubi być adorowana, co jednak, kiedy zdaje sobie sprawęz tego, że ktoś się w niej zakochał, a sama tego nie odwzajemnia? Budzi się wtedy dziwne uczucie niepewności, może jakiegoś zakłopotania co w takiej niezręcznej sytuacji począć. Rzeczywiście, nędzna sprawa. Nie chcę Jej w to wpędzać.

Ostatnio coraz częściej zaczynam o Niej myśleć. W którą stronę to zdąża...?

Miłość jest jak przedni kawałek mięsa: odgrzewany przez tylu ludzi na świecie, w różnych jego zakątkach, na tyle sposobów, a nadal smakuje wyśmienicie...

11 lutego 2004   Dodaj komentarz

Bez tytułu

Poniedziałek. Kolejny, zwyczajny, szary, zimny poniedziałek. Ranne myśli to: nie chce mi się iść do budy, niedługo, tylko ten tydzień i ferie. Dwa długaśne tygodnie. I co jeszcze...? I jakieś wspomnienie zza mgły. Wspomnienie Jej, tego, jaki brała udział w moich śmiałych marzeniach w czasie ferii. Chciałem, miałem nadzieję, że je z Nią spędze, że to wszystko się potoczy zupełnie inaczej, że te sprawy się potoczą inaczej.

Życie postawiło mi coś na drodze. Ciekawe co to było...? Przeszkoda? Test? Każdy dzień przynosi inną formę postrzeganie tego wszystkiego. Wcześniej potrafiłem się do takich sercowo-uczuciowych spraw odnieść z rezerwą. Potrafiłem jakoś chłodno kalkulować; słowa to tylko słowa, nie da się przenieść myślowego znaczenie na papier, nie zawsze. Potrafiłem się domyślić, przewidzieć co dla mnie będzie dobre, co złe. Tutaj nie wiem, nie wiem nawet co to jest. Może ten fakt, to zdarzenie wywarło na mnie większy wpływ, niż potrafiłem kiedykolwiek sobie wyobrazić? Z jednej strony postrzegałem to jako walkę, tylko o co? Walka dla walki? Dla samej idei? Po to, żeby ją tylko stoczyć, bez różnicy przegrywając, czy zwyciężąjąc? Z drugiej strony... gdzie jest druga strona...? Może w osiągnięciu szczęścia, zarówno swojego, jak i spełniając się do końca - ofiarując siebie w zamian i uszczęśliwić inną osobę...? Tak czy inaczej widziałem to teraz, z perspektywy czasu, jako przegraną, staram się zapomnieć o Niej, o tym wszystkim co z Nią związane, o tych wszystkich chwilach podszytych moją nadzieją i złudnym szczęściem. Jednak to neijest sposób. Ona wycisnęła na mnie gigantyczne piętno: raz, że dane mi było się w niej zakochać, taką miłością, jaką chciałem zawsze kochać, dwa, że zostałem niestety odrzucony, co wywarło na mnie jeszcze większy wpływ, zmieniając coś we mnie, coś zmarło, coś się narodziło, coś pozostało. Ale Ona nie jest zamkniętym rozdziałem w moim życiu, nie może taka być przez same "efekty" jej życia. Stanowi, nawet teraz, zbyt ważne ogniwo we mnie. Zastanawiam się, czy kiedyś uda mi się pogodzić z tą porażką...?

Napisałem jej SMSa. Zapytałem, czy chciałaby przeczytać coś, co pisałem o Niej, miałem na myśli blog. Odpowiedziała, że tak. Jaki to teraz będzie miało odcień..? Jak akt desperacji? Może jak akt czystej prawdy? Niech będzie takie, jakie ma być, nie obchodzi już mnie to, gorzej być nie może w tej sytuacji. Możę być tylko lepiej, i to lepiej kiełkuje we mnie. Nowy krzew, krzew nadziei.

09 lutego 2004   Komentarze (1)

Połowinki

Dokładnie. Dziś. Nie poszedłem. Dlaczego? Sam nie wiem. Z jednej strony nie chce mi się. Nie lubię po prostu takich zabaw, takich w sensie skazania na przymus tańczenia i nie robienia niczego innego. Zabawa bez alternatywy. Nie obchodzi mnie nawet co inni powiedzą. Mam to w dupie. Nie chce mi się... Ale wiem, że na imprezie będzie też ona. Po takim zawodzie myślałem, że... nie wiem co myślałem. Fakt, że się wydarzyło, odrzuciła mnie. Poszedłbym tam, zobaczył, że jest z "kolegą"... szlag mnie trafiał, jak widziałem, gdy qmpel z klasy ją przytula, jakbym zobaczył, jak z kimś tańczy, bawi się... jakbym zobaczył, jak ją ktoś całuje - po zabawie. Sam nie wiem co bym zrobił.

Niby chciałem jej szczęścia, chyba chcę, szczerze. Ale jak mogę tak myśleć, skoro już przed chwilą sobie zaprzeczyłem... Toksyczna miłość...? Cholera jasna, nie wiem co się ze mną dzieje. Nie chcę powracać już myślą do niej. Za bardzo boli.

Jeszcze przed tym jak zachorowałem, pamiętam, jak zabrałem jej rękawiczkę. Kiedy byłem dzisu qmpla wyciągnąłem ją. Czerwona rękawiczka. Przyłożyłem ją do nosa. Znowu ten zapach, nie taki już silny, ale nadal przeze mnie doskonale wyczuwalny. Zapach bezdennej pustki, tęsknoty, złamanych uczuć, nadziei, mojej młodzieńczej miłości. Ktoś powiedział, że najlepszym na takie coś lekarstwem jest kolejna dziewczyna.

Z jednej strony chciałbym zapomnieć o Niej, z drugiej strony chciałbym pielęgnować w sobie dobre wspomnienie, pamięć o Niej, o uczuciu. W międzyczasie, kiedy byłem jeszcze niepewny tego, co do mnie czuje, moje uczucie się wymyło nieco ze swojej siły, osłabło, jakby wyblakło. Jednak było, nadal silnie wrośnięte w moje serce, jak krzew pnący się w górę silną zielenią rosło we mnie, dojrzewało w deszczu niepewności; było. Teraz widzę, jak krzew wypuszcza kwiaty, są tutaj, rosną, pomimo wszystko są, istnieją, te pąki czarnej róży. To ja dałem im życie, Ona je wyzwoliła z okowów nieistnienia, nadała im sens, są.

Sięgam pamięcią do zamgolnych nieco dni. Przypominam sobie zamazaną twarzyczkę, o której chcę zapomnieć; widzę... widzę... widzę jak kwiaty robią się na moment czerwone, krwistoczerwone, jak krew wprost z kochającego serca, które gotowe jest do poświęceń i wyrzeczeń, do bólu i cierpienia; chyba mi się tylko zdaje... są czarne.

Już nawet nie potrafię sobie Jej przypomnieć. Nie widziałem jej ponad tydzień. Nie potrafię sobie przypomnieć za co Ją kochałem... kocham? Dlaczego...? Zdawało mi się, że to uczucie przetrwa Ją, mnie, nas... Po dwóch tygodniach rana się zabliźnia? Niemożliwe. Uczucie się wypacza, staje się trujące. Zaczynam miast miłości czuć do niej coś innego. Aż boję się o tym myśleć. Wiem, że potrafię ranić. Nie chcę Jej ranić. Wiem, że jestem do tego zdolny, kurwa, nie chcę. Nie JĄ.

Świat stracił odcienie. Beznadziejna pora roku nawet mi nie pomaga tego zapomnieć.

W miejsce tej wielkiej, czarnej dziury miałoby powstać coś nowego? Jakieś nowe życie...? Jakie życie...? MIEJSCE do nowego życia... Miałoby powstać miejsce? Alternatywa ciekawa, ale nie mam w sobie tyle energii, żeby przezwyciężyć to w sobie.

Marnuję się. Ewidentnie. Zauważam to, nie pomagam sobie i to uczucie mi nie pomaga. Moje błędne koło się zamyka.

Zastanawiam się co by było, gdyby... mi się udało. Gdyby nam się udało...? Teraz, kiedy na to wszystko patrzę, na te problemy jakie niby widziałem... jak nas odbierze klasa...? Boże, śmiać mi się chce. Wyć mi się jak pies do księżyca, kiedy patrzę na to. Chyba jednak nie uda mi się przekonać o tym wszystkim.

Z całego mojego bólu widzę dwie, dziwne rzeczy. Rzeczy, które mnie bolą, które mnie naprawdę bolą, bolą dotkliwie, i to dlatego, że Ona je zrobiła świadomie. Pierwsze to to, że musiałem czekać tyle czasu, aż usłyszę "nie". Wchodziłem w swoim szaleństwie skierowanym do niej na wysokości, na wyżyny, na które nikt nie wszedł, zdobywałem nibosiężne góry, widziałem świat z wysokości, jak demoniczny stwór przykrywałem go swoim czarnym skrzydłem. Im wyżej wchodziłem tym większy miałem niepokój, że spadnę. Jednak dusiłem w sobie to; nie brałem pod uwagę, wóz, albo przewóz. Spadłem z bardzo wysoka, nigdy tak wysoko nie doszedłem. Przez NIĄ spadłem z tak wysoka. Boli, właśnie dlatego, że pozwoliła mi tak wysoko wejść.

Druga sprawa to to jej: "Pamiętaj, że trzymam to w tajemnicy". Kurwa, czuję się tak, jaby to był jakiś mały sekrecik między nami, tai, o którym nie warto mówić, niech sobie będzie. Jakby to był jakiś perfidny plan, z góry skazany na przegraną. Tylko najlepiej wszystko zdusić tak, aby wyjść obronną ręką z sytuacji. Abyś Kochanie mogła z tego wyjść, nie nadszarpując swojej reputacji. Może się tego po prostu wstydziłaś? Tego, że Cię pokochałem...? Może tego, że mnie odrzuciłaś...? Może tego, co powiedzą na to inni...? Żal mi...

07 lutego 2004   Komentarze (2)
< 1 2 ... 68 69 70 71 72 ... 85 86 >
Chaos_angel | Blogi